Jego opiekun wiedział, o co chodzi, pokiwał głową i wywołał Zafarina z pokoju. Zafarin rozpoznał człowieka mającego eskortować go do domu. Pochodził z jego miasta, jeszcze jeden zaufany sługa Addaia.
Gospodarz wręczył mu na drogę torbę daktyli, pomarańcze i dwie butelki wody i odprowadził do zaparkowanego samochodu.
– Zafarinie – odezwał się – ten człowiek dowiezie cię do samego Addaia, można mu ufać. Jakie instrukcje dostałeś? – zwrócił się do kierowcy.
– Ma jak najszybciej znaleźć się w mieście. Jego powrót nie może zwrócić niczyjej uwagi.
– Musi tam dotrzeć cały i zdrowy.
– Dojedzie bezpiecznie, zapewniam cię.
Zafarin rozsiadł się wygodnie obok kierowcy. Miał nadzieję, że ten przywiózł mu wieści od Addaia, od rodziny, jakieś plotki z miasta, on jednak skupił się wyłącznie na drodze, prowadząc w zupełnej ciszy. Od czasu do czasu pytał, czy pasażer nie jest głodny albo czy nie chce iść do toalety, i to wszystko.
Na twarzy kierowcy widać było zmęczenie wieloma godzinami jazdy. Zafarin zaproponował mu na migi, że zmieni go za kierownicą, lecz ten odmówił.
– Już niedaleko, a ja wolę uniknąć problemów. Addai nie wybaczyłby mi, gdybym zrobił jakieś głupstwo, a ty, jak słyszałem, ostatnio się nie popisałeś.
Zafarin zacisnął zęby. Ryzykował życie, a ten gbur wyrzuca mu, że się nie popisał! Co on może wiedzieć o niebezpieczeństwie, na jakie narażał się on i jego towarzysze?
Ruch na drodze wzmagał się z godziny na godzinę. E-24 to jedna z najbardziej uczęszczanych tras w Turcji, prowadzi do Iraku, na pola naftowe. Roi się tu od samochodów cywilnych i pojazdów wojskowych, które patrolują granicę turecko-syryjską. Szukających kurdyjskich partyzantów działających w tym regionie.
Już za godzinę będzie w domu. W tej chwili tylko to się liczy.
– Zafarin, Zafarin!
Łamiący się ze wzruszenia głos matki brzmiał w jego uszach jak niebiańska muzyka. Stała przed nim, drobna i wysuszona, w chuście na głowie. To ona rządziła w domu. Nikt nie odważył się jej sprzeciwić.
Jego żona, Ajat, miała łzy w oczach. Błagała go, by nie jechał, by nie podejmował się tego zadania. Jak jednak sprzeciwić się rozkazom Addaia? Ojciec i matka wstydziliby się przed całą wspólnotą.
Wysiadł z ciężarówki i w jednej chwili Ajat zarzuciła mu ramiona na szyję, podczas gdy matka obejmowała go z drugiej strony, zazdrosna o uściski synowej. Objęli się całą trójką, a kiedy Zafarin poczuł jeszcze siłę chłopskich rąk swojego ojca, dał się ponieść wzruszeniu i zapłakał. Przypomniały mu się dawne lata, gdy był małym chłopcem i wracał do domu z podrapaną twarzą i sińcami po bójce na ulicy lub w szkole.
Ojciec go wtedy pocieszał. Zawsze dawał mu poczucie bezpieczeństwa, pewność, że Zafarin może na niego liczyć; niech się dzieje co chce, ojciec jest po to, by go bronić. Teraz zaś Zafarin zdał sobie sprawę, że będzie potrzebował jego wsparcia, kiedy nadejdzie chwila, by stanąć przed Addaiem. Tak, Addai wzbudzał w nim strach.
***
Ogród otaczający neoklasycystyczny dom oświetlony był jaśniej niż zwykle. Policjanci z całego okręgu i agenci tajnych służb rywalizowali w trosce o bezpieczeństwo gości przybyłych na to ekskluzywne przyjęcie. Na liście osób, do których trafiły zaproszenia, figurował prezydent Stanów Zjednoczonych z małżonką, podobnie zresztą jak minister skarbu, minister obrony narodowej, wielu senatorów i wpływowych kongresmanów, republikanów i demokratów, nie licząc prezesów wiodących korporacji i koncernów amerykańskich i europejskich, oraz tuzina bankierów, grupy prawników z najważniejszych kancelarii, lekarzy i licznych osobistości świata nauki.
Mary Stuart obchodziła pięćdziesiąte urodziny, a jej mąż, James, chciał ją uhonorować przyjęciem, które zgromadzi wszystkich przyjaciół.
W gruncie rzeczy, myślała Mary, ci wszyscy goście to raczej dobrzy znajomi, a nie przyjaciele. Oczywiście nie podzieliła się tym spostrzeżeniem z Jamesem, bo nie chciała robić mu przykrości, ona jednak wolałaby inną niespodziankę, na przykład podróż do Włoch, bez pośpiechu i towarzyskich zobowiązań. Ach, gdyby tak mogli zgubić się w Toskanii, gdzie trzydzieści lat temu spędzili miesiąc miodowy. Taki pomysł jednak nigdy nie przyszedłby Jamesowi do głowy.
– Umberto!
– Mary, moja droga, wszystkiego najlepszego!
– Nie wyobrażasz sobie, jaka to dla nas radość, znów cię widzieć!
– Największą radość sprawił mi James, wyróżniając mnie zaproszeniem na to przyjęcie. Proszę, mam nadzieję, że ci się spodoba.
Mężczyzna wręczył jej pudełeczko owinięte w biały błyszczący papier.
– Niepotrzebnie zawracałeś sobie głowę…
Mary szybko otworzyła pudełko i oniemiała na widok figurki, którą odwinęła z bibułki.
– Ta figurka pochodzi z drugiego wieku przed Chrystusem. Przedstawia damę czarującą i piękną jak ty.
– Cudowna. Wielkie dzięki. Czy to nie za wiele? Jestem wzruszona. James! James!
James Stuart podszedł do żony i Umberta D’Alaquy. Panowie uścisnęli sobie serdecznie dłonie.
– Niech no zobaczę, czym też tym razem zaskoczyłeś Mary? Ależ to piękne! No cóż, przy takim prezencie mój to kopciuszek.
– James, proszę, nie mów tak, wiesz, że jestem zachwycona. Mąż podarował mi te kolczyki i pierścionek. To najpiękniejsze perły, jakie widziałam w życiu.
– To najpiękniejsze perły, jakie w ogóle istnieją, zapewniam cię. Może zaopiekujesz się tą piękną damą, tymczasem ja zaproszę Umberta na drinka?
Dziesięć minut później James Stuart zostawił Umberta z prezydentem i kilkoma innymi panami, sam tymczasem zaczął przechadzać się od grupki do grupki gości. Mimo sześćdziesięciu dwóch lat James czuł się w sile wieku. Miał wszystko, czego mógł pragnąć od życia: kochającą rodzinę, zdrowie, powodzenie w interesach. Huty stali, laboratoria farmaceutyczne, zakłady utylizacji odpadów i udziały w niezliczonych firmach czyniły z niego jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi na świecie.
Odziedziczył skromne imperium przemysłowe po swoim ojcu, potrafił jednak pomnożyć to dziedzictwo. Szkoda, że ich dzieci nie wykazują talentu do biznesu. Gina, najmłodsza, studiuje archeologię i wydaje majątek na finansowanie i udział w wyprawach do najdziwniejszych miejsc globu. Wdała się w jego szwagierkę, Lisę, chociaż miał nadzieję, że córka będzie trochę rozsądniejsza. Tom studiuje medycynę i nie ma pojęcia o czymś takim jak rudy żelaza i stopy stali. Ten jednak przynajmniej się ożenił i został ojcem. James uwielbiał wnuki i liczył na to, że nie zabraknie im zdolności i chęci, by przejąć imperium dziadka.
Przyjęcie rozkręciło się na dobre, co chwila rozlegały się salwy śmiechu, bo u Stuartów spotkało się wielu znajomych, którzy nie widzieli się od lat. Niczyjej uwagi nie zwróciło siedmiu mężczyzn, od jakiegoś czasu rozmawiających we własnym gronie, uważnie obserwujących wszystko, co się dzieje. Gdy ktoś ich mijał, zmieniali temat rozmowy, udając, że są zmartwieni kryzysem irackim, ostatnim szczytem w Davos czy innymi poważnymi sprawami, które powinny ich niepokoić, zważywszy na to, kim są i czym się zajmują.
Najstarszy z nich, wysoki i smukły, zdawał się przewodzić rozmowie.
– Przyznaję, że to był doskonały pomysł, żeby się tutaj spotkać – powiedział z uśmiechem.
– Owszem – odpowiedział inny z wyraźnym francuskim akcentem. – Tu nie zwracamy niczyjej uwagi.
– Marco Valoni poprosił ministra sprawiedliwości o wypuszczenie na wolność niemowy, tego, który siedzi w więzieniu w Turynie – powiadomił kolejny dżentelmen tak doskonałą angielszczyzną, że nie sposób się było domyślić, iż jego ojczystym językiem jest włoski. – To właściwie pomysł jednej ze współpracownic Valoniego, niejakiej doktor Galloni. Ta inteligentna osóbka doszła do wniosku, że więzień może ich naprowadzić na jakiś ślad. Zresztą to ona przekonała Valoniego, by przenicował na wylot COCSĘ.
Читать дальше