– On nie mógł zaginąć. Ja naprawdę go oglądałam – powtarzałam w odrętwieniu. – Powinniśmy poprosić, żeby to sprawdzili.
– Nie mów o tym teraz… nawet o tym nie myśl. – Matthew błyskawicznie zbierał moje rzeczy. Jego dłonie mignęły mi w oczach jak rozmazany cień, gdy zapisywał moje notatki i wyłączał komputer.
Zaczęłam posłusznie wyliczać w myśli angielskich królów, poczynając od Wilhelma Zdobywcy, żeby usunąć z głowy myśli o zaginionym manuskrypcie.
Obok nas przeszedł Knox zajęty wpisywaniem czegoś do swojej komórki. Tuż za nim kroczyły Siostry Scary, bardziej posępne niż zazwyczaj.
– Dlaczego oni wszyscy wychodzą? – spytałam.
– Nie dostałaś manuskryptu Ashmole'a 782 . Zmieniają taktykę. – Podał mi moją torebkę i komputer, a potem zabrał ze stołu moje dwa manuskrypty. Wolną ręką chwycił mnie za łokieć i popchnął w kierunku kontuaru. Timothy pomachał nam smutno z Selden End, po czym zrobił znak pokoju i się odwrócił.
– Sean, doktor Bishop wraca ze mną do college'u, żeby mi pomóc w rozwiązaniu pewnego problemu, jaki znalazłem w pismach Needhama. Nie będzie potrzebować tych materiałów przez resztę dnia. Ja też dziś już nie wrócę – powiedział Matthew i podał Seanowi pudełka z manuskryptami. Sean rzucił wampirowi mroczne spojrzenie, a potem dodał je do innych, wyrównał cały stos i ruszył z nim w kierunku zamykanego schowka na manuskrypty.
Bez słowa zbiegliśmy po schodach na dół. Gdy wyszliśmy przez szklane drzwi na dziedziniec, w mojej głowie kłębiły się tysiące pytań.
Peter Knox stał koło brązowego posągu Williama Herberta, opierając się o otaczającą go żelazną balustradę. Matthew zatrzymał się nagle, po czym zrobił krok do przodu i błyskawicznym ruchem ręki umieścił mnie za swoimi szerokimi plecami.
– A więc, doktor Bishop, nie otrzymała go pani po raz drugi – powiedział złośliwie Knox. – Mówiłem pani, że to był szczęśliwy traf. Nawet czarownica z rodu Bishopów nie mogła złamać zaklęcia, nie mając odpowiedniego czarnoksięskiego wyszkolenia. Być może zdołałaby to zrobić pani matka, ale nie wydaje się, żeby odziedziczyła pani jej talenty.
Matthew skrzywił się, ale nie odpowiedział. Starał się nie wchodzić między czarownicę a czarodzieja, ale z pewnością nie oparłby się pokusie uduszenia Knoxa.
– Ten manuskrypt zaginął. Moja matka była utalentowana, ale nie wytropiłaby go. – Najeżyłam się i Matthew uniósł lekko rękę, żeby mnie uspokoić.
– Zaginął – powiedział Knox. – Ale przecież znalazł się w pani rękach. W każdym razie to dobrze, że nie udało się pani złamać zaklęcia po raz drugi.
– A to dlaczego? – spytałam niecierpliwie.
– Ponieważ nie możemy dopuścić, żeby nasze dzieje wpadły w ręce takich zwierząt jak on. Czarodzieje i wampiry nie zadają się ze sobą, doktor Bishop. Istnieje wiele powodów, dla których tak jest. Proszę pamiętać, kim pani jest. Jeśli pani o tym zapomni, pożałuje pani tego.
„Czarownica nie powinna mieć tajemnic przed innymi czarownicami. A jeśli je ma, może się jej przytrafić coś złego”. W mojej głowie zabrzmiały jak echo słowa Gillian. Miałam wrażenie, że mury Biblioteki Bodlejańskiej zamykają się wokół mnie. Starałam się zwalczyć panikę, która kipiała we mnie.
– Jeżeli jeszcze raz jej pan zagrozi, zabiję pana na miejscu. – Matthew wypowiedział to spokojnym głosem, ale skamieniałe miny przechodzących obok turystów sugerowały, że na jego twarzy malowały się silniejsze emocje.
– Matthew – powiedziałam spokojnie. – Nie tutaj.
– Cóż to, Clairmont, zabiera się pan do mordowania czarodziejów? – spytał szyderczym tonem Knox. – Przestał pan niepokoić wampiry i ludzi?
– Proszę zostawić ją w spokoju – odparł obojętnie Matthew, ale jego poza wskazywała, że gotów jest uderzyć, gdyby Knox ruszył choćby palcem w moim kierunku.
Czarodziej się skrzywił.
– To wykluczone. Ona należy do nas, nie do pana. Tak samo manuskrypt.
– Matthew – powtórzyłam bardziej nalegającym tonem. Jakiś trzynastoletni chłopiec z kółkiem w nosie i krostowatą cerą zaczął mu się przyglądać z ciekawością. – Gapią się na nas ludzie.
Matthew wyciągnął do tyłu rękę i chwycił moją dłoń. W tej samej chwili poczułam szokujący dotyk jego zimnej skóry i odniosłam wrażenie, że jestem z nim związana. Pociągnął mnie do przodu, osłaniając mnie swoim ramieniem.
Knox roześmiał się pogardliwie.
– Trzeba będzie czegoś więcej, panie Clairmont, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Ona zdobędzie i zwróci nam nasz manuskrypt. Dopilnujemy tego.
Matthew pociągnął mnie bez słowa przez dziedziniec na szeroki kamienny chodnik otaczający Radcliffe Camera. Spojrzał na zamkniętą żelazną bramę All Souls, rzucił szybko soczyste przekleństwo i ruszył wraz ze mną w kierunku High Street.
– Już niedaleko – powiedział, ściskając mocniej moją rękę.
Nie wypuścił jej z dłoni, gdy mijaliśmy portiernię, skinął tylko głową portierowi i poprowadził mnie do siebie. Ruszyliśmy po schodach do jego mansardy, która wydała mi się tak samo ciepła i wygodna jak w sobotę wieczorem.
Matthew rzucił klucze na kredens i posadził mnie bezceremonialnie na kanapie. Zniknął w kuchni i wrócił ze szklanką wody. Podał mi ją, ale nie podniosłam jej od razu do ust. Rzucił mi tak chmurne spojrzenie, że wypiłam łyk i omal się nie zadławiłam.
– Jak myślisz, dlaczego nie dostałam tego manuskryptu po raz drugi? – Chodziło mi po głowie, że Knox mógł mieć słuszność.
– Powinienem był posłuchać przeczucia. – Matthew stał przy oknie, zaciskając i rozprostowując prawą dłoń. Nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. – Nie rozumiemy, co łączy cię z tym zaklęciem. Od czasu, jak zobaczyłaś ten manuskrypt, byłaś w wielkim zagrożeniu.
– Wiesz, Matthew, Knox wprawdzie mi groził, ale nie sądzę, żeby zrobił jakieś głupstwo w obecności tak wielu świadków.
– Na kilka dni przeniesiesz się do Woodstock. Chcę, żebyś się znalazła z dala od Knoxa… Żadnych przypadkowych spotkań w college'u, żadnego mijania się z nim w Bibliotece Bodlejańskiej.
– Knox miał rację. Nie otrzymam tego manuskryptu po raz drugi. Nie będzie już zwracał na mnie uwagi.
– To tylko pobożne życzenie, Diano. Knox chce poznać i zrozumieć sekrety Ashmole'a 782 równie mocno, jak ja i ty. – Matthew nie wyglądał dziś tak samo nienagannie jak zazwyczaj. Przeczesywał palcami włosy, aż stanęły mu dęba niczym u stracha na wróble.
– Skąd wy obaj macie pewność, że w tym tekście ukryte są jakieś tajemnice? – zastanawiałam się głośno, podchodząc do kominka. – To jest książka alchemiczna. Być może to wszystko, co można o niej powiedzieć.
– Alchemia to historia stworzenia opowiedziana za pomocą chemicznych symboli. Istoty o nadnaturalnych zdolnościach to chemia przeniesiona do biologii.
– Ale w okresie, w którym pisano Ashmole'a 782 , jego autorzy nie znali pojęcia biologii ani nie wiedzieli o chemii tego, co ty wiesz obecnie.
Oczy Matthew zamieniły się w dwie szczeliny.
– Diano Bishop, jestem zszokowany faktem, że masz tak ograniczone horyzonty – orzekł z poważną miną. – Istoty, które sporządziły manuskrypt, mogły nie wiedzieć o DNA, ale jaki masz dowód na to, że nie zadawały tych samych pytań o istotę stworzenia, jakie zadają dzisiejsi naukowcy?
– Teksty alchemiczne są alegoriami, a nie podręcznikami. – Zwracałam się do niego tak, jakbym chciała przekazać mu strach i frustrację ostatnich kilku dni. – One mogą dotykać szerszych prawd, ale nie można przeprowadzić na ich podstawie wiarogodnego doświadczenia.
Читать дальше