– W oczach nadchodzi jesień – powiedziała wzdrygając się od lekkiego dreszczu. – Nigdy nie lubiłam tej pory roku. To dziwne – mówiła dalej usiłując nawiązać choćby najwątlejszą nić porozumienia z synem – to dziwne, że już nie słychać trąbki, prawda?
Tony nie odpowiedział. Spojrzał na zegarek.
– O której tatuś przyjedzie?
– Powinien tu być lada minuta – odparła, jeszcze raz pokonana. – Telegrafował, że przyjedzie koło trzeciej.
– Pójdę zaczekać na niego przy bramie – rzekł Tony ruszając ku schodom.
– Tony – zatrzymała go nagle. Przystanął.
– Co takiego? – zapytał chłodno.
– Chodź no tu do mnie – wabiła go prawie kokieteryjnie. – No, proszę, chodź.
Zawrócił niechętnie i stanął przed nią.
– Czego chciałaś?
– Chciałam ci się przypatrzyć, jak wyglądasz w miejskim ubraniu. Wydajesz się taki dorosły. Rękawy są już za krótkie. – Dotknęła jego ramienia. – A tutaj okropnie ciasno, prawda? Musiałeś podskoczyć o parę cali w ciągu, tego lata. Jak tylko wrócisz do domu, będziesz musiał dostać nową wyprawkę do szkoły.
– Pójdę teraz do bramy – powtórzył Tony.
Zdobyła się na ostatni wysiłek.
– Tony – rzekła z drżącym uśmiechem czując, że to ostatnia szansa, że są oto sami, nie ma naokoło żywego ducha, tylko jezioro i wzgórza cicho zanurzające się w jesień. – Tony, pocałujesz mnie?
Stał przed nią obojętny, nawet nie wrogi, i przez chwilę wpatrywał się uważnie w jej twarz. Potem odwrócił się i nie okazując wzruszenia ani niechęci ruszył znowu w kierunku schodów. Lucy poczerwieniała.
– Tony! – krzyknęła ostro.
Zatrzymał się jeszcze raz, spojrzał na nią i zapytał cierpliwie:
– Czego chciałaś? Zawahała się.
– Nie, już nic.
Na ścieżce rozległ się odgłos kroków i zza rogu domu pokazał się Jeff. On również był ubrany tak jak do miasta, miał brązowy wełniany garnitur i starannie związany krawat. Pod pachą niósł adapter. Lucy z trudnością powstrzymała wybuch histerycznego śmiechu. „Ten chłopak – pomyślała z humorem – zawsze wkracza na scenę i schodzi ze sceny z adapterem pod pachą!” Jeff zbliżał się niepewnie. Wydawał się o wiele bledszy niż dwa tygodnie temu, jak gdyby przez cały ten czas nie wychodził na dwór. Zatrzymał się nie wchodząc na ganek.
– Halo, Tony – powiedział. – Lucy…
Tony nie odezwał się w odpowiedzi na powitanie. Lucy czuła się zaskoczona. Już od dawna nakazem woli wykluczyła Jeffa z kręgu swoich myśli. A teraz, patrząc na niego, doznawała dwoistego uczucia, w którym pamięć minionej rozkoszy splatała się ze świeżym niezadowoleniem. Ukryła to niezadowolenie pod płaszczykiem sztucznej swobody.
– Halo, Jeff – odpowiedziała beztrosko. – Nie wiedziałam, że pan tu dotychczas siedzi.
– Przyjechałem po raz drugi – wyjaśnił skrępowany – żeby pomóc siostrze przy pakowaniu. Powiedziano mi, że pani tu jeszcze jest, więc pomyślałem sobie… – Zatrzymał wzrok na walizkach ustawionych na ganku. – Już dzisiaj wyjeżdżacie?
– Czego pan tutaj chce? – zapytał Tony nie odpowiadając na pytanie Jeffa.
– Przyszedłem się pożegnać.
Staranny ubiór miejski i wyraźne skrępowanie w sposobie bycia sprawiały, że Jeff wydał się Lucy jakiś mniejszy i cofnął się w jej oczach do okresu młodzieńczej nieporadności. „Gdyby chodził w tym ubraniu przez całe lato – pomyślała przypominając sobie jego białe koszule z kwadratowym wycięciem u szyi i bose stopy – nie dotknęłabym go na pewno.” Postawił adapter na skraju ganku i uśmiechnął się zachęcająco do Tony’ego.
– Pomyślałem sobie, że może chciałbyś to mieć. Tak niby w prezencie. Wcale nie najgorszy adapter. Wiem, że lubisz muzykę, więc myślałem… – Urwał speszony nieruchomym spojrzeniem Tony’ego.
– Strasznie miło z pana strony – wmieszała się Lucy, poruszona zakłopotaniem Jeffa – ale, naprawdę, to za duża ofiara.
Cóż pan sam będzie robił w New Hampshire w chłodne zimowe wieczory, kiedy wiatr wyje za oknami przysypanymi śniegiem? – Mówiła nienaturalnym tonem uprzejmej pani domu, spoglądając przy tym z przesadnym zachwytem na adapter. – To prześliczna maszynka, prawda, Tony?
Chłopiec nie poruszył się. Stał na szeroko rozstawionych nogach i zdawał się górować nad Lucy i Jeffem.
– Daje mi pan na własność ten adapter? – zapytał Jeffa.
– Tak.
– Dlaczego?
– Jak to: dlaczego? – Jeff uczuł się przyciśnięty do muru tym pytaniem. – No, nie wiem dlaczego. Dlatego, że było nam ze sobą nieźle przez tych parę tygodni. Dlatego, że chciałbym, żebyś o mnie pamiętał.
– Tony, podziękujże Jeffowi – napomniała go Lucy.
– Więc ten adapter jest teraz mój? – pytał Tony nie patrząc nawet na matkę i zwracając się tylko do Jeffa. – Mogę z nim zrobić, co mi się podoba?
– Jasne – odparł Jeff. – Możesz go zabrać z sobą do internatu i trzymać w swoim pokoju. Jak będzie jakaś zabawa, możecie przy tym tańczyć i…
Jeff nie dokończył zdania. Wpatrywał się z napięciem w Tony’ego, który podszedł do adaptera i zaczął mu się przyglądać, dotykając go z obojętnym wyrazem twarzy. Potem podszedł do kąta, w którym stał oparty o ścianę kij baseballowy. Wziął go, wrócił do instrumentu i wolną ręką z rozmachem strącił go na trawnik. A potem z całym rozmysłem zaczął walić kijem w adapter.
– Tony! – krzyknęła Lucy i zerwała się, by go powstrzymać, ale Jeff chwycił ją w tej samej chwili za ramię.
– Nie, zostaw go – powiedział schrypniętym głosem.
W milczeniu przyglądali się, jak Tony z zimną systematycznością rozbija w drzazgi adapter.
Po paru minutach dał temu spokój i stał dysząc głośno. Obrócił się do matki i Jeffa z wyrazem okrutnego, dojrzałego triumfu. Niedbale odrzucił kij na trawę.
– Macie! – rzucił im krótko.
– Postąpiłeś brutalnie, obrzydliwie – stwierdziła Lucy. – Wstyd mi za ciebie. – Zwróciła się do Jeffa: – Przepraszam za Tony’ego.
– Tylko ty za mnie nikogo nie przepraszaj – zaprotestował Tony. – Nigdy i za nic.
– Okej, Tony – odezwał się Jeff spokojnie. – Jeżeli tobie to ulżyło, to dla mnie może tak być. Okej.
Chłopiec oderwał wzrok od szczątków adaptera i spojrzał najpierw na matkę, a potem na Jeffa.
– Nie – powiedział – wcale mi nie ulżyło. Chcecie pewnie ze sobą porozmawiać, zanim ojciec przyjedzie. Obiecałem Bertowi, że się z nim pożegnam przed wyjazdem. Za pięć minut będę z powrotem – dodał tonem pogróżki i odszedł w kierunku przystani.
Lucy i Jeff patrzyli za nim, póki nie znikł im z oczu. Wtedy Jeff podszedł do rozbitego adaptera, z żalem trącił go końcem buta i powiedział:
– Moja ciotka zrobiłaby zdziwioną minę, gdyby się dowiedziała, jaki los spotkał jej prezent. – Wrócił na ganek i zbliżył się do Lucy. – Te ostatnie tygodnie były koszmarne, prawda?
„Koszmarne – zanotowała sobie Lucy. – To pewnie w tym roku najmodniejsze słowo w Dartmouth.” Zawahała się przez sekundę. „Nie, nie dam się już w to wciągnąć – pomyślała. – Skończę z nim na dobre.”
– Tak? – zdziwiła się lekko. I roześmiała się.
– Z czego się śmiejesz? – zapytał podejrzliwie.
– Z tego, co mi się przypomniało, kiedy Tony rąbał kijem twój nieszczęsny adapter.
– Co ci się przypomniało?
– Jak sumiennie się nad nim męczyłeś – odparła Lucy. – Jak go uczyłeś machać tym samym kijem. – Zaczęła naśladować Jeffa: – „Tony, lewa noga w przód. Uważaj na piłkę. Nie wysuwaj zanadto stopy.” Dobrze skorzystał z twoich nauk.
Читать дальше