– To wcale nie jest takie zabawne.
– Ale też wcale nie takie poważne. – Lucy mówiła z nonszalancją. – Powiedz ciotce, że ci skradziono ten adapter. Zobaczysz, na Gwiazdkę dostaniesz nowy.
– Nie o to chodzi. Tony mnie nienawidzi.
– Mnóstwo ludzi będzie cię jeszcze nienawidzić. I co z tego?
– A ty? – zapytał Jeff.
– Czy ciebie nienawidzę? – Zdobyła się znowu na uśmiech. – Oczywiście, że nie.
– Zobaczymy się jeszcze?
– Oczywiście, że nie – powtórzyła.
– Przepraszam – powiedział wpychając ręce w kieszenie. Wydawał się drobniejszy niż kiedykolwiek przedtem. – Widzę, że nie powinienem był dzisiaj przychodzić.
– Nie, dlaczego? Cieszę się, że przyszedłeś. To ładnie i wspaniałomyślnie z twojej strony. A nawet dosyć odważnie. – Teraz przybrała ton macierzyński i żartobliwy. – Nie spuszczaj nosa na kwintę. Przeżyłeś miłą, pouczającą przygodę. Coś jakby kurs wakacyjny dla studentów trzeciego roku, w skróconym terminie, obowiązujący dla kandydatów na stopień magistra: wybór instruktora.
– Jak możesz traktować tę sprawę tak lekko? – Na twarzy Jeffa malowało się głębokie zdumienie.
– Instruktora?… – powtórzyła Lucy z powątpiewaniem. – Nie, to trzeba koniecznie w rodzaju żeńskim. Instruktorki. Tak, instruktorki, to nawet lepiej brzmi.
– Narobiłem ci masę kłopotu, prawda?
Zrobiła minę, która miała wyrażać, że jej zdaniem, Jeff przeceniał wagę swojej osoby.
– Zawsze trzeba coś tam zapłacić za chwilę zabawy – odpowiedziała.
– Zabawy? – oburzył się.
– Nie rób takiej zgorszonej miny. To przecież była dobra zabawa. Byłoby mi okropnie przykro, gdybyś powiedział, że nie miałeś z tego żadnej radości. Że robiłeś to tylko z obowiązku.
– To było cudowne – oświadczył Jeff uroczyście. – Wstrząsające… To było jak trzęsienie ziemi.
– No, no, no! – Lucy zamachała rękami trzepotliwie, po dziewczęcemu. – Już za późno, żeby się drapać z powrotem pod obłoki.
Na twarzy Jeffa widać było wyraźnie cierpienie.
– Jesteś dzisiaj zupełnie inna – powiedział. – Dlaczego?
– Bo to już koniec lata.
Podeszła do walizek Tony’ego i zaczęła im się przyglądać ze zmarszczonym czołem udając, że sprawdza w pamięci, czy są wszystkie.
– Wracasz? – zapytał Jeff. – Wracasz do niego? Udała, że nie rozumie.
– Do kogo?
– Do męża.
– Myślę, że tak – odparła bardzo rzeczowym tonem, odwracając się znowu ku niemu. Nie miało sensu mówić mu o liście, który wysłała do 01ivera. – Przecież żony zwykle wracają do mężów. To jeden z głównych powodów, dla którego dziewczęta wychodzą za mąż. Chcą mieć kogoś, do kogo można wracać.
– Lucy! – zawołał błagalnie. – Co się z tobą stało?
Zbliżyła się do krawędzi schodów i spojrzała daleko, na jezioro.
– Zdaje się – rzekła powoli – że jestem nareszcie duża. Zupełnie dorosła.
– Nabijasz się ze mnie – mówił Jeff z goryczą. – Nie mam ci tego za złe. Zachowałem się jak wiejski gamoń. Ledwie mnie zapytał, od razu wszystko wyśpiewałem. I wyniosłem się jak niepyszny z tym zakichanym adapterem pod pachą, zupełnie jak smarkacz wywalony ze szkoły za to, że się dał przyłapać z papierosem.
– Na twoim miejscu nie martwiłabym się takimi drobiazgami. Właściwie jestem zadowolona, że się o wszystkim dowiedział.
– Zadowolona? – zapytał niedowierzająco.
– Oczywiście. Jako kłamczuch jestem po prostu do niczego. To za duży wysiłek dla mojej niemądrej głowy. – Nagle ton jej się zmienił, powiedziała poważnie, niemal groźnie: – Doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Już nigdy, nigdy!
– Lucy! – Jeff starał się uratować cośkolwiek z tego lata. – Jeżeli się kiedyś spotkamy, jak będziesz o mnie myśleć?
Odwróciła się i zaczęła mu się przyglądać w zamyśleniu. A gdy nareszcie przemówiła, głos jej brzmiał bardziej żartobliwie niż przedtem.
– Pomyślę sobie: „Cóż to za wzruszający chłopiec! Czy to nie dziwne, że kiedyś, przez krótki czas, zdawało mi się, że jestem w nim trochę zakochana?”
Stali naprzeciw siebie – Lucy nieugięta, nielitościwie płocha, Jeff nieszczęśliwy i bardzo młodzieńczy. Właśnie w tej chwili Oliver, którego przyjazdu nie słyszeli, wyszedł zza rogu ganku. Był ubrany jak do podróży, twarz miał znużoną i zmiętą po długiej jeździe, a ruchy powolne, jakby niewiele w nim pozostało energii. Spostrzegłszy Lucy i Jeffa zatrzymał się.
– Halo! – powiedział.
Oboje odwrócili się w jego stronę.
– Dzień dobry, Oliverze – powitała go Lucy bez serdeczności. – Nie słyszałam samochodu.
– Ja tylko przyszedłem się pożegnać – wyjaśnił Jeff z zakłopotaniem.
– Tak? – rzekł 01iver wyczekująco.
– Chciałem powiedzieć, że bardzo mi przykro…
O1iver skinął głową.
– Uhm, rzeczywiście? – mruknął niewyraźnie. Przeszedł przez ganek i spojrzał na zdruzgotany adapter leżący na trawniku. – Co tu się stało? – zapytał.
– Tony… – zaczął Jeff.
– To wypadek – przerwała mu Lucy. Oliver nie okazywał zainteresowania.
– Wypadek? – powtórzył obojętnie. – To pan już skończył tutaj? – zwrócił się do Jeffa.
– Tak, wszystko skończone – rzekła Lucy. – Właśnie miał odchodzić. – Wyciągnęła rękę do Jeffa. – Do widzenia. – Zmusiła go do uściśnięcia jej dłoni. – A teraz odejść i uszy do góry! Trzeba porządnie przysiąść fałdów i uczyć się, żeby w tym roku były dobre stopnie.
Jeff chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Wyrwał rękę z jej dłoni, okręcił się na pięcie i dał nura z ganku, znikając za rogiem domu. Lucy patrzyła za nim i chciało jej się płakać. Nie dlatego, że Jeff odchodził i że nie miała go już więcej zobaczyć, nie dlatego, że przez jakiś czas był jej bliski, a teraz to się zepsuło. Chciało jej się płakać dlatego, że był tak bardzo nieporadny, że wiedziała, jak cierpi z tego powodu, i że to ona była temu winna.
Kiedy Jeff odszedł, O1iver zwrócił się do Lucy:
– Gdzie jest Tony?
– Za chwilę będzie z powrotem.
– Aha. – Przyjrzał się walizkom ustawionym na ganku. – A gdzie są twoje rzeczy? – zapytał. – W pokoju?
– Nie pakowałam się.
– Prosiłem cię przecież w telegramie, żebyś była gotowa na trzecią. – W głosie 01ivera drżała nutka dawnej, domowej irytacji z powodu jej niezaradności. – Nie chcę jechać przez całą drogę po ciemku.
– Nie mogę wrócić do domu – powiedziała. – Nie dostałeś mojego listu?
– Dostałem – rzekł niecierpliwie. – Pisałaś, że musimy sobie wiele rzeczy nawzajem wyjaśnić. Równie dobrze możemy to zrobić w domu. Nie chcę się tutaj zatrzymywać dłużej, niż koniecznie potrzeba. Idź się spakować, Lucy.
– To nie jest takie proste – powiedziała.
Oliver westchnął.
– Słuchaj, Lucy. Przemyślałem to wszystko. I postanowiłem zapomnieć o tym, co się stało.
– Ach tak, ty postanowiłeś – rzekła dziwnie twardo.
– Zadowolę się twoim przyrzeczeniem, że to się już więcej nie zdarzy.
– Ach tak, zadowolisz się. – Głos Lucy stwardniał jeszcze bardziej, stał się metaliczny i prawie bezdźwięczny. – I będziesz mi wierzył, jeżeli przyrzeknę?
– Tak.
– Przed dwoma tygodniami nie chciałeś wierzyć żadnemu mojemu słowu.
– Bo wtedy kłamałaś – powiedział Oliver.
Читать дальше