W końcu podjeżdża taksówka i kiedy podaję kierowcy adres, natychmiast rozumie, czym się zajmuję. Widzę, jak obserwuje mnie we wstecznym lusterku i próbuje nawiązać ze mną rozmowę. Ale ja tylko się uśmiecham i nic nie mówię.
Przyjechawszy do hotelu, kieruję się prosto do wind, bardzo pewna siebie, nie patrząc nawet na recepcjonistów, bo nie chcę, żeby się mnie czepiali. Zachowując się w ten sposób, robię wrażenie gościa hotelowego. Nikt mnie nie zaczepia i wjeżdżam bezpośrednio na trzecie piętro.
Kiedy klient otwiera mi drzwi, widzę bardzo wysokiego, śniadego mężczyznę. Wygląda na Hindusa, a jego azjatyckie rysy twarzy od razu mi się podobają. Ma na sobie biały szlafrok, co sprawia, że wygląda ciepło i sympatycznie.
– Hello, are you Sam? (Cześć, jesteś Sam?) – pytam, odpowiadając na jego uśmiech.
– Yes, you must be the girl from the agency. (Tak, musisz być tą dziewczyną z agencji).
– Yes. My name is Val. My pleasure. (Tak, Mam na imię Val. Bardzo mi miło).
Wpuszcza mnie i prowadzi do nocnego stolika, na którym leżą już przygotowane pieniądze.
– You can take it. (Możesz je wziąć) – mówi. – It's yours. (Są twoje).
– Ok. Thank you – dziękuję mu. – Can I call my agency to say that everything is ok? (Czy mogę zadzwonić do agencji, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku?).
– Yes, of course. (Tak, oczywiście). – Znika w łazience.
Dzwonię do Angeliki, a później zaczynam się rozbierać. Sam wraca i mówi, że mogę iść do łazienki, jeśli chcę. Za to też jestem mu wdzięczna. Sam częstuje mnie odrobiną czerwonego wina z minibaru.
Spędzam z nim bardzo miło czas. Jest słodki i chociaż nie mam orgazmu, świetnie się bawię. Bosko umie pieścić. Następnie daje mi napiwek w wysokości dwudziestu tysięcy peset i swoją wizytówkę, gdybym czegoś potrzebowała. Obiecuje korzystać z moich usług za każdym razem, gdy będzie w Barcelonie. Muszę już iść, niemal biegiem, ponieważ dzwoni do mnie Angelika, żeby powiadomić mnie, że godzina już minęła. Zupełnie zapomniałam o upływie czasu.
– Ze mną nie ma sprawy – mówi mi Angelika – ale jak zdarzy ci się coś takiego przy Susanie, będziesz miała straszne kłopoty. Tak więc na przyszłość pilnuj czasu. Jeśli nie, pomyślą, że zostałaś z klientem, on ci zapłacił, a ty przychodzisz z pieniędzmi tylko za jedną godzinę, rozumiesz?
Wracam do agencji około szóstej rano, oddaję pieniądze Angelice, ale nie mówię jej nic o napiwku ani wizytówce klienta. I znów idę do łóżka.
3 września 1999
Dziewiąta rano.
Obudziły mnie jakieś straszliwe hałasy i pełne furii krzyki wariata. W łóżku nie ma już nikogo poza mną i kupą pomiętych prześcieradeł, rzuconych w kąt. Wstaję i idę prosto do kuchni, żeby przygotować sobie kawę. W kuchni jest jakiś ciemnowłosy mężczyzna o szerokich plecach, w krótkich spodenkach i kieszenią na pasie, która właściwie za chwilę powinna rozlecieć się na kawałki z powodu nadmiernej zawartości. Na jego zielonej koszulce w stylu safari można przeczytać napis czarnymi literami: „I love Nicaragua”. Wygląda na wściekłego, a Susana jest czerwona jak burak. Mężczyzna uważnie mi się przygląda przez kilka sekund, jakbym była intruzem. Rzeczywiście, nie znamy się, ale zgaduję po stylu ubrania i okrucieństwie rysów twarzy, że to jest Manolo, właściciel. Wygląda tak, jak mi go opisała Angelika. Jestem chyba jedyną dziewczyną, która jeszcze została w burdelu, a to sprawia, że nagle zaczynam się bać tego mężczyzny. Wszystkie dziewczyny zniknęły jak za sprawą jakiejś magicznej sztuczki.
– A kim ty jesteś? – Manolo pierwszy przełamuje lody.
– Cześć, jestem Val. Jestem nowa. Zaczęłam pracę dopiero dwa dni temu.
– A tak! Zona mi mówiła, że jest jakaś nowa dziewczyna. Cześć. Jestem Manolo! – mówi, szarpiąc mnie gwałtownie za rękę na znak powitania.
Nie patrzy mi w oczy, kiedy podaję mu rękę. Wydaje się, że myśli o czymś innym. I nagle, mówi do mnie: – Właśnie mówiłem tej głupiej Susanie, że nie życzę sobie więcej awantur między dziewczętami. Od tego jest służąca, żeby dopilnować, by wszystko było w porządku. Nie uważasz?
Jak może przy Susanie pytać mnie o zdanie? Nie uważam, żeby to było w porządku. Ale jak mam wyjaśnić temu „prymitywowi”, co jest w porządku, a co nie? Ograniczam się tylko do patrzenia na niego. W ciągu tych niewielu godzin, które minęły, zdążyłam już sobie zdać sprawę z tego, że to, czy ma się pracę, czy nie, w dużej mierze zależy od służącej. Jeśli teraz wystąpię przeciwko Susanie, mogę być pewna, że nigdy w ciągu dnia do mnie nie zadzwoni.
– Zrozumiałaś, głupia? Mam już po dziurki w nosie tego, że dziewczyny dzwonią do mnie do domu i się skarżą. Albo będziesz dobrze wykonywała robotę, albo wylądujesz na kurewskiej ulicy!
Właśnie taki wulgarny jest Manolo. Jeśli Susana jest szalona, jak mówiła Angelika, wcale mnie to nie dziwi. Z takim szefem każdy miałby źle w głowie.
Począwszy od tego dnia, staram się mieć jak najmniej do czynienia z Manolem, żeby nie skaził mnie swoim sposobem bycia.
Robię sobie kawę, płacę Susanie sto pięćdziesiąt peset i idę do salonu, bo chcę być sama. Z piętra poniżej dochodzą potworne dźwięki walenia młotkiem i Manolo wściekły wychodzi z kuchni. Prawdę powiedziawszy, ten hałas każdego mógłby wyprowadzić z równowagi.
– Jak dalej będą tak tłuc, to rozwalą ten zasrany budynek! – wrzeszczy Manolo.
Susana idzie za nim jak pies, z papierosem w ręku, zapominając jak ją potraktował. Powtarza każdy jego ruch.
– Tak jest codziennie – wyjaśnia.
– Chcę, żeby skończyli już te pierdolone roboty. Zejdę tam na chwilę i dowiem się jak długo to jeszcze potrwa.
– Jasne.
Manolo odwraca się do Susany i pokazując na nią palcem, mówi:
– Żeby mi to było ostatni raz, te awantury tutaj. Jak nie, na bruk, zrozumiano? Na kurewską ulicę…
– Tak, Manolo – odpowiada Susana przestraszonym głosem.
Później szef patrzy na mnie, robiąc pożegnalny gest ręką.
– Nieprzyjemna sytuacja, prawda? – mówię do Susany głosem wspólniczki.
– Zawsze są jakieś problemy. Ale on ma rację. Nie mogę pozwolić, żeby dziewczyny dzwoniły do niego po nocy i użalały się na swój ciężki los.
Patrzy na mnie dziwnie kątem oka, jakby mnie podejrzewała. Ciekawe, że Susana nie obraża się na Manola. Może ma jakieś dziwne masochistyczne skłonności?
Ktoś dzwoni do drzwi. To klient; Susana szybko wprowadza go do salonu, a ja biegiem uciekam do małego pokoju, z kawą w ręku. Za chwilę Susana wchodzi i mówi, żebym się przygotowała, bo jestem jedyną dziewczyną w burdelu.
– Susano, nie mogę się pokazać w takim stanie. Spójrz, jak ja wyglądam! Mam podkrążone oczy i jestem śpiąca. Muszę iść do domu odpocząć.
– Kochana moja! Co ty mówisz? Myślałam, że chcesz pracować?
– Oczywiście, że chcę pracować, ale jak jestem w dobrej formie.
– No już, natychmiast się przygotujesz, umalujesz i przedstawisz klientowi. To on zdecyduje, czy wyglądasz dobrze, czy źle.
Nie odważam się jej odpowiedzieć, nie z tchórzostwa – powiedziałabym kilka rzeczy do słuchu tej kobiecie – tylko nie chcę wywoływać awantur. Oczywiście, że chcę pracować. Więc się przygotowuję.
Tak jak podejrzewałam, moja zmęczona twarz nie przypada klientowi do gustu. Pozdrawia mnie, a następnie prosi o book ze zdjęciami, ponieważ ja mu nie odpowiadam.
Читать дальше