Po jakimś czasie prosi mnie, żebym zaczęła swoją pracę, ale ponieważ nie ma w ogóle erekcji, nie jestem w stanie założyć mu żadnej prezerwatywy. Mam swoje zdanie na ten temat i nie zamierzam robić niczego z nieznajomym, dopóki nie założy prezerwatywy.
– To ci nic nie da – mówi, patrząc na prezerwatywy, które położyłam na stoliku. – Nie mogę się pieprzyć, chcę tylko, żebyś mnie possała, nie ma żadnego ryzyka.
– Zobaczymy, co da się zrobić – odpowiadam niezręcznie.
Na moment znikam w łazience, tej obok apartamentu, uzasadniając to wyjątkową potrzebą wysiusiania się, z kondomem ukrytym w ręku. Kiedy już tam jestem, delikatnie wyjmuję go z opakowania i zakładam sobie na czubek języka. Powoli go zwilżam, żeby miał temperaturę śliny, bardzo uważając, żeby nie uszkodzić go zębami. Mam wrażenie, że postępuję tak przez całe życie. W rzeczywistości mój mózg pracuje na najwyższych obrotach, żeby znaleźć jakiś sposób zabezpieczenia. Nie chcę mieć kłopotów przez mojego pierwszego klienta. To nie byłby dobry początek. Mam nadzieję, że nie zorientuje się w mojej strategii.
Nagle słyszę, że wykrzykuje moje imię, zmuszam się więc do powrotu do apartamentu. Zdecydowanie nie mam ochoty spędzić z tym gościem dwóch godzin.
– Co robiłaś? Czas ucieka. A ja za coś zapłaciłem – przypomina mi z wyrzutem.
Nie mam odwagi mu odpowiedzieć, gdyż nie chcę, żeby się zorientował, że mam coś w ustach. Uśmiecham się więc do niego i Alberto się uspokaja.
Przez niemal dwie godziny oddaję się mojej pracy, a on nie ma świadomości, że coś kryje się za moimi wargami. Udało się, udało! – mówię sobie, zadowolona z wynalazku.
W końcu Alberto odchodzi, tak jak przyszedł, rozwalony na łóżku i bez kompletnej erekcji. A ja mam pięćdziesiąt tysięcy peset w torebce, jakie to proste!
– Co zazwyczaj robisz? – pyta mnie właścicielka z długopisem i małym zeszytem w rękach, w którym już wpisała moje imię.
Spotkałyśmy się w kuchni, ponieważ mały pokój jest zajęty przez klienta, a Susana sprząta sypialnię.
– O co ci chodzi? – pytam, ponieważ pytanie wydaje mi się głupie.
– O stosunki z mężczyznami, kobietami, francuską miłość, tak czy nie? Seks grupowy, po grecku? To dla mnie ważne. Im więcej rzeczy jesteś gotowa robić, tym więcej będziesz miała pracy.
– Tak? Więc… jeśli chodzi o kobiety, nie ma problemu. Miłość francuska zawsze z prezerwatywą, a jeśli chodzi o miłość grecką, nie robię tego.
– Jaka szkoda! Za grecką płaci się podwójnie. Sto tysięcy peset za godzinę. Pięćdziesiąt dla ciebie. A seks zbiorowy?
– Zbiorowy?
– Tak, jeśli klient zażyczy sobie dwóch dziewczyn.
– Tak to nazywacie?
– Tak. Są klienci, którzy życzą sobie dwóch dziewczyn z jednego burdelu. Dla ciebie mniej pracy, bo będziecie we dwie.
– Nie widzę problemu. Ale do tej pory nie poznałam jeszcze innych dziewczyn. Wydaje mi się, że lepiej by było w takiej sytuacji znaleźć się z panienką, z którą mam dobre układy, prawda?
– Oczywiście. Chociaż czasami nie będziesz miała wyboru. A jeśli chodzi o godziny pracy, jest kilka wariantów. Albo pracujesz w dzień, albo w nocy. A jeśli wolisz, możesz być dyspozycyjna przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jeżeli pracujesz na nocną zmianę, musisz przyjechać tutaj przed północą, inaczej Susana ci nie otworzy. W ciągu dnia powinnaś się zjawić około ósmej. Jeżeli pracujesz dwadzieścia cztery godziny, przychodzisz o której chcesz, a gdybyś była poza agencją, musisz mieć włączoną komórkę, żebyśmy mogli cię wezwać. To znaczy, że zawsze jesteś dyspozycyjna. Jeśli wezwiemy cię do jakiegoś klienta, a nie będziesz mogła przyjść, pójdzie inna dziewczyna, a my będziemy wiedzieli, że nie możemy więcej na ciebie liczyć.
– Rozumiem. To normalne.
– Jeśli będziesz potrzebowała odpoczynku, zawiadamiasz nas i załatwione.
– Okej! A co mam zrobić, gdy będę miała okres?
Naszą rozmowę przerywa jakaś Murzynka koloru hebanu, która wchodzi do kuchni z miną pełną wyższości, okryta małym ręcznikiem, tylko w połowie zasłaniającym jej sterczące pośladki.
– Cristino, klient mówi, że chce muzyki innego typu – oznajmia dziewczyna.
– Dobrze, Iso. Zaraz przyniosę inne CD.
Isa jest piękna, poprawiona silikonem, z całą pewnością. Gdy tylko na nią spojrzałam, zrozumiałam, jak mnie przyjęła; zabiłaby mnie wzrokiem. Odzywam się:
– Cześć, jestem nowa, mam na imię Val.
Isa odwraca głowę w drugą stronę i wychodzi z kuchni, nie odzywając się ani słowem.
– Nie zwracaj na nią uwagi – oświadcza mi właścicielka. – Dziewczyny na początku mają w zwyczaju tak się zachowywać, zwłaszcza Isa. Zawsze gdy pojawia się jakaś nowa, Isa tak się zachowuje. Przyzwyczai się do ciebie. – I dodaje: – Wracajmy do tematu. W jakich godzinach chcesz pracować?
– Dwadzieścia cztery godziny, Cristino. – odpowiadam bez namysłu.
– Dobrze. Więcej zarobisz – mówi, nie patrząc na mnie, i zapisuje to w swoim zeszycie.
– A teraz? Co mam robić? – pytam.
– Możesz zostać albo wrócić do domu. Ale dziewczyny, które tu zostają, zawsze mają pierwszeństwo. Gdy przyjdzie jakiś klient, przedstawiamy mu je, żeby sobie wybrał. Jeżeli żadna mu się nie spodoba, dzwonimy po te, które pracują dwadzieścia cztery godziny. Mamy książkę z fotografiami i pokazujemy je klientowi, żeby sobie wybrał. Masz jakieś zdjęcie, które możemy umieścić w książce?
– Przy sobie nie. Ale przejrzę. Jakiego typu fotografii potrzebujecie?
– Artystycznych. Twarzy, ciała, i z pewnością eleganckich. Żadnej wulgarności. Jesteśmy agencją na wysokim poziomie, rozumiesz?
– Oczywiście. Ale nie sądzę, żebym miała zdjęcia tego typu.
– Więc, jeśli chcesz z nami pracować i nie tracić klientów, radzę ci, żebyś sobie zrobiła zdjęcia u zawodowego fotografa.
– Okej!
– Znasz kogoś?
– Kogo?
– Czy znasz jakiegoś zawodowego fotografa – tłumaczy Cristina.
– Nie. Ale mogę znaleźć.
– Dobrze. Ale chcę, żebyś wiedziała, że pracujemy z bardzo dobrym fotografem, który zajmuje się także naszą stroną internetową.
– Ach tak?
Jestem zaskoczona faktem, jak ci ludzie są dobrze zorganizowani.
– Tak, kiedy pojawiają się nowe dziewczyny, on zajmuje się wykonaniem ich portfolio, fotografując je przez cały dzień, poza granicami Barcelony. A ja jadę z wami, żeby wszystkiego dopilnować.
– W porządku. Jestem zainteresowana. Ile mnie może kosztować takie portfolio i ile będzie w nim fotografii?
– Dobre portfolio kosztuje sto dwadzieścia tysięcy peset, ale jak dla ciebie, to będzie dziewięćdziesiąt tysięcy. Zawiera dwadzieścia zdjęć.
Trzeba zapłacić jak za zboże!
– Jest drogi, nie wydaje ci się? – mówię z naciskiem, zaskoczona ceną.
– Jeśli chodzi o fotografie artystyczne, wcale nie jest drogi – odpowiada mi twardo Cristina.
– Chodzi o to, że nie znam się na wartości takich rzeczy.
– Więc powiem ci, że portfolia są bardzo drogie. Ale to świetne narzędzie pracy. Jest niezbędne.
– Zgoda. Zrobimy to, ale pozwól mi popracować przez jakiś czas, żebym zdobyła te pieniądze, a potem zajmiemy się sprawą zdjęć – mówię jej, zamyślona.
W rzeczywistości wydaje mi się, że to bardzo droga impreza, a przecież dopiero co zaczęłam.
– Oczywiście. Więc chcesz pracować także na którejś zmianie? Rano czy w nocy?
– W nocy, ale będę miała włączoną komórkę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, tak że zawsze będziecie mnie mogli złapać, kiedy będę na zewnątrz, zgoda?
Читать дальше