– Cześć! Ty jesteś Francuzką, prawda? – pyta.
– Tak, mam na imię Val.
– Bardzo mi miło – mówi, biorąc mnie za rękę.
Jej wyjątkowe zachowanie kontrastuje z okolicznościami i wulgarnym strojem, w jaki się ubrała. Ale przypisuję to brakowi znajomości hiszpańskiego. W gruncie rzeczy mówi okropną mieszanką hiszpańskiego i portugalskiego. Właśnie dlatego powtarza nieliczne grzeczne zwroty, których się nauczyła, mieszając je z bardzo wulgarnymi zdaniami, co sprawia wrażenie, że musiała pracować na ulicy. W jej przypadku mam pewność, że w tym burdelu mam przyjaciółkę. Zawsze miałyśmy dobre układy. Cindy pracuje na dzienne i nocne zmiany, ma bowiem poważne problemy finansowe.
– Mam filha do wyżywienia, do cholery – będzie mi powtarzała bez przerwy.
A ja śmieję się do rozpuku za każdym razem, ponieważ uważa się za Wielką Damę z tym mało eleganckim zakończeniem. To zupełnie surrealistyczne.
Naprzeciwko mnie siedzą cztery dziewczyny z najdłuższym stażem w burdelu. Susana daje mi znak, żebym jeszcze raz poszła z nią do kuchni.
– Posłuchaj, kochanie. Nie ma żadnego powodu, żebyś miała kłócić się z którąś z dziewczyn, zgoda? Między nimi zawsze są jakieś tarcia, więc radzę ci, nie mieszaj się w to. Mówię tak dla twojego dobra – powtarza Susana, tak jakbym zaprzeczała – pewnego dnia będziesz mi za to wdzięczna, sama się przekonasz! Jeśli coś by się działo, pogadaj o tym ze mną albo Cristiną. To ona jest szefową.
– Zgoda – mówię bez mrugnięcia okiem.
Nagle słyszymy dobiegający z salonu szloch.
To Isa.
– To pewne jak nic, że któraś z was, kurwy, ukradła mi żakiet od Versace! – krzyczy histerycznie.
– My? – pyta Mae. – Sama jesteś kurwą! Oszalałaś. Mogę sobie kupić wszystkie marynarki Versace, które mi się spodobają, kretynko!
– Ach tak? Więc dlaczego mój żakiet zniknął wtedy, gdy tu przyjechałyście? – upiera się Isa.
Susana wbiega do kuchni.
– Co tu się dzieje? – pyta z nieodłącznym papierosem w dłoni.
– Ukradły mi żakiet od Versace – wyjaśnia jej Isa. – Jestem pewna, że to któraś z nich.
Obserwuję sytuację z plastikową torbą mocno trzymaną w dłoniach ze strachu, że zaraz z jakiegoś kąta wyskoczy złodziej.
– A dlaczego uważasz, że ci go ukradziono? – pyta Susana.
W tym momencie odzywa się sygnał domofonu.
– Klient! Idźcie do pokoju i przygotujcie się. I koniec kłótni! – oznajmia Susana. I patrząc na mnie, dodaje: – Ty też!
Wchodzimy do małego pokoju, żeby się przebrać. Wyciągamy z toreb ciuchy odpowiednie do pracy, aż do momentu gdy Isa zaczyna przyglądać się mojej, i z góry wiem o czym myśli.
– Mogę zobaczyć twoją torbę? – pyta.
– Moją torbę? – pytam. – Po co chcesz oglądać moją torbę? Chyba nie sądzisz, że ja…?
Wyrywa mi torbę z rąk i wyrzuca jej zawartość na łóżko.
– Nie pozwolę na to…! – mówię obrażona.
– Skoro nie one, to kto? – pyta, przekonana, że znajdzie tam swój żakiet.
Ale żakietu nie ma.
– Widzisz, nic nie mam!
– Dobra! – woła Cindy. – Jak możesz uważać, że ta biedna dziewczyna, która właśnie przyjechała, ukradła twój żakiet?
– Nie pytałam cię o zdanie! – wrzeszczy Isa, i rzuca mi plastikową torbę w twarz. – Poza tym nie pojawiła się teraz, tylko wczoraj po południu i ukradła mi klienta.
Myślę, że to wszystko po prostu mi się śni. Chcę coś powiedzieć w swojej obronie, ale Cindy nie daje mi dojść do głosu.
– A co ty sobie myślisz?! – wrzeszczy Cindy. – Że wszystkie klienty są twoje? Na miłość Boską! Isa, klienty są burdelu, burdelu! Rozumiesz?
Zaczynam się bardzo źle czuć w tym środowisku.
– Tutaj – dodaje Isa – jak zawsze jest zbyt wiele kur w kurniku!
– Oczywiście, że tak! – wtrąca się Mae, wyraźnie w złym humorze. – Ty chciałabyś pracować sama. Ale to NIEMOŻLIWE, rozumiesz, silikonowy cycku? My też mamy prawo pracować.
– Wolę mieć silikonowe piersi niż takie obwisłe, jak masz ty. Idź do diabła! – rzuca Isa, żeby zakończyć dyskusję.
Kiedy jestem już przekonana, że zaczną się bić jak wariatki, wpada Susana, żeby zaprowadzić porządek.
– W porządku! Słychać was aż na ulicy. Szybko, przygotujcie się, bo klient chce was wszystkie obejrzeć.
Tej nocy postanowiłam włożyć do pracy czarną chińską piżamę, spodnie i top, naprawdę świetne. Nie jest ani wulgarna, ani zbyt wymyślna. Jest doskonała. Ale wciąż nie wiem, jak się zaprezentować, a poza tym jestem bardzo zmieszana, przez to, co się właśnie stało.
– Spokojnie! – mówi mi Cindy, wolna od takich emocji. – Bo klient weźmie sobie inną.
Pierwsza prezentuje się Isa, jak diwa operowa. Wchodzi do salonu i natychmiast wychodzi. Ja jestem druga. Wchodzę i widzę młodego chłopaka z pryszczatą twarzą, który czuje się nie bardzo na miejscu; uśmiecham się do niego.
– Cześć, mam na imię Val i jestem Francuzką. – Wyciągam do niego rękę na powitanie, jak jakaś głupia.
Chłopak prawie na mnie nie patrzy i rozumiem, że nie zostanę wybrana.
Kiedy już wszystkie się pokazałyśmy, i dowiedziałyśmy się, że wybrana została Estefania, Cindy pyta mnie, jak się zaprezentowałam.
– Dziewczyno, wcale mnie nie dziwi, że cię nie wybrał, do cholery! – krzyczy. – Klienta trzeba uwieść. Pocałuj go, ale nie podawaj mu ręki.
– Tak?
– Oczywiście! Nie może się przestraszyć, rozumiesz? Musisz umieć się sprzedać. I przestań chodzić w spodniach. Włóż spódnicę, najlepiej krótką.
To dziwne. Zawsze kiedy chciałam spotkać się z jakimś chłopakiem, którego zobaczyłam na ulicy albo w jakimś innym miejscu, nigdy nie miałam problemów z wciągnięciem go do łóżka. Tutaj wszystko wygląda inaczej, jest wiele dziewczyn, czyli prawdziwa konkurencja. Poza tym czuję się, jak bym została odrzucona. Nie mam odwagi.
– Jeśli chcesz wykonywać tę pracę i zarabiać pieniądze, musisz być największą k… ze wszystkich – wyjaśnia mi Cindy. I dziwi mnie, dlaczego nie chciała wymówić tego słowa.
– Dlaczego jej doradzasz? – pyta Mae, zmywając makijaż. – Żeby była sprytniejsza, jak będzie sama? Ta praca jest wystarczająco trudna, żeby jeszcze przekazywać nowym informacje o naszych sztuczkach. Będą nam kradły klientów.
Cindy udaje głupią i nadal zwraca się do mnie.
– Zrozumiałaś? – pyta mnie.
– Tak, Cindy. Dziękuję za radę.
– Nie ma za co, kobieto!
I wyciąga się na łóżku, podczas gdy Mae zbiera swoje rzeczy i wychodzi, nie żegnając się z nami. Znów jesteśmy tylko we trójkę, Cindy, Isa i ja. Zmywamy makijaż i postanawiam się chwilę przespać. Nic nie zrobiłam, po prostu jestem zmęczona. Wszystkie trzy śpimy w niewygodnych pozycjach w małym pokoju, kiedy Angelika otwiera drzwi. Podnoszę się wystraszona. Bardzo głęboko usnęłam.
– Iso, wstawaj! Masz za dwadzieścia minut być w hotelu, klient czeka. Już zamówiłam ci taksówkę, więc się pospiesz!
I zamyka drzwi, a Isa zaczyna się przygotowywać. To straszne, być budzonym w środku nocy. A najgorsze ze wszystkiego jest to, że musisz wstać, ubrać się, umalować i wyjść. Ale Isa wstaje bez protestów. Patrzę na zegarek. Jest trzecia w nocy, Boże Drogi! Kto ma takie pomysły, żeby dzwonić po dziewczynę o tej porze? Rozglądam się wokół i widzę Cindy, która nawet nie poruszyła rzęsami, chrapiąc na całe gardło. Nie ma śladu po Estefanii. Pewnie jeszcze jest z tym samym klientem w apartamencie. Gdy Isa kończy się przygotowywać, postanawiam wstać, ponieważ nie mogę już zasnąć. Idę w piżamie do kuchni, żeby porozmawiać z Angeliką.
Читать дальше