Ale mamy, rzecze, księcia Henryka, najlepszego protestanta na świecie, rozsądnego nad wiek, lecz jego ojciec Król nie wymyślił nic lepszego, jak tylko ożenić go z papistowską księżniczką. Tego nie ścierpimy, jeśli spadnie na nasz kraj, bo będzie to ruina Kościoła Bożego w Anglii, czyli to samo, co Król już zaczął przez władzę zepsutych i bezbożnych biskupów. Tak więc pan mój, lord D., i inni szlachetni panowie prawdziwej wiary, myśląc o tej pożałowania godnej przeszłości, powzięli pewien plan i od dawna szukają kogoś, kto go wcieli w życie. No i naleźliśmy takiego.
Kogo? – zapytałem. Ciebie, odpowiedział. Słysząc to, wystraszyłem się bardzo i zapytałem: Ale dlaczego? A on mi wyjaśnił: Wiesz, że matka Króla, Maryja, królowa Szkotów, była próżną i niegodziwą papistką i zdrajczynią, sprawiedliwie ściętą przez naszą zmarłą Królową, i to długo frasowało Króla, że wszyscy dobrzy Anglicy pogardzali jego matką i mogli sobie myśleć: jaka matka, taki syn. A więc patrzyłby łaskawym okiem na sztukę ukazującą królową Maryję jako dobrą kobietę, wprowadzoną jeno w błąd, i może zamówiłby u tej kanalii, o której ci mówiłem, napisanie takowej. No więc jak, mój chłopcze?
Pomyślałem sobie, bądź sprytny, Dick, bo dasz sobie z tym radę, przeto powiedziałem, że dla każdego dobrego protestanta w królestwie byłaby to obraza i nikt by tego nie zniósł. A on: Tak, i dlatego Król o tym nie myśli. Ale przypuśćmy, że ktoś udawałby, że jest na służbie jakiegoś wielkiego lorda, nawet jego
osobistym doradcą, i poszedłby do tego autora i powiedział: Przynoszę polecenie od Jego Królewskiej Wysokości. Napisz taką sztukę, a będziesz wynagrodzony i zyskasz sobie łaski naszego władcy. I przypuśćmy, że taka sztuka powstanie i zostanie odegrana przed Królem i jego dworem. Co twoim zdaniem się zdarzy? Bo musisz wiedzieć, że żadna sztuka nie może być pokazana bez licencyi od mistrza ceremonii, jednak po prawdzie nikt nie dałby licencyi takiej sztuce, bo taki ktoś zapłaciłby głową. Jednak przypuśćmy dalej, że mamy skądś pieczęć i wystawiamy naszej kanalii fałszywą licencyję i on, nieświadom niczego, pokazuje sztukę. Jak myślisz, co się stanie?
Na to ja, że pewnie oznaczałoby to dlań koniec. Słusznie mniemasz, chłopcze, i roześmiał się, ale mało było w tym śmiechu wesołości. Koniec dla niego i wszystkich jego przeklętych sztuk, i nie tylko: obraza, jak powiadasz, wybuchłaby na całe królestwo, że Król przedstawił swą matkę jako poczciwą damę niesłusznie zgładzoną przez królową Elżbietę, która pojawiłaby się w tej sztuce jako podły, podstępny bękart. Wielka więc wrzawa powstaje: Król zaprzecza wszystkiemu, bo musi, ten łotr, o którym mówię, zostaje pojmany i skazany na męki, o tak, chciałbym to widzieć na własne oczy. Ta mękach wyznaje nazwiska tych wszystkich, którzy brali udział w tej podłej intrydze, to jest najpierw Rochestera, a potem wszystkich innych, którzy szukali papistowskiej żony dla naszego księcia. Są zhańbieni, chociaż wszystkiemu zaprzeczają, i tak raz na zawsze kończymy z tym papistowskim planem. I co o tym myślisz?
Ja na to: Myślę, że to wspaniały plan, sir, ale pytam raz jeszcze, dlaczego padło na Dicka Bracegirdle’a? A on: boś z Arden przez matkę, jak i ten, w którego mierzymy, jesteście kuzynami, a przynajmniej tak może się wydawać, i możesz udawać w potrzebie takiego samego półpapistę, jakim by on się mienił, gdyby prawda wyszła na jaw. A więc jeśli lord Rochester będzie chciał wysłać posłańca do tego człowieka, jaki wybór będzie trafniejszy, niż wysłać takiego jak ty? Pamiętaj tylko, że to wszystko robione jest w tajemnicy, bo lord chce sprawić
królowi niespodziankę na urodziny, dać mu nową sztuką. Ale powiedz teraz: jesteś naszym człowiekiem?
Na to była jedna odpowiedź, jeśli chciałem pozostać na swobodzie, więc powiedziałem tak, on zaś kazał mi przysiąc uroczyście na Biblię i ostrzegł, że będę w niebezpieczeństwie do grobu, jeślibym kiedy zdradził. Potem zapytałem go, jako się zowie ów człek, na co odpowiedział: William Shaxpure; wtedym po raz pierwszy usłyszał to nazwisko.
A zatem zostałem uwolniony następnej nocy i popłynęliśmy łodzią z Tower w górę rzeki aż do wielkiego domu w Strand, należącego do lorda Dunbartona, i zostałem mu przedstawiony temu poważnemu, ponuremu, tęgiemu człowiekowi, bardzo zajętemu różnymi sprawami. Przyjął mnie jednakoż dość uprzejmie i powiedział, że wykonam wielką robotę dla Anglii, jeśli uda mi się doprowadzić nasz plan do skutku. Ale w końcu nam się nie udało, Bóg chciał inaczej w swej wielkiej mądrości i w późniejszych latach często myślałem, że gdybyśmy osiągnęli wszystko, co przewidywaliśmy i na co mieliśmy nadzieję, to może by obecne swary niszczące nasz smutny kraj zostały powstrzymane. Ale ja byłem tylko małym pionkiem w tej grze i prawdą jest, że Jego myśl potężniejsza jest niż nasze myśli. Amen.
Zatrzymałem się na kilka tygodni w Dunbarton House, gdzie był dobry stół i miałem przyodziewek lepszy niż kiedykolwiek, ale bardzo skromny Pan Piggott nauczył mnie, jak pisać i odczytywać zaszyfrowane wiadomości, i był zdumiony jak dobrze sobie z tym radzę, więc powiedziałem mu, że byłem wyćwiczony w sztukach matematycznych od dawna, a jego szyfry były do tego podobne. A więc bardzo był kontent. Wczytałem się w „ Traktat o szyfrach”, francuską księgę ostatnio na angielski przełożoną, w bardzo subtelne dzieła signora Porty De Furtivas i w tablice mistrza Cardano i sztuka ta tak mi do gustu przypadła, że pracowałem do późnej nocy bo świec nie brakowało w Dunbarton House,
i pokazałem panu Iiggottowi swoje prace. Bardzo był po paru tygodniach zdumiony, bom wymyślił nowy szyfr, niepodobny do żadnego, jakie znali. Powiedział, że nawet sam papież nie mógłby go odczytać.
Potem doskonalił moje umiejętności zapamiętywania słów, których wypowiadał mnóstwo, a potem kazał mi je powtarzać w tej samej kolejności i zapisywać. Poza tym pokazał mi podobizny mężczyzn kobiet i widoki miast i wsi, wszystkie bardzo pięknie odrobione farbami, i kazał mi je opisać po krótkim jeno zerknięciu. I tak samo: on i jeszcze jeden człek udali dyskurs o tym, co godne, a co zdradzieckie, a ja ukryłem się za parawanem i później miałem mu powtórzyć całą rozmowę. I znów przyznał, że idzie mi dobrze. „Więc pytam go, czy to wszystko, jeśli chodzi o tajne działania, a on mówi, że nie, to tylko mała część, która to odpowiedź zadziwiła mnie niepomiernie.
Ale później pojąłem go, bo następnie zjawił się Henry Wales, który wydał mi się lubieżnym pyszałkiem w modnym pięknym odzieniu, przystojącym mężowi wyższych sfer, ale pan Piggott rozmawiał z nim grzecznie, dał mu sakiewkę i rzekł: Dick, oto twój prawdziwy przyjaciel, Henry Wales, którego znasz od dzieciństwa z Warwickshire, a teraz spotykasz w Londynie z wielką radością. Jest on aktorem w królewskiej kompanii i zna pana W. Shaxpure'a bardzo dobrze. Tu pan Piggott rzucił mi takie spojrzenie, że od razu zrozumiałem jego znaczenie: ja też miałem być aktorem, ale w życiu, nie na scenie, i to właśnie są tajne działania, nie tylko szyfry, słuchanie i zapamiętywanie, a wtedy wspomniałem swój pierwszy rok w odlewni, kiedy to odgrywałem czeladnika ordynarnego w słowach i brutalnego w czynach, zachowując swoją prawdziwość w sobie, i pomyślałem: tak, potrafię to robić, niech papistowscy zdrajcy drżą ze strachu.
Wszystko, co zdarzyło się potem, najdziesz w listach, które przekazałem lordowi D., a takoż moje spotkanie z Shaxpure'em, co zaszło między nami, o sztuce,
Читать дальше