– Dobra, postaram się, żeby wszystko poszło dobrze.
– Cieszę się! Manuel już widział zdjęcie Cindy i wspominałam mu o tobie. Skoro ty mówisz po hiszpańsku lepiej od Cindy, zajmiesz się tym, żeby doszło do spotkania. Przyjaciółka, która ci towarzyszy, właśnie przyjechała z Lizbony. – Cristina milknie na chwilę i zapisuje mi adres na kartce. – O północy w tym barze. Najpierw wpadnij tutaj po Cindy i pojedziecie we dwie.
– Zrozumiałam.
– A pojutrze widzimy się o szóstej, zgoda?
– Zgoda.
Nocą 4 września 1999
Po spotkaniu z Cristiną idę do domu wybrać ubrania na dzisiejszy wieczór i sesję fotograficzną na pojutrze. Wracam później do burdelu z bardzo dziwnymi odczuciami. Lubię spotkania tego typu. To bardzo podniecające, poziom adrenaliny mi skacze, a skronie niemal eksplodują od szybkiego przepływu krwi.
Kiedy przyjeżdżam, Cindy już jest gotowa i łapiemy taksówkę, żeby pojechać do baru, w którym mamy spotkanie. Wyobrażam sobie tych polityków, bardzo poważnych, w eleganckich garniturach od Ermenegildo Zegna, z kieszeniami pełnymi papierów oraz wizytówek i skórzanymi teczkami, w których są zamknięte nie wygłoszone jeszcze przemowy napisane przez osoby sprawniejsze we władaniu słowem. Nigdy nie przebywałam z żadnym politykiem. Mamy rozmawiać przez godzinę. Co będziemy im opowiadać?
– Ty wiesz, jaki jest ten Manuel? – pyta Cindy, przerywając mój wewnętrzny monolog.
– Nie mam pojęcia! – wykrzykuję. – Wiem tylko, że ma szary garnitur i czerwony krawat od Loewe.
– A po czym się poznaje, że to krawat od Loewe? – pyta Cindy, obciągając spódnicę, która jej się zadarła przy wsiadaniu do taksówki. Szarpie ją delikatnie, bo część utknęła jej pod tyłkiem. Widzę wówczas bardzo ładne, ozdobione koronką, pończochy samonośne. Ubrała się bardzo seksownie na ten wieczór.
– Nie wiem, ale ich znajdziemy.
Bar znajduje się w Tibidabo i ma wspaniały widok na Barcelonę. Jest dość ciemny, a muzyka chyba nie może już grać głośniej. I w tej scenerii mamy znaleźć dwóch polityków z Madrytu. O Boże! Będziemy musieli wrzeszczeć, żeby się zrozumieć!
Zostawiam Cindy na chwilę samą, ponieważ muszę iść do łazienki, gdyż swoją gąbkę mam w torebce. Czekam do ostatniej chwili, żeby ją założyć. Już w domu zadałam sobie trud, żeby pociąć ją na trzy części, dlatego że cała była za duża. Kiedy już jestem zamknięta w toalecie, biorę kawałek gąbki i umieszczam ją ostrożnie we właściwym miejscu. Ta operacja zajmuje mi trochę czasu, nie jestem bowiem przyzwyczajona do wkładania czegoś tak suchego. Ponownie spotykam się z Cindy, która obserwuje mężczyzn wchodzących do baru. W ciemnym świetle lokalu wszystkie garnitury wydają się szare jak koty o zmierzchu i wydaje mi się, że zadanie polegające na znalezieniu dwóch facetów, których nie znamy, będzie dość trudne.
– Widzisz coś? – pyta mnie Cindy.
– Nie, nic. Jeszcze nie ma północy. Poza tym nie wierzę, żeby byli punktualni. Poczekajmy trochę.
Zamawiamy po drinku, Cindy gin z tonikiem, a ja whisky z coca – colą i zaczynamy rozmawiać. Ta dziewczyna wydaje mi się bardzo miła, ma własne poglądy i strasznie nie lubi mężczyzn, czego wcale nie próbuje ukryć.
– Nie chcę nic wiedzieć o mężczyznach. Ja tylko z nimi pracuję. Jeśli chodzi o inne sprawy, nic a nic – mówi, podnosząc szklankę, żeby się ze mną stuknąć.
– Ale nie masz nawet narzeczonego?
– Narzeczonego?! – niemal krzyczy. – Oszalałaś! Żeby mnie kontrolował, odkrył czym się zajmuję, a potem robił mi sceny? Nie, nie! Już wystarczająco dużo przeżyłam z ojcem mojej filha.
– I co się z nim stało?
– Dwa lata po urodzeniu córeczki zostawił mnie dla innej. To się stało, tak, proszę pani! Od tamtej pory prawie nie przychodzi zobaczyć swojej filha. Świnia! A w dodatku ten głupiec ma forsę! Dlatego nie mam chłopaka. Poza tym nie umiałabym już być z mężczyzną, który nie dawałby mi pieniędzy.
– O rany! – Nie wiem co jej powiedzieć. – A w burdelu jak ci idzie?
– Dobrze. Są momenty, że jest dużo pracy, a potem nic. Ale zawsze coś dziabnę!
– Dziabniesz? – Cindy jest bardzo sympatyczna, ale strasznie trudno mi ją zrozumieć w tym zgiełku ludzkich głosów i muzyki. Jej określenia i portugalskie wtręty w każdym zdaniu stają się kompletnie nieczytelne.
– Tak. Zawsze znajduję jakąś pracę, rozumiesz? Przedtem pracowałam w Nowym Jorku i Londynie. Już od dawna się tym zajmuję. A Ty? Dlaczego tu jesteś?
Nie chcę wchodzić w szczegóły swojego życia, chociaż Cindy budzi we mnie sporo zaufania.
– Z winy mężczyzny, który mnie okradł. Mam długi.
– Świetnie. A teraz ty odbierasz mężczyznom pieniądze. Rewanż?
– Nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby chodziło tylko o to.
Kiedy usiłuję wyjaśnić Cindy powody mojego przyjścia do burdelu, czuję, że ktoś mi się przygląda. Instynktownie podnoszę wzrok i widzę mężczyznę mówiącego coś do ucha swojemu przyjacielowi. Dwóch samotnych mężczyzn. To na pewno oni! Nie udaje mi się rozróżnić koloru krawata. Wydaje mi się tylko, że to jakiś żywy kolor. To jedyna tu obecna męska para, więc nie zastanawiając się dłużej i zostawiając Cindy w pół słowa, postanawiam podejść do mężczyzny, który mi się przygląda. Ale gdy wstaję, czuję, że przeszkadza mi coś między nogami. To ta przeklęta gąbka, która się przesunęła i sprawia mi potworny ból. Poza tym mam okropne wrażenie, że chodzę jak kaczka.
Cindy, która dostrzega, że coś jest nie tak, bierze mnie pod rękę.
– Dobrze się czujesz? – pyta wyraźnie przejęta.
– Tak, tak. Nic mi nie jest. To ta wstrętna gąbka… Poczekaj, mam wrażenie, że to oni. Tam, w kącie baru. Zaraz wracam.
Czuję, że poci mi się twarz, ale skoro już wstałam i na nich patrzę, powinnam podejść. Robię co mogę.
– Manuel? To ty? – pytam z lekkim uśmiechem na ustach.
– Nie. Jestem Antonio, a to mój przyjaciel Carlos. A jak ty się nazywasz, ślicznotko? – odpowiada mi osobnik w prawdopodobnie szarym garniturze i krawacie w żywym kolorze.
Gdy tylko wymawia swoje imię, mina zmienia mi się natychmiast.
– Przepraszam, pomyliłam cię z kimś. Przykro mi, byłam pewna.
Szybko odchodzę, zanim zupełnie wypełni mnie uczucie wstydu. Niepotrzebnie podchodziłam, śmiesznie się poruszając, z tym okropnym wrażeniem, że noszę pieluszkę. Wracam do stolika, gdzie Cindy z zapałem rozmawia z jakimiś typami przy sąsiednim stoliku.
– Są z Kuwejtu – wyjaśnia mi. – Mówią po angielsku i ani słowa po hiszpańsku. Ja trochę mówię po angielsku, ale sprawia mi to trudność, a ty?
– Ależ Cindy, co ty wyprawiasz? Czekamy na dwóch klientów. Nie możesz rozmawiać z tymi facetami!
Kuwejtczycy przyglądają mi się z uśmiechami, które dużo mówią na temat ich intencji.
– Słuchaj, jeśli ci faceci nie przyjdą, pójdę z jednym z nich. Mają pieniądze i na pewno dobrze zapłacą. Wszystko dla mnie. Nie powiemy o tym w agencji.
– Oszalałaś, czy co? Susana wciąż czeka na mój telefon, a ci politycy się nie pojawili. Jeśli nie przyjdą, będziemy musiały wrócić do burdelu.
– Dobra, niech sobie jeszcze poczeka, poza tym pójdzie sobie i zastąpi ją Angelika, która jest w porządku. Wrócimy i powiemy, że czekałyśmy, ale się nie zjawili. A w tym czasie zajmiemy się tymi.
Dla niej to takie proste.
– Do you want to drink something? (Czy napije się pani czegoś?) – proponuje mi jeden z nich.
Читать дальше