Stamtąd, wraz z Maanu, miała iść w orszaku do grobowca, w którym spocznie Abgar.
Królowa założyła najpiękniejszą tunikę i najcenniejsze klejnoty. Włosy przykryła bogato haftowaną chustą. Wyglądała wspaniale, choć cierpienie naznaczyło jej piękną twarz.
Niewielka chrześcijańska świątynia nie mogła pomieścić wszystkich wiernych. Przybył cały dwór i dygnitarze Edessy.
Królowa poszukała wzrokiem Josara i Tadeusza, nie mogła ich jednak wypatrzyć w tłumie. Poczuła niepokój. Gdzie podziewają się przyjaciele?
Maanu założył koronę Abgara. Zażądał, by na uroczystości obecni byli Tadeusz i Josar, lecz gwardziści nie mogli ich znaleźć.
Modlitwę rozpoczął młody uczeń Tadeusza, prowadzący ceremonię pogrzebową. Kiedy królewska świta miała rozpocząć marsz do grobowca, Marwuz podszedł do króla i szepnął:
– Panie, przeszukaliśmy domy najgorliwszych chrześcijan, lecz nigdzie nie natrafiliśmy na ślad płótna. Nigdzie nie ma też Tadeusza i Josara…
Zamilkł nagle, bo dostrzegł ich, jak śmiertelnie bladzi torują sobie drogę przez tłum. Królowa wyprostowała się i starając się za wszelką cenę powstrzymać łzy, wyciągnęła do nich rękę.
Josar popatrzył na nią z czułością, lecz nie odezwał się ani słowem. Milczał również Tadeusz.
Maanu wydał rozkaz, by kondukt ruszył.
Tłum szedł w ciszy do samego grobowca. Po zakończeniu ceremonii królowa modliła się przez kilka chwil. Kiedy zamurowano wejście do grobowca, Maanu pokazał coś na migi Marwuzowi, ten zaś dał znak strażnikom, którzy na oczach wszystkich rzucili się na Tadeusza i Josara i ich związali.
Poddani w jednej chwili zrozumieli, że Maanu nie uszanuje woli Abgara i będzie prześladował chrześcijan.
Wybuchła panika. Ludzie rzucili się do ucieczki, biegli szukać schronienia w swoich domach. Wielu wiedziało, że jeszcze tej nocy muszą uciekać z Edessy, byle dalej od Maanu.
Nie wszystkim jednak dane było uciec. Żołnierze palili i plądrowali domy najgorliwszych wyznawców Jezusa. Wielu pojmano i stracono bez sądu przed królewskim grobowcem.
Śmiertelny strach malował się na twarzy królowej, którą Marwuz wlókł do pałacu. Widziała, jak prowadzono do lochów Tadeusza i Josara. Żaden z nich nie stawiał oporu, nie wypowiedzieli nawet słowa sprzeciwu.
Swąd spalenizny docierał aż na wzgórze, na którym stał pałac królewski. Krzyki niosły się nad miastem niczym skowyt zranionych zwierząt. Edessa zamarła w panicznym strachu, tymczasem Maanu w sali tronowej pił wino i napawał się widokiem przerażonych twarzy dworzan.
Królowa stała nieruchomo, patrząc na Josara i Tadeusza, którzy milczeli, z rękami związanymi za plecami, w tunikach podartych od uderzeń bata.
– Bij mocniej, chcę słyszeć, jak błagają o litość! – wykrzykiwał król.
Gwardziści pastwili się nad starcami, ci jednak nie wydali jęku, wzbudzając podziw dworzan i jeszcze bardziej podsycając wściekłość króla.
Kiedy Tadeusz upadł, królowa krzyknęła. Na twarzy Josara łzy mieszały się z krwią, a plecy poznaczone były krwawymi pręgami.
– Dość już! Przestańcie! – błagała królowa.
– Jak śmiesz rozkazywać! – wrzasnął Maanu.
– Tchórzu, dręczenie niedołężnych starców uwłacza królewskiej godności!
Maanu wymierzył matce policzek. Ta zachwiała się i upadła. Przez salę przebiegł szmer zgrozy.
– Umrą tu, na oczach wszystkich, jeśli nie wyjawią mi, gdzie ukryli płótno. Umrą też ich pobratymcy, wszyscy, kimkolwiek są!
Gwardziści wprowadzili Marcjusza, za nim zaś dwóch przerażonych służących.
– Powiedział wam, gdzie ukryli płótno? – zwrócił się król do gwardzistów.
– Nie, królu.
– Chłostać go, dopóki nie zacznie mówić.
– Możemy go chłostać, ale nie piśnie słowa. Jego słudzy powiedzieli, że przed kilkoma dniami obciął sobie język.
Królowa popatrzyła na Marcjusza, po czym przeniosła wzrok na leżących na posadzce Tadeusza i Josara. Zrozumiała, że mężczyźni woleli się okaleczyć, niż pozwolić, by tortury skłoniły ich do wyjawienia tajemnicy świętego płótna.
Padła na kolana i wybuchnęła płaczem, bolejąc nad losem swych przyjaciół, wiedziała bowiem, że przyjdzie im drogo zapłacić za tę zuchwałość.
Maanu był purpurowy z gniewu. Podszedł do niego przestraszony Marwuz.
– Królu mój, znajdziemy kogoś, kto wie, gdzie ukryli to płótno, przeczeszemy całą Edessę, znajdziemy go, choćby zapadł się pod ziemię…
Król nie zważał na jego słowa. Zbliżył się do matki, jednym szarpnięciem poderwał ją z ziemi i potrząsając nią, wykrzyczał:
– Więc ty mi powiedz, gdzie jest! Powiedz mi, bo i tobie wyrwę język!
Królowa szlochała spazmatycznie. Niektórzy co szlachetniejsi dworzanie płakali, kiedy padały na nią ciosy wymierzone ręką jej syna. Gdyby żył Abgar, kazałby go zabić!
– Przestań, wasza królewska mość! – odważył się krzyknąć jeden z dworzan.
– Królu mój, uspokój się, nie bij swej matki! – błagał inny.
– Jesteś królem, musisz okazać łaskę! – przekonywał następny.
Marwuz złapał króla za ramię, kiedy ten szykował się do zadania kolejnego ciosu.
– Panie!
Maanu opuścił rękę i wsparł się na Marwuzie, zmęczony wybuchem. Czuł się upokorzony przez matkę i tych dwóch starców.
Marcjusz patrzył na tę scenę i błagał Boga, by okazał miłosierdzie, by się nad nimi zlitował. Pomyślał o cierpieniu Jezusa na krzyżu, o torturach, jakim poddali go Rzymianie i o tym, jak on im wybaczył. Poszukał w głębi serca wybaczenia dla Maanu, lecz jedynym uczuciem, na jakie mógł się zdobyć, była nienawiść.
Dowódca gwardii wydał rozkaz, by odprowadzono królową do jej komnat. Poprosił króla, by usiadł i podał mu puchar wina, które ten wypił łapczywie.
– Muszą umrzeć – wysyczał Maanu, ocierając usta.
– Tak, umrą wszyscy – zapewnił go Marwuz.
Dał znak żołnierzom, ci zaś wywlekli nieprzytomnych Tadeusza i Josara. Marcjusz płakał bezgłośnie. Teraz wezmą się za niego. Król podniósł wzrok znad kielicha i spojrzał groźnie na architekta.
– Wszyscy umrzecie, chrześcijanie. Wasze domy, wasze pola, cały wasz dobytek rozdam moim wiernym poddanym. Ty, Marcjuszu, zdradziłeś mnie podwójnie. Jesteś jednym z największych arystokratów Edessy, a oddałeś serce chrześcijanom, którzy rzucili na ciebie urok, tak cię otumanili, że obciąłeś sobie język. Znajdę tę waszą tkaninę i zniszczę ją. Zetrę w proch. Przysięgam ci to.
Na znak Marwuza żołnierz wyprowadził Marcjusza.
– Król chce odpocząć. To był długi dzień – rzekł Marwuz do dworzan.
Kiedy zostali sami, Maanu wybuchnął płaczem. Matka odebrała mu rozkosz zemsty.
– Chcę, by królowa umarła – szlochał.
– Umrze, panie, musisz jednak trochę poczekać. Wpierw odnajdziemy całun i skończymy z wszystkimi chrześcijanami, potem przyjdzie kolej na królową.
Tej nocy krzyki strachu i trzask płonących domów docierały do każdego zakątka pałacu. Maanu nie wypełnił ostatniej woli ojca.
***
Sofia zatelefonowała do ojca Yvesa. Ten ksiądz ją intrygował.
Nie wiedziała dlaczego, odnosiła jednak wrażenie, że za jego otwartością i chęcią współpracy coś się kryje.
Pomyślała, że zaskoczy ojca Yvesa, jeśli zaprosi go na obiad, ten jednak nie wydawał się zdziwiony i odparł, że jeśli kardynał nie będzie go potrzebował w kancelarii, chętnie się z nią spotka.
I oto siedzieli w niedużej przytulnej trattorii nieopodal katedry.
Читать дальше