– W takim razie przez większość czasu starasz się nie pragnąć różnych rzeczy, zupełnie tak jak ja. I robisz to z podobnych powodów. – Śnieżne płatki jego spojrzeń błądziły po moich policzkach.
– Jeśli masz na myśli obawę, że gdybym zaczęła, nie mogłabym się już zatrzymać, to tak. Wolę nie spoglądać na moje przeszłe dokonania jak na coś, co raczej brałam, niż osiągałam dzięki pracy.
– Zatem zdobywasz wszystko dwa razy. Najpierw zwyczajnie z tego rezygnując, a potem osiągając to znowu poprzez pracę i wysiłek. – Matthew roześmiał się gorzko. – Korzyści z tego, że się jest istotą obdarzoną nadprzyrodzonymi talentami, nie są zbyt wielkie, nieprawda?
Matthew zaproponował, żebyśmy usiedli przy jego nieczynnym kominku. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie. Postawił na stoliku przede mną orzechowe biszkopty, a potem znowu zniknął w kuchni. Gdy wrócił, miał w ręku małą tacę ze starą, już odkorkowaną butelką i dwoma kieliszkami płynu w bursztynowym kolorze. Podał mi jeden z nich.
– Zamknij oczy i powiedz mi, co to za zapach – polecił mi tonem oksfordzkiego wykładowcy. Posłusznie opuściłam powieki. Wino wydawało się zarazem stare i pełne życia. Pachniało kwiatami, orzechami, kandyzowanymi cytrynami i jakimś dawno zapomnianym światem, który aż dotąd mogłam poznawać jedynie z książek i wyobrażać go sobie.
– Pachnie jak przeszłość. Ale nie przeszłość umarła. Jego zapach jest taki żywy.
– Otwórz oczy i wypij łyk.
Przełknęłam trochę słodkiego, jasnego płynu i poczułam, że do mojego krwiobiegu wpływa coś starożytnego i potężnego. Tak musi smakować wampirowi krew. Ale zachowałam tę myśl dla siebie.
– Powiesz mi, co to jest? – spytałam, delektując się bukietem smaków i zapachów.
– Małmazja – odpowiedział z uśmiechem. – Stara, bardzo stara małmazja.
– Ile ma lat? – spytałam podejrzliwym tonem. – Tyle co ty? Roześmiał się.
– Nie. Na pewno nie chciałabyś się napić czegoś, co by miało tyle lat co ja. Ona jest z roku 1795, z winogron zebranych na Maderze. Była dawniej bardzo popularna, ale dzisiaj nikt specjalnie nie docenia tego wina.
– To dobrze – powiedziałam z zachłannym zadowoleniem. – Zostanie więcej dla mnie. – Matthew roześmiał się znowu i usiadł swobodnie w jednym z foteli Morrisa.
Rozmawialiśmy o jego pracy w All Souls, o Hamishu – który, jak się okazało, także zdobył członkostwo towarzystwa – i o ich wspólnych przygodach w Oksfordzie. Śmiałam się z jego opowiadań o posiłkach w stołówce i o tym, jak pędził po każdym z nich do Woodstock, żeby pozbyć się z ust smaku przesmażonej wołowiny.
– Wyglądasz na zmęczoną – powiedział w końcu, podnosząc się po następnym kieliszku małmazji i kolejnej godzinie rozmowy.
– Jestem zmęczona. – Pomimo zmęczenia było coś, co chciałam mu powiedzieć, zanim odprowadzi mnie do domu. Ostrożnie odstawiłam kieliszek. – Wiesz, Matthew, podjęłam decyzję. W poniedziałek zamówię znowu Ashmole'a 782 .
Wampir usiadł nagle.
– Nie wiem, jak złamałam urok za pierwszym razem, ale spróbuję zrobić to znowu. Knox nie wierzy zbytnio, że mi się uda. – Zacisnęłam usta. – Ale co on może wiedzieć? Nie był w stanie zdjąć z niego uroku choćby tylko raz. A ty być może zdołasz odczytać słowa ukryte pod obrazkami w tym magicznym palimpsecie.
– Co masz na myśli, mówiąc, że nie wiesz, w jaki sposób złamałaś urok? – Matthew zmarszczył z zakłopotaniem czoło. – Jakich słów użyłaś? Jakie wezwałaś moce?
– Zdjęłam z niego urok, nie zdając sobie z tego sprawy – wyjaśniłam.
– Chryste Panie, Diano. – Matthew zerwał się znowu na równe nogi. – Czy Knox wie, że nie sięgnęłaś po magię?
– Jeśli wie, to w każdym razie nie ode mnie. – Wzruszyłam ramionami. – Poza tym czy to ma jakieś znaczenie?
– To jest ważne, ponieważ jeśli nie złamałaś uroku w sposób świadomy, oznacza to, że ty sama spełniłaś warunki jego złamania. Wszystkie istoty czekają, ponieważ chcą poznać zaklęcie, jakiego użyłaś, skopiować je, jeśli się im uda, i położyć rękę na Ashmole'u 782 . Ale kiedy twoje koleżanki czarownice i koledzy czarodzieje odkryją, że urok otworzył się przed tobą samorzutnie, z własnej woli, nie będą już okazywać tyle cierpliwości i dobrego wychowania.
Przed oczami stanęła mi rozzłoszczona twarz Gillian i żywe przypomnienie, do czego jej zdaniem posunęli się czarodzieje, żeby wydrzeć sekrety moich rodziców. Żołądek podszedł mi do gardła i odsunęłam te myśli na bok, starając się skupić na słabych stronach rozumowania, po jakie sięgnął Matthew.
– Urok został rzucony przeszło sto lat przed moim urodzeniem. To niemożliwe.
– Fakt, że coś wydaje się niemożliwe, nie oznacza jeszcze, że to jest nieprawdziwe – stwierdził z posępną miną. – Newton wiedział o tym. Nie wiadomo, jak zachowa się Knox, gdy zrozumie powiązanie, jakie zachodzi między tym zaklęciem a tobą.
– Jestem zagrożona bez względu na to, czy zamówię ten manuskrypt znowu, czy nie – zauważyłam. – Knox nie wypuści przecież z rąk tej sprawy, nieprawda?
– Nie – zgodził się niechętnie Matthew. – I nie zawaha się użyć przeciwko tobie magii, choćby nawet przyszło mu to zrobić na oczach wszystkich zwykłych ludzi, jacy będą w Bibliotece Bodlejańskiej. Mógłbym nie zdążyć na czas z pomocą.
Wampiry są szybkie, ale magia działa szybciej.
– W takim razie usiądziemy razem, przy jednym stole. Dowiemy się wszystkiego, gdy tylko przyniosą mi manuskrypt.
– Cała ta sprawa mi się nie podoba – powiedział wyraźnie zaniepokojony Matthew. – Odwagę i lekkomyślność oddziela bardzo cienka granica, Diano.
– To nie jest lekkomyślność, ja tylko chcę wrócić do życia, jakie prowadziłam dotąd.
– A co, jeśli się okaże, że przeznaczone ci jest inne życie? – zapytał. – Życie, w którym koniec końców nie będziesz mogła obyć się bez magii?
– Zachowam z nią sporadyczne kontakty. – Przypomniałam sobie jego pocałunek, wraz z towarzyszącym mu nagłym poczuciem intensywnej witalności, i spojrzałam mu prosto w oczy, żeby dać mu do zrozumienia, że jest częścią tego wszystkiego. – Ale nie dam się zastraszyć.
Odprowadzając mnie do domu, Matthew był ciągle niespokojny, czy mój plan się powiedzie. Kiedy skręciłam w New College Lane, w kierunku tylnego wejścia, chwycił mnie za rękę.
– W żadnym wypadku – powiedział. – Widziałaś, jak ten portier mi się przyglądał? Chcę, żeby wiedział, że wróciłaś bezpiecznie do college'u.
Ruszyliśmy dalej po nierównym chodniku Holywell Street, minęliśmy wejście do pubu Turf i weszliśmy w bramę New College. Przeszliśmy obok czujnego portiera, trzymając się ciągle za ręce.
– Będziesz wiosłować jutro rano? – spytał Matthew u podnóża schodów.
Jęknęłam.
– Nie, mam do napisania tysiąc listów rekomendacyjnych. Posiedzę w domu i zrobię porządek na biurku.
– Co do mnie, to pojadę do Woodstock na polowanie – rzucił obojętnym tonem.
– W takim razie życzę miłych łowów – odparłam równie od niechcenia.
– Nie przeszkadza ci zupełnie świadomość, że zapoluję na własnego jelonka? – Matthew wydawał się zaskoczony.
– Nie. Ja od czasu do czasu jadam kuropatwy. Ty od czasu do czasu żywisz się jelonkami. – Wzruszyłam ramionami. – Uczciwie mówiąc, nie widzę różnicy.
W jego oczach pojawił się błysk. Naprężył palce, ale nie wypuścił mojej ręki, lecz uniósł ją do ust i złożył niespieszny pocałunek w miękkim zagłębieniu mojej dłoni.
Читать дальше