Marcus przysłuchiwał się z szeroko otwartymi ustami, gdy francuski żołnierz zaczął urągać szefowi medycznego korpusu armii, szanowanemu doktorowi Shippenowi, odrzucając jego terapeutyczne plany jako „barbarzyńskie”. Clairmont żądał, żeby jego zastępca, doktor John Cochran, osobiście zajął się Lafayette'em. Dwa dni potem Clairmont i Shippen, na oczach zachwyconego personelu medycznego i generała Washingtona, prowadzili w płynnej łacinie dyskusję na temat szczegółów anatomii i fizjologii.
Matthew zabił większą liczbę brytyjskich żołnierzy niż ktokolwiek inny, zanim armia kontynentalna została pokonana pod Brandywine. Ludzie przyniesieni do szpitala opowiadali niestworzone historie o jego odwadze. Niektórzy twierdzili, że wszedł prosto w szeregi wroga, nie bacząc na pociski i bagnety. Gdy zamilkł ogień karabinów, Clairmont nalegał, żeby Marcus został przy markizie jako jego pielęgniarz.
Na jesieni, gdy Lafayette był już w stanie dosiąść konia, obaj zniknęli w lasach Pensylwanii i Nowego Jorku. Powrócili z armią wojowników z plemienia Oneida. W uznaniu kawaleryjskich umiejętności Lafayette'a Indianie ci nadali mu przydomek Kayewla. Natomiast Matthew, z racji zręczności, z jaką prowadził ludzi do walki, zyskał u nich miano atlutanu'n , czyli wodza.
Matthew pozostał w armii długo po tym, jak Lafayette wrócił do Francji. Także Marcus służył nadal jako niższy pomocnik lekarza wojskowego. Dzień za dniem opatrywał żołnierzy ranionych kulami z muszkietów, dział czy od szabli. Clairmont wzywał go zawsze, gdy rany odniósł któryś z jego ludzi. Mówił, że Marcus ma talenty lecznicze.
W 1781 roku, krótko po przybyciu armii kontynentalnej do Yorktown, Marcus dostał febry. Jego lecznicze zdolności nie zdały się na nic. Leżał, dygocząc z zimna, doglądany tylko wtedy, gdy ktoś miał chwilę. Po czterech dniach cierpień Marcus zdał sobie sprawę, że umiera. Gdy Clairmont przyszedł odwiedzić kilku rannych żołnierzy, znowu w towarzystwie Lafayette'a, zobaczył Marcusa, który leżał na połamanej pryczy w kącie. Poczuł zapach śmierci.
Noc zaczynała już ustępować światłu dnia, gdy francuski oficer usiadł koło młodego człowieka i opowiedział mu historię swojego życia. Marcus był pewien, że śni. Człowiek, który pił krew i dzięki temu uwolnił się od śmierci? Usłyszawszy te słowa, Marcus doszedł do przekonania, że już umarł i prześladuje go jeden z diabłów, przed którymi ostrzegał go ojciec, twierdząc, że zapolują na niego z powodu jego grzesznej natury.
Wampir wyjaśnił Marcusowi, że może przeżyć febrę, ale będzie musiał za to zapłacić. Najpierw musi się odrodzić. Potem będzie musiał polować i pić krew, także ludzką. Przez jakiś czas odczuwane przez niego łaknienie krwi sprawi, że nie będzie mógł zajmować się rannymi i chorymi. Matthew przyrzekł, że gdy Marcus przyzwyczai się już do nowego życia, pośle go na uniwersytet.
Gdzieś przed świtem, gdy ból stał się nie do zniesienia, Marcus doszedł do wniosku, że pragnienie pozostania przy życiu przeważyło nad strachem przed nową egzystencją, jaką nakreślił mu wampir. Matthew wyniósł osłabionego i gorączkującego młodzieńca ze szpitala do lasu, gdzie czekali już wojownicy z plemienia Oneida, żeby poprowadzić ich w góry. Matthew wyssał z niego krew w oddalonej grocie, w której nikt nie mógł słyszeć krzyków chorego. Marcus wciąż jeszcze pamiętał potężne łaknienie, jakie go wówczas ogarnęło. Doprowadzony niemal do szaleństwa rozpaczliwie chciał przełknąć coś zimnego i płynnego.
W końcu Matthew własnymi zębami przeciął swój nadgarstek i dał mu się napić. Potężna krew wampira przywróciła go do nowego przerażającego życia.
Indianie czekali spokojnie u wejścia do groty, żeby uniemożliwić nowo narodzonemu wampirowi sianie spustoszenia w pobliskich farmach, gdy ujawni się w nim głód krwi. Gdy Matthew zjawił się w ich wiosce, natychmiast zorientowali się, kim on jest. Przypominał im czarodzieja Dagwanoenyenta, który żył w trąbie powietrznej i był wolny od śmierci. Pozostawało dla nich tajemnicą, dlaczego bogowie obdarzyli tymi zdolnościami francuskiego wojownika, ale bogowie byli znani ze swych zagadkowych decyzji. Wojownicy Oneida mogli jedynie zadbać o to, żeby także ich dzieci poznały legendę Dagwanoenyenta, i przekazać im dokładne instrukcje, jak zabić taką kreaturę. Należało go spalić, zemleć na proszek i rozrzucić na cztery strony jego kości, żeby nie mógł się odrodzić.
Nie mogąc zaspokoić głodu, Marcus zachowywał się jak dziecko, którym zresztą ciągle był, wył z frustracji i domagał się pomocy. Gdy Matthew upolował jelenia, żeby napoić młodzieńca, który odrodził się jako jego syn, Marcus szybko wyssał z niego całą krew. Zaspokoił w ten sposób głód, ale nie stłumił szumu krwi nowego ojca, która krążyła w jego żyłach.
Po tygodniu dostarczania do groty świeżo zabitych zwierząt Matthew doszedł do wniosku, że Marcus może już polować, żeby samodzielnie zapewnić sobie pożywienie. Ojciec i syn tropili jelenie i niedźwiedzie w głębokich lasach i na oblanych księżycowym światłem grzbietach gór. Matthew nauczył go wietrzyć zdobycz, wypatrywać w cieniu najmniejszych oznak ruchu i wyczuwać powiewy wiatru, który mógł nieść świeże tropy. I nauczył ozdrowieńca zabijać ofiary.
W tym początkowym okresie Marcus łaknął bogatszej krwi. Potrzebował jej, żeby zaspokoić dokuczliwe łaknienie i nakarmić ciało drapieżnika. Ale Matthew czekał, aż Marcus nauczy się szybko wytropić jelenia, osaczyć go i wysączyć z niego krew, nie popadając w żadne kłopoty. Dopiero wtedy pozwoliłby mu polować na ludzi. Kobiety nie wchodziły w rachubę. Matthew tłumaczył to tym, że byłoby to zbyt kłopotliwe dla młodego wampira z uwagi na zbyt subtelne granice między seksem a śmiercią, zalotami a polowaniem.
Z początku ojciec i syn żywili się rannymi żołnierzami brytyjskimi. Niektórzy z nich błagali Marcusa, żeby darował im życie, i Matthew nauczył go żywić się ciepłokrwistymi tak, żeby ich nie zabijać. Potem polowali na przestępców, którzy błagali o litość, nie zasługując na nią. Za każdym razem Matthew kazał Marcusowi wyjaśnić, dlaczego wybiera na ofiarę tego czy innego człowieka. Marcus rozwijał w sobie zasady moralne polegające na dociekliwym uświadamianiu sobie tego, co wampir zmuszony jest zrobić po to, aby utrzymać się przy życiu.
Matthew był szeroko znany ze swego szczególnie rozwiniętego poczucia tego, co słuszne i niesprawiedliwe. Wszystkie jego błędy miały źródło w decyzjach podejmowanych w złości. Ktoś powiedział Marcusowi, że jego ojciec nie jest już tak podatny na popadanie w rozdrażnienie, jak w przeszłości. Być może tak było, ale dziś wieczorem w Oksfordzie na twarzy starszego wampira malował się ten sam morderczy wyraz co pod Brandywine. Tu nie było jednak pola bitwy, na którym mógłby wyładować wściekłość.
– Musiałeś popełnić jakiś błąd. – Matthew przeglądał wyniki badania DNA czarownicy. Zerknął na syna z wściekłym błyskiem w oczach.
Marcus pokręcił głową.
– Analizowałem jej krew dwa razy. Miriam potwierdziła to, co znalazłem, wynikami badania DNA z wymazu. Przyznaję, że wyniki są zaskakujące.
Matthew wciągnął nerwowo powietrze do płuc.
– Są niedorzeczne – stwierdził.
– Diana ma prawie wszystkie genetyczne ślady, jakie kiedykolwiek napotkaliśmy u czarownicy. – Marcus zacisnął surowo usta, gdy Matthew dotarł do ostatnich stron. – Ale te sekwencje nas zaniepokoiły.
Matthew szybko przekartkował resztę danych. Znajdowały się tu przeszło dwa tuziny sekwencji DNA, niektóre krótkie, inne dłuższe. Obok nich widać było znaki zapytania wpisane czerwonym tuszem przez Miriam.
Читать дальше