Nie czując się na siłach, żeby stawić czoło moim wszechwiedzącym, aż nazbyt domyślnym ciotkom, wyciszyłam sygnał automatycznej sekretarki, wyłączyłam dzwonki w obu telefonach i znużona wgramoliłam się do łóżka.
Gdy następnego ranka mijałam portiernię, żeby pobiegać, Fred pomachał mi plikiem listów.
– Odbiorę je później – zawołałam. Uniósł kciuk na znak, że zrozumiał.
Moje stopy dudniły po znajomych ścieżkach prowadzących przez pola i bagna po północnej stronie miasta. Fizyczny wysiłek pomagał mi utrzymać na dystans zarówno poczucie winy, że nie oddzwoniłam do moich ciotek, jak i wspomnienie chłodnej twarzy Matthew.
Wróciwszy do college'u odebrałam listy i wrzuciłam je do kosza na śmieci. Potem odsunęłam nieuchronny telefon do domu, oddając się weekendowym rytuałom: gotowaniem jajka, parzeniem herbaty, przygotowywaniem bielizny do prania i sprzątaniem stosów papierzysk, które zalegały dosłownie wszędzie. Te nieproduktywne zajęcia wypełniły mi większą część poranka, po czym pozostało mi tylko wykonać długo odkładany telefon. Wprawdzie za oceanem było jeszcze wcześnie, ale z pewnością nikt nie leżał już w łóżku.
– Co ty sobie właściwie wyobrażasz, Diano? – spytała na powitanie Sarah.
– Dzień dobry, Sarah. – Zapadłam się w fotel koło nieczynnego kominka i skrzyżowałam nogi na pobliskiej półce. Wszystko wskazywało, że potrwa to chwilę.
– To nie jest dobry dzień – rzuciła opryskliwie Sarah. – Wychodziłyśmy z siebie. Co się dzieje?
Em podniosła słuchawkę drugiego telefonu.
– Witaj, Em – powiedziałam, zdejmując jedną nogę z drugiej. Miałam już pewność, że ta chwila będzie bardzo długa.
– Czy ten wampir nadal cię nachodzi? – spytała niespokojnym tonem Em.
– Niezupełnie.
– Wiemy, że przez cały czas miałaś wokół siebie wampiry i demony – wtrąciła niecierpliwie moja ciotka. – Straciłaś rozum, czy też dzieje się coś naprawdę groźnego?
– Nie straciłam rozumu, i nie dzieje się nic złego. – To drugie stwierdzenie było kłamstwem, ale skrzyżowałam palce z nadzieją, że mi się upiecze.
– Naprawdę myślisz, że uda ci się nas nabrać? Nie wolno ci okłamywać czarownic! – wykrzyknęła Sarah. – Nie rób tego, Diano.
Mój mały plan się rozsypał.
– Pozwól jej mówić, Sarah – wtrąciła się Em. – Pamiętasz, postanowiłyśmy zaufać Dianie i przyjąć, że będzie podejmowała słuszne decyzje.
Nastąpiła cisza, która dała mi do zrozumienia, że musiało dojść do kontrowersji na tym tle.
Sarah nabrała już powietrza do płuc, ale Em ją ubiegła.
– Gdzie byłaś wczoraj wieczorem?
– Na zajęciach jogi. – Nie było sposobu, żeby wywinąć się od tego badania, ale miałam tę przewagę, że mogłam dawać krótkie i rzeczowe odpowiedzi.
– Jogi? – spytała z niedowierzaniem Sarah. – Co cię skusiło, żeby ćwiczyć jogę razem z tymi stworzeniami? Wiesz, jak groźne jest zadawanie się z wampirami i demonami.
– Lekcję prowadziła czarownica! – zaczęłam urażonym tonem, widząc przed sobą pogodną, miłą twarz Amiry.
– Czy te zajęcia jogi to był jego pomysł? – spytała Em.
– Tak. Odbyły się w domu Clairmonta.
Sarah burknęła coś z odrazą.
– Mówiłam ci, że to on – mruknęła Em do mojej cioci. Następne słowa skierowała do mnie. – Widzę wampira, który stoi między tobą a… czymś innym. Nie jestem pewna, co to jest.
– A ja stale ci powtarzam, Emily Mather, że to nonsens. Wampiry nie osłaniają czarownic – zapewniła ją Sarah szorstkim, stanowczym tonem.
– Ale on to właśnie robi – wyjaśniłam.
– Co? – spytała Em. Sarah wydała okrzyk zgrozy.
– Robi to od wielu dni. – Zagryzłam wargę niepewna, jak im przedstawić całą tę historię. – Coś się wydarzyło w bibliotece. Zamówiłam manuskrypt i okazało się, że jest zaczarowany.
Na chwilę zapadła cisza.
– Zaczarowana książka? – Głos Sarah pobrzmiewał ciekawością. – Był to może zbiór zaklęć? – Sarah była specjalistką od zaklęć, a jej najcenniejszym skarbem była stara księga magicznych formułek, która przechodziła z pokolenia na pokolenie w rodzinie Bishopów.
– Nie sądzę – odparłam. – Były w niej tylko alchemiczne ilustracje.
– Co jeszcze? – Moja ciotka wiedziała, że w zaczarowanych księgach to, co widać, to dopiero początek.
– Ktoś rzucił urok na tekst manuskryptu. Był on ułożony jakby warstwami, jedna na drugiej, a pod powierzchnią migotały niewyraźne linijki pisma.
Po drugiej stronie oceanu Sarah odstawiła z hałasem kubek z kawą.
– Czy to zdarzyło się przed czy po pojawieniu się Clairmonta?
– Przed – szepnęłam.
– I nie przyszło ci do głowy, że warto o tym wspomnieć, kiedy mówiłaś nam o spotkaniu z tym wampirem? – Sarah nie ukrywała złości. – Na boginię, twoją patronkę, Diano, ty potrafisz być taka lekkomyślna. W jaki sposób zaczarowano tę książkę? Nie mów mi, że nie wiesz.
– Wydzielała dziwny zapach. Pachniała czymś… niedobrym. Z początku nie mogłam otworzyć okładki. Ale położyłam na niej dłoń. – Odwróciłam dłoń na moich kolanach, przypominając sobie wrażenie nagłego nawiązania kontaktu z manuskryptem, niemal oczekując, że zobaczę lśnienie, o którym wspominał Matthew.
– I co? – spytała Sarah.
– Poczułam mrowienie w dłoni, potem usłyszałam westchnienie i… jej napięcie ustąpiło. Czułam to, przez skórę i drewniane okładki.
– Jak zdołałaś zdjąć z niej urok? Wypowiedziałaś jakieś słowa? Co przy tym myślałaś? – Sarah nie była już w stanie pohamować ciekawości.
– Nie sięgnęłam po żadne czary, Sarah. Chciałam tylko obejrzeć tę księgę pod kątem moich badań i położyłam na niej płasko dłoń, to wszystko. – Wzięłam głęboki oddech. – Gdy już ją otworzyłam, sporządziłam trochę notatek, a potem zamknęłam ją i zwróciłam do magazynu.
– Zwróciłaś ją? – Odezwał się głośny trzask, gdy aparat, z którego rozmawiała Sarah, spadł na podłogę. Zamrugałam i odsunęłam komórkę od ucha, ale wciąż dochodził mnie barwny język cioci.
– Diana? – odezwała się cicho Em. – Jesteś tam?
– Jestem, słucham – odparłam ostrym tonem.
– Diano Bishop, chyba wiesz, co robisz? – powiedziała z wyrzutem Sarah. – Jak mogłaś zwrócić coś magicznego, czego w pełni nie zrozumiałaś?
Moja ciocia uczyła mnie, jak rozpoznawać magiczne i zaczarowane przedmioty i jak z nimi postępować. Należało unikać dotykania ich i poruszania nimi, zanim się nie odkryło, jak działa ich magia. Zaklęcia mogły odznaczać się wielką subtelnością, a wiele z nich miało w sobie mechanizmy zabezpieczające.
– A co miałam zrobić, Sarah? – Ton mojego głosu wskazywał, że zamierzam przejść do obrony. – Nie opuszczać biblioteki, aż ty obejrzysz tę księgę? To było w piątek wieczorem. Chciałam iść już do domu.
– Co się wydarzyło, jak już ją zwróciłaś? – spytała przez zaciśnięte usta Sarah.
– Odniosłam wrażenie, jakby na chwilę w powietrzu zawisło coś dziwnego – przyznałam. – Może nawet poczułam, że biblioteka się wzdrygnęła.
– Oddałaś manuskrypt i zaklęcie odżyło – zawyrokowała Sarah, wypowiadając znowu brzydkie słowo. – Niewiele czarownic i czarodziejów jest w stanie rzucić urok, który automatycznie odżywa, gdy ktoś go złamie. Nie masz do czynienia z amatorem.
– To jest ta energia, która przyciągnęła ich wszystkich do Oksfordu – powiedziałam w nagłym olśnieniu. – Nie chodzi o to, że otworzyłam ten manuskrypt. Istotne było przywrócenie uroku. I nie chodzi o stworzenia, z którymi byłam na zajęciach jogi. Wampiry i demony kręcą się wokół mnie w Bibliotece Bodlejańskiej. Clairmont przyszedł tam w poniedziałek wieczorem, bo usłyszał rozmowę dwóch czarownic na temat manuskryptu i miał nadzieję, że uda mu się na niego zerknąć. A we wtorek w bibliotece roiło się już od nich.
Читать дальше