Około dziesiątej ojciec pojechał po matkę i przywiózł ją do domu. My z Sandym byliśmy już w piżamach, gdy weszła do naszego pokoju i przysiadła na moim łóżku, biorąc mnie za rękę. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak zmęczonej – nie przypominała może kompletnie zniszczonej życiem pani Wishnow, ale nie zostało w niej prawie nic z tej niezmordowanej, pogodnej matki, która z taką energią zwalczała kłopoty, dopóki ograniczały się one do utrzymania domu za niespełna pięćdziesięciodolarową tygodniową pensję ojca.
Praca w mieście, prowadzenie domu, wybuchowa siostra, nieustępliwy mąż, uparty czternastolatek i nadwrażliwy dziewięciolatek – nawet wszystkie te troski razem wzięte nie przytłoczyłyby nadmiernie kobiety tak zaradnej, jak moja matka, gdyby nie Lindbergh.
– Sandy, co my teraz zrobimy? – spytała. – Czy mam ci wytłumaczyć, dlaczego tatuś jest przeciwny twojemu udziałowi w tym przyjęciu? Czy możemy to sobie spokojnie omówić? Kiedyś i tak trzeba będzie. Porozmawiajmy sami, w cztery oczy. Tatusia czasem ponoszą nerwy, ale mnie nie – wiesz o tym. Możesz być pewien, że cię wysłucham. Ale musimy spojrzeć na to wszystko, co się dzieje, z odpowiedniej perspektywy. Bo może rzeczywiście nie byłoby dla ciebie dobrze, gdybyś dał się wciągnąć głębiej w te sprawy. Może ciocia Evelyn popełniła błąd. Ona działa zbyt pochopnie, kochanie. Zawsze taka była. Kiedy tylko dzieje się coś niezwykłego, z miejsca traci dystans. Tatuś uważa… Czy mam mówić dalej, kochanie, czy chcesz już spać?
– Rób, co chcesz – odparł beznamiętnie Sandy.
– Mów dalej – poprosiłem. Matka uśmiechnęła się do mnie.
– A czemu? Co ty chciałbyś wiedzieć?
– Dlaczego wszyscy tak głośno krzyczą.
– Bo każdy widzi ten problem po swojemu – odparła i całując mnie na dobranoc, dodała: – Bo wszyscy mamy dużo kłopotów.
Ale kiedy pochyliła się nad Sandym, chcąc go pocałować, mój brat odwrócił się do ściany.
Ojciec zazwyczaj wychodził do biura, gdy my z Sandym jeszcze spaliśmy, więc mama wstawała wcześnie, żeby zjeść z nim śniadanie, przygotować nam kanapki na lunch i zawinięte w woskowany papier włożyć do lodówki, dopilnować, żebyśmy wstali do szkoły, i wreszcie samej udać się do pracy. Jednak nazajutrz po awanturze ojciec nie ruszył się z domu, dopóki nie wyłożył Sandy’emu powodów, dla których nie powinien on iść do Białego Domu ani uczestniczyć dalej w jakichkolwiek akcjach sponsorowanych przez OAA.
– Przyjaciele von Ribbentropa – tłumaczył – nie są naszymi przyjaciółmi. Wszystkie podłe plany Hitlera wobec Europy, wszystkie jego obmierzłe kłamstwa kierowane pod adresem innych państw głoszone są ustami pana von Ribbentropa. Będziecie się kiedyś uczyć o wydarzeniach w Monachium. Dowiecie się, jaką rolę odegrał pan von Ribbentrop w podstępnym nakłonieniu Chamberlaina do sygnowania traktatu niewartego papieru, na którym go spisano. Poczytajcie sobie w „PM” o tym człowieku. Posłuchajcie, co mówi o nim Winchell. Minister spraw zagranicznych von Ribben-snob – tak go Winchell nazywa. Wiecie, z czego on żył przed wojną? Z handlu szampanem. To sprzedawca alkoholu, Sandy. Oszust – plutokrata, złodziej i oszust. Nawet to von przed jego nazwiskiem jest fałszywe. Ty nie wiesz nic o von Ribbentropie, nie wiesz nic o Göringu, o Goebbelsie, o Himmlerze, o Hessie – ale ja wiem. Słyszałeś kiedyś o zamku w Austrii, w którym Herr von Ribbentrop urządza huczne bankiety dla całej reszty nazistowskich zbrodniarzy? Wiesz, skąd on ma ten zamek? Ukradł go. Właściciela arystokratę Himmler zamknął w obozie koncentracyjnym i posiadłość przeszła w ręce handlarza alkoholem! A wiesz, Sandy, gdzie leży Gdańsk i co się tam stało? Słyszałeś o traktacie wersalskim? A o Mein Kampf? Spytaj pana von Ribbentropa – on ci opowie. I ja też ci opowiem, tyle że nie z nazistowskiej perspektywy. Ja śledzę wydarzenia, synu, czytam i wiem, kim są ci kryminaliści. Dlatego nie pozwalam ci się do nich zbliżać.
– Nigdy ci tego nie wybaczę – odparł Sandy.
– Wybaczysz, wybaczysz – zapewniła go matka. – Kiedyś zrozumiesz, że tatuś chciał tylko twojego dobra. Tatuś ma rację, kochanie, uwierz mi – ty nie masz nic wspólnego z takimi ludźmi. Oni chcą cię tylko uczynić swoim narzędziem.
– Ciocia Evelyn? – zaperzył się Sandy. – Ciocia Evelyn chce mnie czynić „narzędziem”? Zaproszenie do Białego Domu to jest robienie ze mnie „narzędzia”?
– Tak – odrzekła ze smutkiem matka.
– Nie! To nieprawda! Przepraszam, ale nie mogę zawieść cioci Evelyn.
– To twoja ciotka Evelyn nas zawiodła – powiedział mu ojciec. – Zwykli Ludzie! – dodał z pogardą. – Jedynym celem tych tak zwanych Zwykłych Ludzi jest stworzenie z żydowskich dzieci piątej kolumny i obrócenie ich przeciwko rodzicom.
– Bzdura! – krzyknął Sandy.
– Dość tego! – skarciła go matka. – Przestań natychmiast. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że na całej ulicy tylko w naszej rodzinie dzieją się podobne rzeczy? Jedyna rodzina w okolicy. Wszyscy inni żyją z powrotem tak jak przed wyborami i starają się nie pamiętać, kto jest prezydentem. I my też chcemy tak żyć. Wydarzyło Mię parę złych rzeczy, ale już minęły. Alvin odszedł, teraz odeszła także ciocia Evelyn i wszystko wróci do normy.
– A kiedy przeniesiemy się do Kanady z powodu waszej manii prześladowczej? – spytał ironicznie Sandy.
Ojciec pogroził mu palcem i powiedział:
– Nie cytuj mi tu swojej głupiej ciotki. Żebym więcej nie słyszał od ciebie takiego pyskowania.
– Jesteś dyktatorem – odparł mu na to Sandy. – Jesteś dyktatorem gorszym od Hitlera.
Ponieważ moi rodzice wychowali się w domach, gdzie ojcowie nie stronili od tradycyjnych w starym kraju metod wpajania dzieciom dyscypliny, oboje byli wrogami stosowania kar cielesnych i żadne z nich nie podniosło nigdy ręki na Sandy’ego ani na mnie. Dlatego ojciec, gdy usłyszał z ust rodzonego syna, że jest gorszy od Hitlera, odwrócił się tylko z niesmakiem i wyszedł do pracy. Ledwo zatrzasnęły się za nim drzwi od podwórza, matka – ku mojemu zdumieniu – podniosła rękę i dała Sandy’emu w twarz.
– Czy ty nie rozumiesz, co ojciec dla ciebie zrobił? – krzyknęła. – Nie rozumiesz, jaką krzywdę chciałeś sam sobie wyrządzić? Kończ śniadanie i marsz do szkoły. A po lekcjach prosto do domu. Ojciec wydał ci polecenie, a ty masz słuchać.
Sandy przyjął policzek ze stoickim spokojem, zaciął się jeszcze ba dziej i, demonstrując postawę heroiczną, oświadczył buńczucznie – Jadę do Białego Domu z ciocią Evelyn. Nie obchodzi mnie, czy wam, Żydom z getta, to się podoba, czy nie.
Pogłębiając koszmar tego poranka i niewiarygodność chaosu jaki zapanował w naszym domu, matka ukarała ten akt synowskie go buntu z całą surowością, wymierzając Sandy’emu drugi policzek – i tym razem mój brat się rozpłakał. Gdyby tego nie uczynił nasza rozsądna matka podniosłaby swoją dobrą, łagodną matczyną rękę i uderzyła go po raz trzeci, a potem czwarty i piąty.
– Ona nie wie, co robi – pomyślałem. – Ona nie jest sobą, nikt nie jest sobą.
Złapałem książki, zbiegłem na dół tylnymi schodami, z bocznej alejki skręciłem w ulicę, a tam – jakby nie dość było porannych przykrości – na ganku czekał Seldon, żeby razem ze mną iść do szkoły.
Parę tygodni później ojciec zaszedł po pracy do Kina Kroniki Filmowej, aby obejrzeć reportaż z przyjęcia na cześć Ribbentropa. Przy okazji dowiedział się od Shepsiego Tirschwella, którego po seansie odwiedził w kabinie projekcyjnej, że ten pierwszego czerwca wyjeżdża do Winnipeg wraz z żoną, trójką dzieci, swoją matką i starymi rodzicami żony. Przedstawiciele niewielkiej społeczności żydowskiej w Winnipeg pomogli mu znaleźć pracę operatora w miejscowym kinie, a także mieszkanie dla całej rodziny w skromnej żydowskiej dzielnicy, przypominającej bardzo naszą. Kanadyjczycy załatwili też panu Tirschwellowi nisko oprocentowaną pożyczkę na pokrycie kosztów przeprowadzki z Ameryki oraz na u-trzymanie teściów do czasu, aż pani Tirschwell znajdzie pracę w Winnipeg i zacznie sama zarabiać na potrzeby rodziców. Pan Tirschwell powiedział ojcu, że z wielkim żalem opuszcza rodzinne miasto, kochanych starych przyjaciół i jedyne w swoim rodzaju zajęcie w najważniejszym kinie Newark. Przyznał, że dużo traci i dużo ma do stracenia, ale po paru latach oglądania pełnych dokumentacji filmowych nadsyłanych przez ekipy operatorów z całego świata doszedł do wniosku, że tajna klauzula paktu zawartego w czterdziestym pierwszym roku w Islandii między Lindberghiem a Hitlerem przewiduje najpierw pokonanie przez Niemcy Związku Radzieckiego, następnie inwazję i podbicie Anglii, a na koniec (gdy Japończycy zajmą już Chiny, Indie i Australię, realizując plan stworzenia „Nowego Ładu Wielkiej Azji Wschodniej”) przyjdzie pora na ustanowienie przez prezydenta Stanów Zjednoczonych „Nowego Ładu Faszystowskiej Ameryki” – totalitarnej dyktatury, wzorowanej na rządach Hitlera, która przygotuje grunt pod ostatnią wielką wojnę międzykontynentalną: niemiecki atak na Amerykę Południową, jej opanowanie i faszyzację. Po dwóch latach, gdy flaga z hitlerowską swastyką powiewać będzie na londyńskim gmachu Parlamentu, a flaga Wschodzącego Słońca nad Sydney, New Delhi i Pekinem, gdy Lindbergh wybrany zostanie na prezydenta na następne cztery lata – granica między Stanami Zjednoczonymi a Kanadą zostanie zamknięta, stosunki dyplomatyczne między oboma krajami zerwane, a władze amerykańskie, chcąc skupić uwagę Amerykanów na rzekomym zagrożeniu wewnętrznym, zmuszającym je do ograniczenia praw konstytucyjnych, rozpoczną masową rzeź czterech i pół miliona amerykańskich Żydów.
Читать дальше