– Nie! Jestem w pełni bezpieczna w college'u. – On sam ostrzegał mnie przecież przed wampirami i ich opiekuńczością. Miał słuszność, to mi się nie podobało.
– Nie jesteś tu bezpieczna – powiedział z błyskiem irytacji w oczach. – Ktoś próbował włamać się do twojego mieszkania.
– Co takiego? – Osłupiałam.
– Pamiętasz ten obluzowany zamek?
Rzeczywiście, na zamku były świeże zadrapania. Doszłam jednak do wniosku, że Matthew nie musi o tym wiedzieć.
– Zostaniesz w Woodstock, dopóki Peter Knox nie wyjedzie z Oksfordu.
Na mojej twarzy musiało się odbić przerażenie.
– Nie będzie tak źle – dodał zachęcająco. – Będziesz miała tyle jogi, ile zapragniesz.
Perspektywa korzystania z jego osobistej ochrony mocno ograniczyła mi możliwości wyboru. A jeśli miał słuszność – podejrzewałam, że tak właśnie było – ktoś zdołał już prześliznąć się koło Freda do mojego mieszkania.
– Chodź. – Sięgnął po moją torbę z komputerem. – Zawiozę cię do New College i zaczekam, aż się spakujesz. Ale nasza rozmowa o relacji między Ashmole'em 782 i twoimi sinymi palcami nie jest dokończona – dodał, zmuszając mnie, żebym spojrzała mu w oczy. – Ona dopiero się zaczęła.
Zeszliśmy na parking członków towarzystwa i Matthew wydostał się swoim jaguarem spomiędzy skromnego niebieskiego vauxhalla i starego peugeota. Z powodu ostrych przepisów regulujących jazdę po mieście zajęła nam ona dwa razy tyle czasu, niż trwałoby pójście na piechotę.
Matthew podjechał pod bramę mojego college'u i pomógł mi wysiąść z auta.
– Zaraz będę z powrotem – powiedziałam, zarzucając na ramię torbę z komputerem.
– Doktor Bishop, jest poczta dla pani – zawołał Fred z portierni.
Zestresowana i niespokojna wyjęłam listy z mojej skrzynki i pomachałam nimi wampirowi, a potem skierowałam się do mieszkania.
Znalazłszy się w środku, zrzuciłam buty, roztarłam skronie i spojrzałam na automatyczną sekretarkę. Na szczęście nie migała. W poczcie były tylko rachunki i duża brązowa koperta z moim nazwiskiem wypisanym na maszynie. Nie było znaczka, co wskazywało, że list pochodził od kogoś z uniwersytetu. Wsunęłam palec pod skrzydełko i wyjęłam zawartość.
Zobaczyłam kartkę zwykłego papieru przypiętą do czegoś gładkiego i lśniącego. Na niej widniało jedno słowo napisane na maszynie.
„Pamiętasz?”
Drżącymi rękami zerwałam kartkę. Papier sfrunął na podłogę, odsłaniając lśniącą fotografię ze znanym mi widokiem. Oglądałam jednak tylko jej czarno-białą reprodukcję zamieszczoną w gazecie. To zdjęcie było kolorowe, a przy tym równie wyraźne i żywe jak w tamtym dniu 1983 roku, w którym zostało zrobione.
Ciało mojej matki leżało twarzą do ziemi w naznaczonym kredą kole, z odrzuconą pod dziwnym kątem lewą nogą. Jej prawa ręka wyciągnięta była w kierunku ojca, który spoczywał twarzą do góry, z odchyloną na bok, zniekształconą z jednej strony głową. Jego tułów rozcięty był od szyi po krocze. Część jego wnętrzności wypłynęła obok niego na ziemię.
Z ust wyrwał mi się jęk przerażenia. Osunęłam się z drżeniem na podłogę, nie mogąc oderwać oczu od tego widoku.
– Diana! – Dobiegł mnie wzburzony głos wampira, ale Matthew był za daleko, żeby się mną zająć. W oddali ktoś szarpał za gałkę u drzwi. Na schodach zadudniły czyjeś kroki, w drzwiach zachrobotał klucz.
Drzwi otworzyły się. Zobaczyłam pobladłą jak popiół twarz wampira, a obok niej zatroskane oblicze Freda.
– Doktor Bishop, co się stało? – spytał Fred. Matthew poruszał się tak szybko, że Fred z pewnością rozpoznał w nim wampira. Przykucnął przede mną. Zęby dzwoniły mi z przerażenia.
– Jeżeli zostawię panu klucze, będzie pan mógł odstawić mój samochód do All Souls? – spytał Matthew przez ramię. – Doktor Bishop źle się czuje i nie powinna zostać sama.
– Proszę się nie martwić, profesorze Clairmont. Postawimy go tu, na parkingu dyrektora – odparł Fred.
Matthew rzucił kluczyki portierowi, który chwycił je zręcznie. Fred obrzucił mnie jeszcze jednym zaniepokojonym spojrzeniem i zamknął za sobą drzwi.
– Jest mi niedobrze – szepnęłam.
Matthew pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do łazienki. Pochyliłam się nad sedesem i zwymiotowałam, chwytając się krawędzi miski i wypuszczając zdjęcie, które upadło na podłogę. Gdy opróżniłam żołądek, najgorsze drżenie ustąpiło, ale co kilka sekund przenikały mnie dreszcze.
Zamknęłam pokrywę i oparłam się na niej, żeby nacisnąć dźwignię spłuczki. Zakręciło mi się w głowie. Matthew chwycił mnie, zanim uderzyłam o ścianę łazienki. Poczułam nagle, że moje stopy unoszą się w powietrze. Prawym ramieniem dotykałam piersi wampira, a jego ręka unosiła mnie pod kolanami. Po chwili położył mnie delikatnie na łóżku i zapalił światło, odsuwając na bok abażur. Ujął mnie swymi zimnymi palcami za nadgarstek i wraz z dotknięciem jego dłoni moje tętno zaczęło zwalniać. Dzięki temu mogłam skupić wzrok na jego twarzy. Była spokojna jak zawsze, z wyjątkiem maleńkiej ciemnej żyły na czole, która nabrzmiewała nieznacznie mniej więcej co minutę.
– Zaraz przygotuję ci coś do picia. – Puścił mój nadgarstek i wstał.
Ogarnęła mnie nowa fala paniki. Zerwałam się na nogi. Wszystkie moje instynkty mówiły mi, żeby uciekać jak najdalej i jak najszybciej.
Matthew chwycił mnie za ramiona, usiłując spojrzeć mi w oczy.
– Uspokój się, Diano.
Poczułam, że żołądek napiera na moje płuca, wypychając z nich całe powietrze. Ze wszystkich sił starałam się przezwyciężyć jego ucisk, nie zwracając uwagi na słowa wampira ani ich nie rozumiejąc.
– Puść mnie – poprosiłam błagalnie, odpychając jego pierś obiema rękami.
– Popatrz na mnie, Diano. – Nie mogłam zignorować jego głosu ani zniewalającej siły jego oczu. – Co się stało?
– Moi rodzice. Gillian powiedziała mi, że moich rodziców zabili czarodzieje – odparłam przeraźliwym cienkim głosem.
Matthew powiedział coś w języku, którego nie rozumiałam.
– Kiedy to się stało? Gdzie oni byli? Czy ta czarownica zostawiła ci tę wiadomość w twojej poczcie głosowej? Groziła ci? – Ramiona wampira zacisnęły się mocniej wokół mnie.
– W Nigerii. Powiedziała, że Bishopowie zawsze sprawiali kłopoty.
– Pojadę tam z tobą. Ale najpierw muszę wykonać kilka telefonów. – Matthew wziął głęboki oddech. – Tak mi przykro, Diano.
– Dokąd chcesz jechać? – Wszystko to nie miało odrobiny sensu.
– Do Afryki – odparł z zakłopotaniem Matthew. – Ktoś będzie musiał zidentyfikować ciała.
– Moi rodzice zostali zamordowani, kiedy miałam siedem lat.
Matthew wybałuszył oczy w najwyższym zdumieniu.
– Nawet jeśli wydarzyło się to tak dawno, wszystkie te czarownice i czarodzieje ciągle o tym mówią. Gillian, Peter Knox. – Trzęsąc się w przypływie przybierającego na sile strachu, poczułam, że w moim gardle rodzi się krzyk. Matthew przycisnął mnie do siebie, zanim zdążył się wydostać. Trzymał mnie tak mocno, że jego mięśnie i kości zaczęły wciskać się boleśnie w moją skórę. Krzyk zamienił się w szloch. – Gillian powiedziała, że czarownicom, które mają tajemnice, przytrafiają się złe rzeczy.
– Bez względu na to, co powiedziała, nie pozwolę, żebyś doznała krzywdy od Knoxa czy jakiejś czarownicy. Jesteś teraz pod moją opieką – rzucił gwałtownie Matthew, a potem pochylił głowę i oparł policzek na moich włosach. Rozpłakałam się. – Och, Diano. Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
Читать дальше