Ostrożnie podszedłem do domu od strony bocznej ściany i schyliwszy się, zajrzałem po kolei do wszystkich okien. W salonie nic podejrzanego. Szyba w łazience była z matowego szkła. Przed sobą miałem maleńkie podwórko: dwa figowce z pniami okręconymi jutowymi workami, wyrudziały spłachetek trawnika, uśpiony klomb z cementowym posążkiem Matki Boskiej pośrodku. Z podwórka mogłem zajrzeć do kuchni i tu zobaczyłem żywy obraz. Pani Crosetti i Klim siedzieli na krzesłach przy stole, z ustami zaklejonymi taśmą. Rosły, krótko ostrzyżony mężczyzna stał tyłem do okna. Wyglądało na to, że wygłasza do nich jakąś przemowę. W dłoni trzymał wielki, niklowany pistolet.
Bez namysłu wyrwałem posążek z ziemi – ważył chyba ponad dwadzieścia kilogramów uniosłem go nad głową i ruszyłem biegiem w stronę domu. Facet musiał coś usłyszeć, a może zobaczył rozszerzone w szoku oczy pani Crosetti, bo obrócił się
do okna i w tym momencie Maryja (wraz z odłamkami szkła) wylądowała na jego gębie.
Potem znajomy już rytuał z policją i żmudnym wyciąganiem informacji. Pani Crosetti była mi wdzięczna, biorąc pod uwagę okoliczności, ale zastanawiała się nad moją skłonnością do aktów przemocy w jej domu, co wydało mi się nieco krzywdzące. Z ulgą dowiedziałem się, że facet przeżył, ale z pewnością musiał sobie darować studniówkę. Nazywał się Harlan P. Olerud i był ochroniarzem z jakiegoś miasteczka w Pensylwanii. Uroił sobie, że jego żona zbiegła z Crosettim, i chciał ją odzyskać. Najwyraźniej do Queens zaprowadziła go wydrukowana w komputerze mapka, którą młody Crosetti lekkomyślnie pozostawił na drodze koło jego domu, kiedy poszukiwał Carolyn Rolly. Policja znalazła mapkę w pikapie Oleruda, w którym siedziało dwoje wystraszonych dzieci. Naturalną koleją rzeczy należało je przekazać odpowiedniej instytucji, która z urzędu zajmowała się bezdomnymi dziećmi w Nowym Jorku, ale ponieważ w sprawę była zamieszana Mary Peg, rzeczy przyjęły inny obrót. Wdowa po policjancie chciała zająć się dzieciakami, dopóki nie ustalimy, jaka jest sytuacja tajemniczej C.R.; pewną rolę odegrał tu też, jak sądzę, syndrom pustego gniazda rozmiarów Montany. Mam nadzieję, że zrehabilitowałem się troszeczkę za użycie siły w jej domu, dzwoniąc do drogiego księdza Paula w Londynie. Paul wiedział wszystko o instytucjonalnej opiece nad dziećmi w Nowym Jorku; zadzwonił, gdzie trzeba, poręczył za Mary Peg, narobił wrzawy, nadzwyczajne okoliczności, dochodzenie policyjne, potencjalne niebezpieczeństwo, najlepiej pojęty interes dziecka itd. i sprawa została załatwiona, przynajmniej tymczasowo. Ze strychu zdjęto gry planszowe, wyczarowano pizzę z podstawowych składników, wszystkim było wesoło, z wyjątkiem mnie, bo przegrałem z Klimem w scrabble'a o pięćdziesiąt punktów, co, biorąc pod uwagę fakt, że angielski jest moim rodzimym językiem, wydało mi się nieco zbyt wysoką porażką.
Położywszy dzieci do łóżek, Mary Peg weszła do salonu rozpromieniona (tu bolesne wspomnienia Amalie w podobnej sytuacji, mój utracony dom…) i usiadła na sofie obok Klima. Po całym tym zamieszaniu z policją i dziećmi była to właściwie pierwsza okazja do spokojnej rozmowy. Poinformowałem ich o swoich najnowszych odkryciach, pokazałem Biblię i dalmierz kupione w Marylandzie.
Oczywiście ani słowa o tym, że cała ta sprawa to przekręt. Rozdałem im też wydruki zdeszyfrowanych listów, a kiedy je czytali, obudziłem Crosettiego w Zurychu i zapytałem, czy jest jakiś postęp. Paul, jak się okazało, powiedział mu wczoraj, że ktoś przysłał Amalie pocztą elektroniczną zdjęcie dzieci, które trzymały aktualny numer „New York Timesa”. Oboje się uśmiechali i robili wrażenie całkiem spokojnych, nie było też widać w pobliżu żadnych groźnych typów w czarnych maskach. Powiedziałem, że to dziwne, i Crosetti się zgodził.
– Jakby byli na szkolnej wycieczce. To niepodobne do Szwanowa, jakiego
znamy.
Przyznałem, że choć wiadomość jest dziwna, to jednak dobra. Potem opowiedziałem mu o Harlanie P. Olerudzie i dwójce dzieci. Obiecał, że powie o tym Rolly, a ja, że postaram się, aby dzieci mogły porozmawiać z nią przez telefon. I że dam mu znać, czy coś się ruszyło z nowym szyfrem. Chciał porozmawiać z matką, więc przekazałem jej słuchawkę.
Klim bawił się dalmierzem.
– Bardzo pomysłowe urządzenie, znacznie wyprzedza swoje czasy. Trzeba tylko zamontować nowe lusterko, o, tutaj, i myślę, że będzie działało jak należy. Mogę zobaczyć szyfr z Biblii?
Kiedy mu go dałem, pochylił się nad nim w skupieniu, a potem powiedział, że wprowadzi szyfr do swojego peceta i zobaczy, co da się z tym zrobić.
– Wszystkie dzieła Szekspira są oczywiście dostępne w postaci cyfrowej, a więc jeśli klucz pochodzi ze znanego utworu, powinniśmy trafić na właściwy tekst.
– Chyba że Bracegirdle posłużył się cytatem z zaginionej sztuki – zauważyła Mary Peg. – To by było bardzo w jego stylu.
– W takim przypadku – rzekł Klim – musielibyśmy zastosować bardziej żmudne metody.
Wziął Biblię, uśmiechnął się i wyszedł.
Mary Peg zakończyła rozmowę z synem i zwróciła się do mnie:
– To straszne, ta historia z dziećmi. Twoja żona pewnie przeżywa męki. Czy
nie powinieneś być teraz z nią?
– Owszem, ale ona mnie nie chce. Obwinia mnie o całą tę aferę i ma rację. Poza tym wydaje mi się, że to uprowadzenie nie jest tym, na co wygląda.
– Jak to?
– Wolałbym na razie nie mówić. Ale poskładałem kilka rzeczy do kupy i nie sądzę, żeby dzieciom groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo. Może w przyszłości, ale nie teraz, zakładając, że znajdziemy to, czego szukamy.
– Och, przecież to całkiem jasne, gdzie to jest.
Wyraziłem zdziwienie.
– A tak – powiedziała. Wrzucili sztukę do studni, o której wspomniał, tej
samej, do której trafił Bracegirdle, kiedy śledził Szekspira i jego strażnika pod
czas nabożeństwa odszczepieńców. W ruinach klasztoru.
Zaczęła szukać wśród wydruków i znalazła odpowiednią stronę.
– Święta studnia Bosy. A gdzie indziej miałoby być? Bracegirdle pisze, że udali się do Stratfordu, a studnia jest o pół dnia drogi stamtąd.
– Możliwe powiedziałem. Ale gdzie dokładnie jest ta studnia? Bracegirdle mówi, że była to tajemnica nawet w czasach Szekspira. Dziś może być pod jakąś fabryką albo pod osiedlem mieszkaniowym.
– To prawda. W takim wypadku powinniśmy to ogłosić publicznie i przekazać cały ten kram władzom. Czasem myślę, że trzeba to było zrobić od razu pierwszego dnia. Ale – w tym momencie na jej irlandzkim obliczu pojawił się nietypowy wilczy wyraz – naprawdę chciałabym znaleźć tę sztukę. A więc należy tylko mieć nadzieję, że zapomniana od wieków studnia wciąż funkcjonuje.
Zaparzyła kawę, którą wypiliśmy z dodatkiem whisky Jameson. Pamiętam, że rozmawialiśmy o rodzinie, o dzieciach, ich radościach i smutkach. Pożałowałem, że nie lubię jej syna; uznałem, że to kolejny objaw mojego obłędu, i postanowiłem w przyszłości być dla niego milszy. Gawędziliśmy sobie tak przez dłuższy czas, aż w końcu pojawił się Klim z ponurą miną.
– Z przykrością stwierdzam, że tego szyfru nie da się odczytać przy wykorzystaniu znanych utworów Szekspira. Ale sprawa nie jest przegrana, bo, jak już
chyba wcześniej mówiłem, możemy porównać przypuszczalne teksty jawne
z tekstem zaszyfrowanym i zobaczyć, czy otrzymamy coś, co będzie zrozumiałe.
Zacząłem już to robić, ale mam ochotę na twoją kawę po irlandzku.
Kiedy dostał swoją filiżankę, zapytałem go, czy znalazł już coś zrozumiałego.
Читать дальше