Uniosłem jedną z jego słuchawek i zapytałem:
– Co robisz?
Musiałem powtórzyć pytanie kilka razy.
– Wyszukiwarki – odpowiedział.
– Ach, wyszukiwarki – powiedziałem ze zrozumieniem. – A czego szukasz?
– Różnych rzeczy. Zostaw mnie.
Potrząsnął głową, próbując zsunąć sobie słuchawki na uszy, ale ściągnąłem mu je i obróciłem krzesło tak, że musiał mi spojrzeć w twarz.
– Muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym – oświadczyłem.
Jego ciało zaczęło sztywnieć, wzrok zastygł, utkwiony w górnym rogu pokoju.
– Skup się, Niko! Ścigają mnie gangsterzy i myślę, że chcą skrzywdzić ciebie, Imogen i mamę. Musisz mi pomóc.
Chyba do niego dotarło. Zapytał znudzonym głosem:
– To tylko na niby, co?
– Nie, nie na niby. Naprawdę.
– Dlaczego cię ścigają?
– Bo mam pewne papiery, na których im zależy. Dał mi je jeden z moich klientów, a oni go zabili. Torturowali go i zanim umarł, podał moje nazwisko.
Tak, mocna rzecz dla dziecka, ale do Niko trudno dotrzeć. Nie jest specjalnie wrażliwy. Myślę, że gdyby mnie ktoś torturował, obserwowałby to z niejaką fascynacją.
– Po co im te papiery?
– Nie jestem pewien. Sądzą chyba, że dzięki nim dotrą do skarbu.
Rozważał to przez chwilę, a ja próbowałem sobie wyobrazić przedziwne koła wirujące w jego głowie jak w precyzyjnym zegarze.
– Naprawdę?
– Tak sądzą – potwierdziłem.
– To my powinniśmy znaleźć skarb – odparł. Wtedy pewnie zostawiliby
nas w spokoju.
Był to jeden z nielicznych przypadków, kiedy Niko użył zaimka „my”, mając na myśli nas dwóch.
– To bardzo dobry pomysł. A teraz chcę, żebyś zrobił dwie rzeczy. Po pierwsze, obserwuj uważnie ulicę i zadzwoń do mnie natychmiast, jeśli zobaczysz coś podejrzanego. Ci faceci to Rosjanie, jeżdżą czarnym SUV-em, więc zadzwoń do
mnie, gdy tylko ich zauważysz. Po drugie, chciałbym, żebyś poszukał w Internecie człowieka nazwiskiem Richard Bracegirdle. Zmarł w tysiąc sześćset czterdziestym drugim roku w Anglii.
Zapisałem mu to na kartce wyjętej z jego drukarki.
– Kto to jest?
– Człowiek, który zakopał skarb. Dowiedz się czegoś o nim i jego potomkach, sprawdź też, czy jacyś jeszcze żyją. Możesz to zrobić?
– Mogę – odparł Niko.
Nie wiem, czemu go w to wciągnąłem. Fakt, że umiejętnością wyszukiwania danych Niko dorównuje największym znanym mi ekspertom, zdobył liczne nagrody w tej dziedzinie i nawet profesorowie z nim korespondują, nie wiedząc, że ma tylko jedenaście lat. Oczywiście mogłem wynająć jakąś firmę, żeby przeprowadziła poszukiwania; mamy też w kancelarii ludzi, którzy się na tym znają. Może jednak czułem się samotny i oto pojawiło się coś, co ojciec i syn mogli zrobić razem, odpowiednik wspólnej wycieczki do sosnowego lasu. Może podejmowałem szybką decyzję, jak to zwykli czynić kobieciarze. Rzecz jasna, to była ta łatwiejsza część akcji. Teraz musiałem zejść na dół i powiedzieć o wszystkim jego matce.
List Bracegirdle'a (9)
Ów człek powiada, że zowie się James Piggott i jest sługą pana swego, lorda Dunbartona, człowieka o wysokiej pozycji w Tedzie Jego Królewskiej Wysokości, i pyta mnie, czy jestem wyznawcą czystej religii. Człowiek ów miał bladą twarz i oko zimne, co, jak sobie przypominam z czasów swej młodości, jest znakiem, po jakim rozpoznaje się purytanina, więc powiedziałem: O tak, sir, zaprawdę jestem, i zabrałem się do swego mięsiwa, kapłona w cieście i ale. Gdym się posilał, on indagował mnie o wszystkie sprawy związane z religią, jak to zepsucie człowieka, predestynacja, daremność wszelakich działań, objawienie tylko poprzez Pismo Święte, zbawienie tylko przez wiarę etc. Robił wrażenie ukontentowanego moimi odpowiedziami i rzekł: Pan Hastynges dał ci dobre referencyje, a ja odpowiedziałem, że pan Hastynges człek zacny i prawdziwej wiary, i po rozmowie o panu H. on powiada nagle: Słyszałem, że matka twoja była papistką i bachorem papistowskiego zdrajcy. Co ty na to? Byłem tym mocno zaskoczony i gniew mnie ogarnął, alem go powściągnął i rzekł, że była może kiedyś, ale odpokutowała swój błąd i była od tamtej pory do końca życia wierną Kościoła zreformowanego. Zapytał mnie, czy pochodziła z Arden w Warwickshire, a kiedym odpowiedział, że tak, rzekł: To cię ratuje od sznura, chłopcze, bo pan mój, lord Dunbarton, potrzebuje kogoś takiego jak ty, czystej religii, ale z powiązaniami papistowskimi, a takimi z rodziny twojej matki szczególnie. I zapytał mnie, czym oglądał kiedy teatr.
Odparłem, że nie, bo czyż nie jest to rzecz niegodziwa? A tak, odpowiedział, i to bardziej, niż myślisz. To puszący się aktorowie stają w pełnym świetle dnia i knują zdradę. Jak? - zapytasz. Na trzy sposoby. To pierwsze, sztuki niszczą mózgi i dusze tych, którzy je oglądają, pokazując im lubieżne czyny jak rabunek z
morderstwem, gwałty sprośności, poróbstwo, tak że ci, którzy ich słuchają, mogą ich potem naśladować i w ten sposób rozprzęgać państwo i zatracać własne dusze, zaprzedając je diabłu. Po drugie, sztuki te obalają prawa Boże, bo pokazują chłopców przebranych za niewiasty co samo w sobie jest grzechem, ale co jeszcze gorsze - wyuzdane, brudne żądze Sodomy którym bez wątpienia folgują ciż aktorowie, aż smród bije pod niebiosa. I po trzecie, najgorsze, są oni tylko maską dla papistowskiej zdrady i powtórzył: Maską, niczym więcej.
A dalej mówił: Bo dobrze wiesz, że ladacznica Rzymu lubuje się w bogatych widowiskach i jedwabnych strojach, i mężczyznach przebranych za kobiety aby oszołomić ludzi i zawrócić ich ze ścieżki prawdziwej wiary Chrystusa. Czymże jest ich bełkotliwe nabożeństwo, jeśli nie przedstawieniem? Teraz, gdy położyliśmy kres ich mszom, czyż nie spróbują innego sposobu, aby odciągnąć lud od prawdziwej wiary? A więc, zapytałem, uważasz tych aktorów za sekretnych papistów? Nie, powiada on, oni są bardziej przebiegli, bardziej podstępni od węży Cóż mi powiesza jeśli ci zdradzę, że jest teraz za granicą człowiek, główny spośród tych aktorów, który: raz, wymyśla tajemne paszkwile na prawdziwą religię; dwa, wysławia papistowskich księży w takich sztukach, żeby ich podziwiać; trzy, którego ojciec był papistą ukaranym po wielekroć grzywną za odrzucanie protestanckiego Kościoła i którego matka spłodzona została w rodzinie od dawna lżonej za odmawianie uczestniczenia w nabożeństwach, bez wątpienia papistka; cztery który zdradziecko spiskował, by zebrać siły earla Essexa, kiedy ten wzniecił bunt przeciwko naszej zmarłej Królowej, pokazując jego zwolennikom u zarzewia rebelii sztukę „Ryszard II” jako inspirujący przykład zdrady i królobójstwa, i powinien był być pojmany ale nie został, bo pewni wyznawcy chronili go, niech przeklęte będą ich oczy. Co byś na to rzekł? Na to ja (co było, jak dobrze wiedziałem, jedyną odpowiedzią): Do Tower z nim, nie powinien być za granicą nawet jednej godziny.
On się uśmiechnął lodowato i rzekł wesoło: Prawdę powiedziałeś, chłopcze, ale w królestwie teraz zamęt i tego uczynić nie możemy, jeszcze nie teraz. Bo spójrz: Król otoczył się nie bogobojnymi, lecz pożądliwymi i zepsutymi faworytami, exemplum lord Rochester i jemu podobni, a z nich wielu tak bliskich papistom jak koszula ciału, i ci rozkoszują się tak próżnymi rozrywkami jak te sztuki wystawiane na scenie. Nawet sam Król ma trupę aktorów, u której zamawia sztuki, aby dogodziły jego kaprysom, i ten, o którym ci mówiłem, jest najgłówniejszą z tych kanalii.
Читать дальше