Wpatrując się w siebie z krytycznym zadowoleniem, jakiego doznaje kobieta przed lustrem, doszła do wniosku, że dopiero tej nocy poczuła się dorosła. Wydało jej się, że przedtem poświęcała znaczną część życia czynnościom i sprawom, którymi mogłoby się zajmować dziecko, gdyby mu zależało na tym, aby udawać dorosłą osobę. I w dodatku zawsze odczuwała niepokój, że ta maskarada w każdej chwili może zostać odkryta. Przyszła jej na myśl matka, która umierała mając sześćdziesiąt lat i zdawała sobie sprawę z tego, że umiera. Leżała w łóżku żółta, wyniszczona życiem pełnym cierpień, zgryzot, ubóstwa i rozczarowań. I właśnie na łożu śmierci powiedziała:
– Nie mogę w to uwierzyć. Najtrudniej mi uwierzyć, że jestem stara. Bylebym tylko nie spojrzała na siebie w lustrze, to ciągle czuję się jeszcze tak, jakbym była szesnastolatką. Nawet teraz, kiedy doktor przychodzi do mnie z grobową miną i myśli sobie na pewno, ze nie dociągnę do końca miesiąca, korci mnie, żeby mu powiedzieć:
„Nie, panie doktorze, to musi być jakieś nieporozumienie. Umieranie to przecież o wiele za trudna sprawa dla osoby, która czuje się tak, jakby miała szesnaście lat.”
„01iver nic tu nie pomógł” – myślała Lucy. Był taki pewien siebie w poczuciu własnej dobrotliwości i siły, że nawet pochwalał jej nieśmiałość i brak samodzielności. Sam decydował o wszystkim, ochraniał ją, radził sobie z wszystkimi kłopotami i tylko od czasu do czasu wytykał jej jakieś uchybienia, jak na przykład zagubienie tego rachunku z garażu, i to zawsze jakby mimochodem, z ojcowską pobłażliwością. Przypomniała sobie, jak to na towarzyskich zebraniach Oliver czuł się wszędzie niby we własnym domu – swobodny, salonowy – nie wiedział, co to uczucie zakłopotania, i zawsze był ośrodkiem zainteresowania całego towarzystwa. W pewnej chwili orientował się, że ona siedzi w jakimś ciemnym kącie, zagubiona w wezbranym nurcie zabawy i przyciśnięta do muru przez jakiegoś nudziarza, albo że udaje wielkie zaciekawienie obrazami wiszącymi na ścianach czy książkami na półkach bibliotecznych, a w sercu żywi rozpaczliwą nadzieję, że już wkrótce będzie można wracać do domu. Wtedy porzucał natychmiast osobę, z którą właśnie rozmawiał, podchodził do niej z uśmiechem pełnym zainteresowania i zręcznie wprowadzał ją z powrotem w samo ognisko towarzyskiego ożywienia.
Rozumiała to wszystko, co robił w ciągu lat ich wspólnego pożycia, i była mu wdzięczna. „A może właśnie nie trzeba było być wdzięczną” – myślała teraz. To, co uczyniła tej nocy, było zupełnie inne niż wszystko, co uczyniła kiedykolwiek przedtem, i dlatego zdawało jej się, że wszystko, co zdarzy się później, będzie także zupełnie inne, że odtąd nikt już nie będzie musiał jej ochraniać.
Zastanawiała się, jak by postąpił Oliver, gdyby się dowiedział. Prawdopodobnie przebaczyłby jej z tą samą dobrze wychowaną, przytłaczającą łaskawością, z jaką niewątpliwie wybaczył jej zaprzepaszczenie rachunku z garażu. Na samą myśl o tym, już z góry poczuła do niego pretensję, ale zaraz uśmiechnęła się z własnej przekorności.
Przypomniała sobie swoją rozmowę z Oliverem i Pattersonem o pewnej znajomej, która miała romans z jakimś pułkownikiem z Governor’s Island.
– To jest niedopuszczalne cudzołóstwo – oświadczył Sam.
– Czekaj no, czekaj – zainteresował się 01iver. – A jakie jest, twoim zdaniem, dopuszczalne cudzołóstwo?
Sam przybrał uroczysty, sztywny wyraz twarzy, jak zawsze kiedy się szykował, żeby powiedzieć coś mądrego, i rzekł:
– Dopuszczalne cudzołóstwo to jest takie, które sprawia człowiekowi przyjemność.
01iver śmiał się wtedy serdecznie. Czy teraz śmiałby się także? Nigdy nie przychodziło jej na myśl, że mógłby ją zdradzać, tak samo jak i jemu na pewno nie przychodziło na myśl wątpić o jej wierności. „Kto wie – pomyślała – czy tego właśnie nie brakowało w naszym małżeństwie?”
Nie było jednak powodu zmieniać cokolwiek w tym stanie rzeczy. 01iver nie potrzebował o niczym wiedzieć. Miała taką praktykę w niewinności, że teraz, kiedy przestała być niewinna, samo przyzwyczajenie i rozpęd tylu lat będą jej pomocą. Poza tym od czasu do czasu okłamywała przecież Olivera, i zawsze z powodzeniem. Nie były to, naturalnie, bardzo poważne kłamstwa – jakieś tam wykręty, gdy przekroczyła rachunek w banku, rozmyślnie zagubione zaproszenia na przyjęcia, na które nie miała ochoty, i niby to zapomniane terminy spotkań. Małe czy duże kłamstwa Lucy w każdym razie nie zostały nigdy zdemaskowane, ona sama zaś wybaczała je sobie i usprawiedliwiała jako jeden z niezbędnych smarów, zapewniających gładkie funkcjonowanie małżeńskiej machiny. Mimo że kłamstwo, na które miała się teraz zdecydować, dotyczyło spraw poważniejszych, była pewna, że potrafi je podtrzymywać bez najmniejszego wahania i z silniejszym jeszcze przekonaniem o jego słuszności. „Dzisiaj dałabym sobie radę ze wszystkim” – pomyślała czując w całym ciele rozkoszne mrowienie od nadmiaru nagromadzonej energii.
Na pewno nie będzie to wcale takie trudne. Ostatecznie, wszystkie kobiety potrafią sobie z tym radzić. Pani Wales urządza dyskretne weekendy w górach i parę razy na miesiąc miłe popołudnia w labiryncie Nowego Jorku. Claudia Larkin ma swojego trenera od golfa i podwala mu się doskonalić w tej grze, ale poza tym poświęca wszystkie sobotnie popołudnia Billowi Larkinowi. Edith Brown jest jedną z najgłupszych kobiet na świecie, a jednak przy każdej okazji pokazuje się z całym spokojem u boku męża, mimo że nikt z otoczenia, z wyjątkiem męża, nie ma wątpliwości co do stosunku łączącego ją z pewnym profesorem chemii z New Haven.
„Jednego jestem pewna – postanawiała Lucy lojalnie. – Nigdy nie narażę Ohvera na coś podobnego.” Zachowa surową powściągliwość i upewni się co do dyskrecji Jeffa. Cokolwiek by się działo, 01iver nic na tym nie straci, ani w uchwytnym, ani w nieuchwytnym sensie. Jeśli coś w ogóle ulegnie zmianie, to tylko w tym znaczeniu, że będzie dla Oliyera lepszą żoną, niż była kiedykolwiek przedtem.
Nie była wprawdzie pewna logiki rozumowania, które ją przywiodło do tego wniosku, mimo to jednak pomyślała z zadowoleniem, że nie warto w żadnym razie przejmować się zbytnio tymi sprawami. Piętnaście lat to kawał czasu. Prawdopodobnie wśród znajomych małżeństw nie ma ani jednego, w którym by ta czy inna strona po dwa razy krótszym okresie pożycia nie pozwoliła sobie na jakiś skok w bok.
A jeśli chodzi o Jeffa… Popatrzyła na ciemne, bujne włosy przyciśnięte do jej piersi. Powiedział jej: „Na zawsze!” „No tak – pomyślała z pobłażliwością” – z tym to już czas najlepiej sobie poradzi.”
Leżała spokojnie i czuła się zadowolona z siebie. „Niczego jeszcze nie przemyślałam tak dokładnie i mądrze jak tej sprawy – stwierdziła w duchu. – Nigdy nie panowałam tak całkowicie nad sytuacją.”
„A na drugi raz – napawała się nowo odkrytą rozkoszą występku – na drugi raz, kiedy młody mężczyzna będzie się we mnie wpatrywał przez całe lato, na pewno go zauważę.”
Jeff poruszył się nagle w oplocie jej ramion, wyprężył się, zadrżał. Szarpnął gwałtownie głową, która opadła na poduszkę obok jej głowy, i otworzył usta jak do spazmatycznego krzyku. Pocałowała go w policzek. Obudził się.
– Co takiego? – szepnęła. – Co ci się stało?
Patrzył na nią. Przez chwilę zdawało się, że nie ma pojęcia, gdzie się znajduje, i że jej nie poznaje.
– Co ci jest, maleńki? – powtórzyła cicho, tuląc go mocniej do siebie. Jego napięte mięśnie rozluźniły się.
Читать дальше