Wpół do trzeciej.
W końcu idę ulicą, licząc płyty chodnika, niezdolna do myślenia o jakimkolwiek wrażeniu albo uczuciu.
Rano kupiłam gazetę, w której znalazłam ogłoszenie domu publicznego obiecującego najładniejsze i najbardziej luksusowe dziewczyny w mieście. Nie zastanawiając się długo, zadzwoniłam tam, żeby dowiedzieć się, czy nie potrzebują nowego personelu, gdyż jestem zainteresowana współpracą z nimi. Podano mi adres i umówiliśmy się na spotkanie po południu.
Chcę tam dotrzeć najwcześniej jak to możliwe, żeby odkryć ten świat, który wielokrotnie sobie wyobrażałam. Widzę siebie w luksusowym wnętrzu, ubraną w przezroczysty nocny strój, otoczoną jedwabnymi zasłonami i ciekawymi pokojami tematycznymi z łazienkami z jacuzzi.
Za dziesięć trzecia.
Kiedy Susana otwiera przede mną drzwi, przepraszam ją, sądząc, że pomyliłam piętro. Ona, oczywiście, wpuszcza mnie i zapewnia, że to właśnie ten adres.
Susana jest ruda, grubiutka, niska i bardzo brzydka. Trzyma w dłoni papierosa, a palce ma kompletnie poplamione nikotyną. Ale najgorsze ze wszystkiego jest to, że jej zęby przypominają czarne skały, które właśnie mają runąć.
Przestraszy klientów – to moja pierwsza myśl.
– Palisz? – pyta mnie, podsuwając paczkę papierosów.
Ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę.
– Tak, dziękuję – odpowiadam jej nerwowo, biorąc jednego. Drżą mi dłonie. Był to pierwszy i ostatni raz, kiedy poczęstowała mnie papierosem. Od tamtej pory to ja stałam się jej ulubioną dostawczynią smoły i nikotyny.
Mimo że doskonale wiedziałam w co się pakuję, jeszcze nie byłam pewna dlaczego to robię, czy przyszłam tu z zemsty, ze wstrętu do mężczyzn i tego, co mieli przytwierdzone między nogami, a może z braku czułości i szacunku dla samej siebie, a także problemów finansowych. To pomieszanie wszystkich tych powodów oraz fakt, że zawsze uważałam się za osobę liberalną, sprawiło, że nie byłam zszokowana ani przerażona.
– Chwileczkę – mówi Susana, oglądając mnie od stóp do głów – zaraz przyjdzie szefowa i poznacie się osobiście. Jestem Susana, pracuję tu w dzień.
Natychmiast spostrzegam przedmiot leżący na podłodze, tuż obok drzwi wejściowych. To cytryna, na której wielokrotnie gaszono papierosy i w której tkwi zapalony papieros.
– Przyciąga klientów – mówi mi ze śmiechem. – To taki czarodziejski trick. Pokazała mi go Cindy.
– Cindy?
– Tak. Portugalska dziewczyna, która tu pracuje. Przedstawię ci ją. Zna mnóstwo sztuczek i wszystkie się sprawdzają.
Prowadzi mnie do pokoiku, w którym jest tylko jedno łóżko i lustro ścienne otoczone lampkami; zaczynam się bać, czy w tym pokoju nie spotka mnie coś strasznego. Mam mdłości i przedziwne wrażenie, że brakuje mi powietrza, a usta zasychają.
– Nie dałabyś mi szklanki wody? – proszę Susanę.
– Oczywiście, kochanie. Usiądź sobie na łóżku, zaraz przyjdzie szefowa, a ja przyniosę ci wodę, dobrze?
Nie najgorzej się czuję z tą dziewczyną. Wygląda strasznie, ale sądzę, że po coś tu jest.
Pokój jest wstrętny i nie ma nic wspólnego z tym, co sobie wyobrażałam. Ściany są pokryte pozrywaną miejscami żółtą tapetą, a do sufitu jest przymocowany czerwony materiał, mający stworzyć poczucie intymności pomieszanej z niemodnym już luksusem. Lustro „zdobi” ileś tam wtopionych pęcherzyków i natychmiast wbijam w nie wzrok. Zdaję sobie sprawę, że wpadam w słodką schizofrenię, która przenosi mnie w inne światy, gdzie przekaz wyrażany słowami nie ma żadnego sensu, istotne są tylko możliwości ciała i odczucia. Wizerunek odbijający się w lustrze jest obrazem osoby jak dotąd mi nie znanej. To twarz kobiety, która wylądowała w miejscu nie przeznaczonym dla niej, ale które chce uznać za swoje.
– Masz swoją wodę – mówi Susana, po cichu wchodząc ponownie ze szklanką wody w jednej dłoni i papierosem w drugiej. Filtr przypala jej już palce.
Nadal, całkowicie zahipnotyzowana, jestem zapatrzona w lustro, i wkroczenie Susany gwałtownie przywraca mnie rzeczywistości.
– Cześć! Dzień dobry! – rozlega się czyjś głos za plecami Susany, z lekkim anglosaskim akcentem.
– Dzień dobry! – odpowiadam ciekawa twarzy towarzyszącej tak słodkiemu głosowi.
Mała ciemna kobieta w ciąży wyciąga do mnie rękę, żeby się przywitać. Jestem zdumiona. Ciężarna kobieta zajmująca się stręczycielstwem w burdelu; właśnie załamały się wszystkie moje schematy. Nie oczekiwałam czegoś takiego, czuję się wręcz rozczarowana, że nie spotkałam tu faceta wyglądającego na kierowcę ciężarówki i wytatuowanego na całym ciele. Owa słodycz i kruchość nie pasują do tego dekadenckiego wnętrza.
– Mam na imię Cristina, jestem właścicielką tego „domu”.
– Cześć! Jestem Val.
– Susana powiedziała mi, że chcesz z nami pracować.
– Tak, rzeczywiście chciałabym. – Gdzie pracowałaś wcześniej?
– Chce pani powiedzieć: w tej branży?
– Oczywiście. W którym burdelu pracowałaś wcześniej? – upiera się Cristina.
Nie wiem, czy skłamać, czy powiedzieć prawdę.
– Nigdy nie wykonywałam takiej pracy. To pierwszy raz.
Cristina i Susana przyglądają mi się z uwagą i w ich oczach widzę, że nie mogą uwierzyć w to, co powiedziałam.
– Jesteś pewna, że możesz to robić? – pyta Cristina. – Tu pracuje bardzo wiele dziewcząt – profesjonalistek.
– Wystarczy sprawdzić – odpowiadam.
Mój ton głosu jest tak zdecydowany, że Cristina sprawia wrażenie od razu przekonanej.
– Zgoda – mówi. – Susano, czy w garderobie jest jakiś strój nocny, który ta dziewczyna mogłaby włożyć?
– Tak, ale wydaje mi się, że należy do Estefanii. Jeśli się dowie, że go wzięłyśmy, będzie mi robić wymówki, Cristino.
– Idź po niego. Na moją odpowiedzialność. Porozmawiam z Estefanią. Ta dziewczyna nie może pokazać się żadnemu klientowi tak ubrana.
– To znaczy, że zaczynam od razu? – Czuję się nieco spanikowana.
– Nie chciałaś przypadkiem pracować? – pyta Cristina z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Oczywiście, że chcę pracować! Ale nie sądziłam, że zacznę tak szybko.
– Tak jest najlepiej, wiesz? Jeśli nie, to jak długo zamierzasz czekać? W salonie siedzi bardzo dobry klient, przyjeżdża co tydzień. Jeśli dziewczyna mu się spodoba, spędza z nią dwie godziny. Wykorzystaj to. Płaci sto tysięcy peset, pięćdziesiąt tysięcy dla ciebie.
– Okej!
Ponownie pojawia się Susana z długim, przezroczystym, czerwonym strojem z ogromnym dekoltem i dobraną bielizną.
– Przymierz to, kochanie, i pospiesz się, klient już czeka – naciska na mnie Cristina. – Powiedziałam mu, że mamy nową dziewczynę, modelkę, która jest przejazdem w Barcelonie i wyjedzie w ciągu kilku dni. Chce cię poznać.
– Dobra – odpowiedziałam, bez namysłu zdejmując dżinsy. – Co mam z nim robić?
– Dowiesz się – odpowiada Susana. – Jest trochę uciążliwy, ponieważ leży. Ale, w gruncie rzeczy, nie chce pełnego zbliżenia, bo nie może. Dobre brandzlowanie go uszczęśliwi.
– Dwugodzinne brandzlowanie? – pytam niewinnie.
– Dziewczyno, nie przez dwie godziny! – wykrzykuje Cristina, śmiejąc się. – Zabawy, masaż, nie wiem. No już, ubieraj się i nie przejmuj, wszystko będzie dobrze. I podmaluj się trochę, jesteś bardzo blada. Klienci lubią dobrze wyglądające dziewczyny. Bo mówią, że niby za co mają płacić kobiecie przypominającej im żonę?
– Jasne – odpowiadam, jednocześnie dopasowując do siebie ubranie.
Читать дальше