– Cśśś! – syknął ojciec. – Cśśś! – Tak jakby to ktoś inny, a nie on, perorował przed chwilą na całą kuchnię. Wszyscy pilnie słuchamy radia – nawet Joey zdaje się słuchać – skupieni razem jak stado wędrownych ptaków albo ławica ryb.
Ciało Waltera Winchella, zamordowanego dziś na wiecu politycznym w Louisville, Kentucky, prawdopodobnie przez członka Amerykańskiej Partii Nazistowskiej współpracującego z Ku-Klux-Klanem, zostanie przewiezione nocnym pociągiem z Louisville na Dworzec Pensylwania w Nowym Jorku. Tam, z polecenia burmistrza Fiorella La Guardii, wystawione będzie przez całe rano w głównej hali dworcowej, pod ochroną nowojorskiej policji miejskiej. Zgodnie z żydowskim obyczajem, uroczystości żałobne odbędą się tego samego dnia, o godzinie czternastej, w największej nowojorskiej synagodze Emanu-El. Ceremonia transmitowana będzie przez megafony na zewnątrz świątyni, w obszarze Piątej Alei, gdzie przewiduje się zgromadzenie dziesiątek tysięcy żałobników. Obok burmistrza La Guardii przemówienia okolicznościowe wygłoszą: senator Partii Demokratycznej James Mead, żydowski gubernator Nowego Jorku Herbert Lehman oraz były prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt.
– Stało się! – wykrzyknął mój ojciec. – Wrócił! FDR wrócił!
– Bardzo go potrzeba – dodał pan Cucuzza.
– Chłopcy! – zwrócił się ojciec do nas. – Czy wy rozumiecie, co się dzieje? – Objął ramionami Sandy’ego i mnie. – To początek końca faszyzmu w Ameryce! Nigdy więcej Mussoliniego, Cucuzza! Nigdy więcej Mussoliniego w tym kraju!
PAŹDZIERNIK 1942
Złe czasy
Alvin zjawił się u nas nazajutrz wieczorem – zajechał pod dom nowiuteńkim zielonym buickiem, z narzeczoną Minną Schapp. Słowo „narzeczona” brzmiało dla mnie niesamowicie, kiedy byłem mały. Zapowiadało kogoś nadzwyczajnego – a tymczasem narzeczona Alvina okazała się przeciętną panienką, która przy pierwszym spotkaniu z rodziną kawalera boi się, żeby nie palnąć jakiegoś głupstwa. Zresztą, w tym wypadku nadzwyczajną osobą była nie przyszła żona, lecz przyszły teść, mistrz od wielkich interesów, skłonny wybawić Alvina z szemranego biznesu automatów do gry – w którym mój kuzyn, z pomocą dwóch osiłków do dźwigania towaru i odpędzania wrogich elementów, odpowiadał za transport i instalację nielegalnych urządzeń – przebrać go w jedwabny garnitur, ręcznie szyty w Hongkongu, oraz białą koszulę z białym monogramem, i uczynić restauratorem w Atlantic City. Chociaż pan Schapp sam zaczynał w latach dwudziestych jako Billy „Bila” Schapiro, podrzędny hochsztapler, powiązany z najgorszymi mętami z najpodlejszych ruder na najniebezpieczniejszych ulicach bandyckich okolic południowej Filadelfii – między innymi z wujem Shushy’ego Margulisa – to w roku czterdziestym drugim jego dochody z fliperów i jednorękich bandytów przekroczyły piętnaście tysięcy nierejestrowanych dolarów tygodniowo, w związku z czym Billy „Bila” przeistoczył się w Williama F. Schappa II, szacownego członka Klubu Ziemiańskiego Green Valley żydowskiego bractwa Brith Achim (gdzie co sobota zabierał swoją obwieszoną klejnotami fertyczną małżonkę na tańce przy muzyce Jackiego Jacobsa z zespołem Jolly Jazzers) oraz synagogi Har Zioń (przez której towarzystwo pogrzebowe nabył miejsce na rodzinny grobowiec w wyjątkowo atrakcyjnie ukształtowanym zakątku cmentarza synagogi), a także maharadżę osiemnastopokojowej willi w podmiejskiej dzielnicy Merion i zimowego rezydenta mieszkania marzeń biednego chłopaka – apartamentu na poddaszu, rezerwowanego dlań co roku w Miami Beach Eden Roc.
Trzydziestojednoletnia Minna była o osiem lat starsza od Alvina, miała maślaną cerę i zahukaną minę, a gdy czasem ośmieliła się coś powiedzieć swoim dziecinnym głosikiem, wymawiała każde słowo z takim namaszczeniem, jakby dopiero co nauczyła się podawać godzinę. Miała wszystkie cechy dziecka apodyktycznych rodziców, ale ponieważ jej ojciec był właścicielem nie tylko Intercity Carting Company – fasadowej spółki kryjącej machinacje z automatami do gry – ale i gigantycznej restauracji serwującej homary, w pobliżu Stalowego Molo, gdzie w weekendy kolejka chętnych do wejścia zakręcała dwa razy wokół ciągu zabudowań, i ponieważ na początku lat trzydziestych, gdy skończyła się prohibicja, a wraz z nią dochodowy udział w międzystanowym bimbrowym syndykacie Waxeya Gordona, Billy „Bila” otworzył w Filadelfii Original Schapp’s – restaurację specjalizującą się w stekach, która zyskała sobie wielkie wzięcie w kręgach tak zwanego w mieście „Żydogangu” – teść in spe stanowił w oczach Alvina silny atut Minny. „Umowa jest taka – powiedział Schapp, wręczając Alvinowi kasę na zakup pierścionka zaręczynowego – Minna zajmie się twoją nogą, ty zajmiesz się Minną, a ja zajmę się tobą”.
W ten to sposób mój kuzyn zdobył przywilej noszenia ręcznie szytych garniturów i zaszczytną funkcję eskortowania do właściwych stolików klienteli „z nazwiskami”, do której zaliczali się: skorumpowany burmistrz Jersey City, Frank Hague, mistrz bokserski New Jersey w wadze półciężkiej, Gus Lesnevich, oraz magnaci światka przestępczego, tacy jak Moe Dalitz z Cleveland, King Solomon z Bostonu, Mickey Cohen z Los Angeles, a nawet sam „Mózg”, Meyer Lansky, gdy zjeżdżali do miasta na gangsterski kongres. Poza tym co roku we wrześniu Alvin witał w restauracji świeżo koronowaną Miss Ameryki wraz ze świtą jej oszołomionych sukcesem krewnych. Gdy już wszyscy zostali odpowiednio komplementowani i poubierani w idiotyczne śliniaczki do jedzenia homarów, Alvin z demonstracyjną przyjemnością pstrykał palcami, dając znak kelnerowi, że bankiet odbywa się na koszt lokalu.
Jednonogi przyszły zięć Billy’ego „Bill” zyskał wkrótce własny przydomek – Popis – nadany mu (czym Alvin przechwalał się na prawo i lewo) przez Alliego Stolza, kandydującego na mistrza świata wagi lekkiej. Alvin przyjechał z Filadelfii odwiedzić Stolza – który, jak Gus Lesnevich, pochodził z Newark – i przy okazji razem z Minną wpadł do nas na kolację. Rok wcześniej, w maju, Stolz przegrał w piętnastu rundach z aktualnym mistrzem wagi lekkiej w Madison Square Garden, a teraz trenował w hali Marsillo na Market Street przed listopadowym meczem z Beau Jackiem – wygrana w tym meczu oznaczała pojedynek z Tippym Larkinem.
– Jak Allie rozłoży Beau Jacka – perorował Alvin – to na drodze do tytułu zostanie mu tylko Larkin, a Larkin ma szklaną szczękę.
Szklana szczęka. Pic na wodę. Wycisk. Twardy facet. O co biega? Bujać to my, ale nie nas. Najstarszy szwindel świata. Alvin przyswoił sobie całkiem nowy słownik i nowy, ostentacyjny sposób mówienia, którego moi rodzice słuchali z wyraźną przykrością. Ale gdy z zachwytem pochwalił hojność Stolza, mówiąc: „Allie to jest facet, który się nie cacka z byle dolarem”, poczułem, że i ja chcę przemawiać językiem twardych facetów – nie mogłem się wprost doczekać, kiedy powtórzę w szkole tę ostatnią fantastyczną odzywkę, razem z bogatym asortymentem slangowych synonimów słowa „pieniądze”, którymi posługiwał się Alvin.
Minna przez całą kolację siedziała cicho – chociaż moja matka na wszystkie sposoby próbowała ją rozruszać – mnie paraliżował wstyd, a ojciec myślał tylko o bombie podłożonej pod synagogę ubiegłej nocy w Cincinnati i o grabieżach żydowskich sklepów w amerykańskich miastach na obszarze dwóch stref czasowych. Już drugi wieczór z rzędu urwał się z pracy u stryja Monty’ego, żeby nie zostawiać rodziny samej w domu, lecz chwilowo nie dbał o irytację brata, za to co chwila wstawał od kolacji, szedł do stołowego pokoju i włączał radio, żeby posłuchać, co nowego mówią o nastrojach po pogrzebie Winchella. Alvin tymczasem perorował tylko o „Alliem” i jego misji wywalczenia światowych laurów w boksie, tak jakby bokser wagi lekkiej rodem z Newark ucieleśniał dla niego ideał człowieczeństwa. Czy mój kuzyn mógł z większym radykalizmem odrzucić kodeks moralny, który kosztował go utratę nogi? Wyzbył się wszystkiego, co dzieliło go kiedyś od aspiracji osobników pokroju Shushy’ego Margulisa – wyzbył się nas.
Читать дальше