– Przeczytam go i odpowiem tak szybko, jak tylko będę mógł.
– Cała nasza klasa, wszyscy uczniowie co do jednego, wysłaliśmy już panu w zeszłym tygodniu list na adres pańskiego hotelu – stwierdziła Debora. – Ponieważ nie otrzymaliśmy odpowiedzi, to klasa postanowiła, że Tal i ja pojedziemy autobusem, żeby zaprosić pana osobiście. Będziemy zaszczyceni, jeżeli zechce pan przyjąć nasze zaproszenie.
– Ależ ja nie dostałem listu od waszej klasy.
Ponieważ on go dostał. Oczywiście! Zastanawiałem się, co mogło go powstrzymać przed odwiedzinami w ich szkole i wyjaśnieniem kwestii dotyczących „prowokatorskich” opowiadań. Był zajęty czymś innym? Przerażała mnie myśl, ile to zaproszeń do publicznych wystąpień nadeszło tu na jego adres. Miałem tylko nikłą nadzieję, że konsekwentnie odrzucał podobne zaproszenia. Nie trudził się przekonywaniem uczniaków. O spotkaniach w szkołach nie rozpisują się przecież w gazetach. No i nie dostaje się za to pieniędzy. Uczniów pozostawiał mnie. Niemal słyszałem, jak mnie uspokaja: „Nie ośmieliłbym się wnikać w problemy literackie.
Zbytnio cię cenię jako pisarza”. Rzeczywiście, robiłem się nerwowy na myśl, że przyjmował i czytał pocztę zaadresowaną na moje nazwisko.
– Przede wszystkim – odezwał się Tal – chcielibyśmy się dowiedzieć, jak pan sobie radzi jako amerykański Żyd. Jak pan sam rozwiązuje konflikty obecne w pańskich opowiadaniach. Co z „amerykańskim snem”? Z opowiadania „Eli fanatyk” wynika, że jedynym sposobem na bycie Żydem w Ameryce jest fanatyzm. Naprawdę jedynym? Tu, w Izraelu, przynajmniej w naszym środowisku, fanatycy religijni są źle widziani. Pisał pan o cierpieniach…
Debora, widząc moje zniecierpliwienie z powodu gradu pytań, jakimi zasypał mnie Tal, wtrąciła się i cichym, całkiem miłym już teraz głosem powiedziała:
– Mamy piękną szkołę, położoną w pobliżu jeziora Kinneret, otoczoną trawą, kwiatami i mnóstwem drzew. To śliczne miejsce, w okolicach wzgórz Golan. Prawdziwy raj. Myślę, że się panu spodoba.
– Byliśmy pod wrażeniem – podjął Tal – znakomitego stylu pańskiego pisarstwa, ale wciąż nurtują nas pewne kwestie. Konflikt pomiędzy żydowską tożsamością i byciem częścią innego narodu… Sytuacja na zachodnim brzegu Jordanu i w strefie Gazy… Problemy rozdwojonej lojalności, jak w przypadku Pollarda. Reperkusje sprawy Pollarda w społeczności amerykańskich Żydów…
Uniosłem dłoń, żeby mu przerwać.
– Cieszę się, że was to interesuje. Jednak teraz bardzo się spieszę. Odpiszę waszemu nauczycielowi.
Ten chłopak jednak przyjechał z doliny Jordanu do Jerozolimy najwcześniejszym autobusem, potem wyczekiwał na mnie w tym holu, więc nie dawał tak łatwo za wygraną.
– Co jest ważniejsze? – pytał mnie. – Żydowska tożsamość czy wierność wobec kraju, w którym się mieszka? Chciałbym usłyszeć coś na temat kryzysu tożsamości.
– Nie teraz…
– W Izraelu – prawił – wielu młodych boryka się z kryzysem tożsamości. Składają ślubowania, nie wiedząc do końca, o co w nich chodzi…
Obserwował nas, w chwili kiedy usiłowałem opędzić się od młodzika, poważnie wyglądający człowiek – bardzo elegancki, ubrany, co w tym kraju nietypowe, w ciemny, dwurzędowy garnitur i krawat. Siedział na ustawionej w holu kanapie, na kolanach trzymał neseser. Po chwili wstał, podszedł i powiedział coś do Debory i Tala, ku mojemu zaskoczeniu – po hebrajsku. Wyglądem przypominał raczej gościa z północnej Europy, Niemca, Holendra, może Duńczyka. Odezwał się do dwojga nastolatków tonem spokojnym, lecz bardzo autorytatywnym. Tal odpowiedział mu też po hebrajsku, chyba trochę zbyt porywczo. Ów bez mrugnięcia okiem wysłuchał chłopaka, a następnie zwrócił do mnie swą kamienną twarz, żeby rzec poprawną angielszczyzną:
– Proszę im wybaczyć śmiałość i potraktować ich pytania jako wyraz wielkiego uznania, jakim pana darzą. Nazywam się Dawid Supposnik (x), jestem antykwanuszem. Prowadzę własny interes w Tel Awiwie. I również mam czelność zawracać panu głowę…
Wręczył mi wizytówkę, która przedstawiała go jako handlarza starymi i rzadkimi książkami w językach niemieckim, angielskim, hebrajskim i jidysz.
– Omawianie w starszych klasach „Eliego fanatyka” zawsze wzbudza emocje wśród uczniów – wyjaśnił Supposnik. – Młodzież jest zwykle zafascynowana losami Eliego i całkowicie identyfikuje się z jego problemami, choć w duszy młodzi skłonni są raczej odrzucać religijny fanatyzm.
– Tak jest – potwierdziła Debora. Tal milczał, wyraźnie rozgoryczony.
– Pańska wizyta sprawiłaby uczniom olbrzymią radość. Zdają sobie jednak sprawę, że doprowadzenie do niej jest prawie niemożliwe i dlatego właśnie ten młody człowiek starał się pana wypytywać tu i teraz.
– Zdarzały mi się w życiu bardziej przykre przesłuchania – odrzekłem – ale dziś bardzo się spieszę.
– Jestem przekonany, że może pan listownie zawrzeć ogólną odpowiedź na pytania postawione przez uczniów. To w zupełności wystarczy, a ponadto będzie niezwykle uprzejmym gestem z pana strony.
Debora otworzyła usta, w oczywisty sposób wzburzona, podobnie jak Tal, tą nieproszoną interwencją:
– Ale – zwróciła się do mnie błagalnym głosem – wolelibyśmy, żeby pan przyjechał.
– Pan Roth już wam wyjaśnił – stwierdził Supposnik, tak samo nieporuszony protestem dziewczyny, jak wcześniej Tala – że ma ważne sprawy w Jerozolimie. I wystarczy. Człowiek nie może przebywać w dwóch miejscach jednocześnie.
– Do widzenia – powiedziałem wyciągając rękę, którą najpierw uścisnęła Debora, a potem, z pewnym wahaniem, Tal. Następnie oboje odwrócili się i odeszli.
Kto nie może być w dwóch miejscach jednocześnie? Ja? I kim jest właściwie ten Supposnik?
Dlaczego odpędził tych dwoje i sam mi się narzucał?
Miał pociągłą twarz, głęboko osadzone, niewielkie, jasne oczy, mocne czoło, jasne włosy zaczesane gładko do tyłu. Wyglądał na oficera, na typ brytyjskiego oficera służącego w koloniach. Na wojaka, który przebywał w Izraelu w trakcie sprawowania przez Anglików mandatu. Nigdy bym nie powiedział, że to człowiek profesjonalnie handlujący unikalnymi książkami w języku jidysz.
Supposnik, jakby czytając w moich myślach, rzekł:
– Kim jestem i czego chcę, prawda?
– Owszem. I jeśli pan się nie obrazi, to wolałbym, żeby odpowiedział pan w miarę skrótowo.
– Kwadrans w zupełności mi wystarczy.
– Niestety, nie mam piętnastu minut.
– Panie Roth, pragnąłbym zaangażować pański talent do walki z antysemityzmem, do walki, której wynik zapewne nie jest panu obojętny. Proces Demianiuka również można wykorzystać… Czy nie na rozprawę się pan tak spieszy?
– A nawet jeżeli?
– Proszę pana, każdy w Izraelu wie, co pan tu robi.
Właśnie wtedy dostrzegłem George’a Ziada, który wszedł do hotelu i skierował się ku ladzie recepcjonisty.
– Przepraszam – odezwałem się do Supposnika – na jedną chwilkę. Przy recepcji George przywitał się ze mną wylewnie. W mig zorientowałem się, że jest tak samo podekscytowany jak podczas naszego poprzedniego spotkania.
– Widzę, że masz się dobrze – rzekł szeptem. – Myślałem, że stało się najgorsze.
– Czuję się doskonale.
Jakby w to nie wierząc, poklepywał mnie, sprawdzając, czy jestem cały i zdrowy.
– Przetrzymywali cię? Przesłuchiwali? Czy bili cię?
– Nie, nie zatrzymali mnie. Czy bili? Oczywiście, że nie. To było wielkie nieporozumienie. George, uspokój się! – powiedziałem mu, ale on, gdy już zdołałem odsunąć się od niego na krok, zacisnął mi palce na ramionach.
Читать дальше