– Lucy! – krzyknął brutalnie. – Skończ z tą diabelską litanią. I nie bądź idiotką.
Przymknęła znużone powieki, zrobiła lekki, odpychający ruch ręką.
– Dlaczego nie wyjeżdżacie stąd obaj? – zapytała. – Dlaczego nie zostawicie mnie samej?
– Przecież uzgodniliśmy tę sprawę.
– Nic nie uzgodniliśmy. Powiedziałeś, że chcesz, żebym wróciła, a ja odpowiedziałam, że także chcę wrócić. Ale na określonych warunkach. Jednym z tych warunków jest to, że odtąd nie będę miała nic wspólnego z Tony’m.
– Jak długo? – zapytał zdławionym głosem.
– Nigdy.
– To jest melodramat – oświadczył Oliver. – W tym już nie ma żadnego sensu.
– A teraz słuchaj mnie dobrze – rzekła Lucy stając na wprost Olivera i usiłując zapanować nad głosem. – Wszystko, co powiedziałam i co ci jeszcze powiem, każde słowo traktuję poważnie. On mnie nienawidzi. Jest moim wrogiem.
– Trzynastoletni chłopiec…
– On będzie świadczyć przeciwko mnie – mówiła dalej. – On tego nigdy nie zapomni i ja też nie zapomnę. Ile razy na mnie spogląda, patrzy przez tamto okno, w tamto deszczowe popołudnie. Patrzy i sądzi mnie, prześladuje, wydaje na mnie wyrok…
– Lucy, nie histeryzuj! – Ujął obie jej ręce i ściskał w swoich. – On zapomni.
– Nie zapomni. Zapytaj go. Sam go zapytaj. Przecież nie mogę żyć pod jednym dachem z moim sędzią. Przecież to niemożliwe, żebym dwadzieścia razy na dzień czuła się winowajczynią. – Głos jej drżał i załamywał się, była bliska płaczu.
– Musisz spróbować, Lucy.
– Już próbowałam – wyszeptała cicho. – Robiłam, co tylko mogłam, żeby to zagoić. Nawet wtedy, kiedy do ciebie pisałam, że nie mogę wrócić z nim razem, ciągle jeszcze miałam nadzieję. Nie wierzyłam w to naprawdę, nawet pisząc ten list. Ale dzisiaj on zrobił to… – Wyrwała ręce z uścisku Olivera i pokazała palcem zgruchotany adapter. – Kijem baseballowym. Myślisz, że chciał zniszczyć adapter? Nie. Mnie chciał zniszczyć. Mnie mordował! – Krzyczała teraz jak w obłędzie: – Morderstwo!
01iver chwycił ją za ramiona i mocno potrząsnął.
– Dosyć! Przestań. Opanuj się.
Szlochając, nie próbując się uwolnić z jego rąk, Lucy mówiła:
– On wszystko zatruje. Co z nas będzie po pięciu latach takiego życia? Na jakiego człowieka on sam wyrośnie w takich warunkach?
01iver puścił ją, ręce mu opadły. Przez chwilę stali obok siebie bez ruchu. W końcu 01iver potrząsnął przecząco głową.
– Nie, nie mogę tego zrobić – powiedział.
Lucy wciągnęła powietrze z głębokim westchnieniem. Pochyliła głowę, bezwiednym gestem skrzyżowała ręce na piersi i zaczęła gładzić palcami ramiona w tych miejscach, gdzie czuła
jeszcze ucisk rąk 01ivera. Kiedy się odezwała, głos jej brzmiał martwo.
– W takim razie zostaw mnie samą. Zabierz go ze sobą, a mnie zostaw. Na zawsze.
– Tego także nie mogę zrobić.
Tym samym martwym, bezdźwięcznym głosem, nie przestając gładzić leciutko swoich ramion, Lucy powiedziała:
– Będziesz musiał zrobić jedno albo drugie, O1iverze.
Odszedł w stronę schodów i stanął na skraju ganku, odwrócony do niej plecami. Wsparłszy się o słup ganku patrzył na ciche jezioro. „A ja byłem pewien, że wszystko zaplanowałem jak najlepiej” – pomyślał z goryczą. Czuł się pokonany, niezdolny do nowych planów ani do decyzji. „Trzeba było tamtego wieczoru – przeżuwał niewczesne żale – zapakować wszystkich w samochód i wracać razem do domu. Teraz każde z nas zdążyło się wgryźć zbyt głęboko.”
Usłyszał jakiś ruch za swoimi plecami i odwrócił się prędko. To Lucy otwierała drzwi, aby wejść do domu.
– Dokąd idziesz? – zapytał nieufnie.
– Tony nadchodzi – odparła wskazując ręką w stronę hotelu. Istotnie, Tony szedł szybko w kierunku domu. – Myślę, że będzie lepiej, jeżeli z nim porozmawiasz.
Weszła do wnętrza domu. Drzwi z żaluzją zamknęły się za nią z cichym kołataniem, 01iver patrzył na rozpływający się w mroku cień jej postaci.
Potrząsnął głową i zanim się obrócił ku nadchodzącemu synowi, przywołał uśmiech na twarz. Wyszedł na trawnik na jego spotkanie. Tony zbliżał się bez pośpiechu, z poważnym, czujnym wyrazem twarzy. Zatrzymał się w pewnej odległości od ojca. – Halo, tato – powiedział wyczekująco, nie ruszając się z miejsca.
01iver podszedł do niego, otoczył go ramieniem i pocałował w policzek.
– Halo, Tony – przywitał chłopca serdecznie. Wciąż obejmując go ramieniem wrócił z Tony’m na ganek.
– Jestem już gotów – rzekł chłopiec wskazując na swoje walizki. – Czy mogę wynosić rzeczy do samochodu?
Oliver nie odpowiedział. Puścił syna i powoli podszedł do trzcinowego fotela. Opadł na niego tak ciężko, jakby był starym człowiekiem, i milcząc patrzył na chłopca.
– Podobno mieliśmy stąd wyjechać o trzeciej? – zapytał Tony.
– Podejdź tu do mnie bliżej.
Ociągając się, jak gdyby w obawie kary. Tony przeszedł przez ganek i zatrzymał się przed fotelem, na którym siedział ojciec.
– Gniewasz się na mnie, tato? – zapytał po cichu.
– Nie, wcale. Za cóż miałbym się gniewać?
– Za ten telefon, wtedy – odparł Tony wpatrując się w podłogę. – Za to, że powiedziałem ci o tym… o tym, co zobaczyłem.
01iver westchnął.
– Nie, to nie była twoja wina.
– Przecież musiałem ci powiedzieć. Prawda, że musiałem? – usprawiedliwiał się chłopak.
– Tak – przyznał Oliver po chwili milczenia.
Patrzył na syna i zastanawiał się, co też Tony zachowa w pamięci z tego dnia. Patterson mówił, że dzieci o wszystkim zapominają. Mówił także, że dorośli potrafią wszystko zapomnieć. Ani jedno, ani drugie nie było prawdą. Tony będzie pamiętał wyraźnie, dokładnie i boleśnie, całe jego życie zostanie zbudowane na fundamencie tego wspomnienia. Byłoby prościej i mniej boleśnie prześliznąć się obok tej chwili, dać chłopcu jakie bądź wyjaśnienie faktu, że zabiera go do domu samego i wyprawia samego z domu do szkoły. Byłoby łatwiej zbyć go na razie byle czym, gdyby zapytał o Lucy, a potem odpowiadać mu mgliście i wykrętnie, gdyby pisał ze szkoły, że chce przyjechać na ferie do domu. W końcu, po pewnym czasie, zrozumiałby sam, że został wykluczony z rodziny. Tak byłoby prościej i mniej boleśnie, ale kiedyś Tony, jako dorosły mężczyzna, pogardziłby nim za to i miałby słuszność.
01iver ujął chłopca za rękę, przyciągnął go do siebie, posadził na kolanach i przytulił jego głowę do swego ramienia, tak jak dawniej, kiedy Tony był jeszcze mały. Łatwiej mu było mówić, gdy czuł ciężar wspartego na nim chłopięcego ciała i twardy ucisk chudych nóg, gdy syn nie patrzył na niego.
– Słuchaj uważnie, co ci powiem, Tony. Dałbym wiele, żeby to się nie stało. A jeżeli już musiało się stać, to dałbym wiele, żebyś ty o tym nie wiedział. Ale stało się. I dowiedziałeś się o tym. I musiałeś mi o tym powiedzieć.
Tony milczał. Uwięziony w ramionach ojca, siedział z napiętymi mięśniami całego ciała.
– Tony – mówił 01iver. – Chciałem cię zapytać o jedną rzecz: Czy ty nienawidzisz mamy?
Poczuł, że ciało chłopca jeszcze bardziej sztywnieje w jego objęciu.
– Dlaczego? Co ona ci mówiła?
– Odpowiedz na moje pytanie.
Nagłym ruchem chłopiec wyrwał się z ramion Olivera i stanął przed nim ściskając i rozwierając dłonie.
– Tak – zawołał z wściekłością. – Tak, nienawidzę jej!
Читать дальше