– Wcale nie! – zaprotestowała Evelyn.
– Może mi powiesz, że i Herr von Ribbentrop nie jest nazistą?
W odpowiedzi ciotka Evelyn nazwała ojca strachliwym, niewykształconym prowincjuszem o ciasnych horyzontach – na co on nazwał ją bezmyślną, łatwowierną karierowiczką – i przy stole rozpętała się awantura, w której strony podsycały nawzajem swoje wzburzenie, aż w końcu ciotka Evelyn powiedziała coś – coś stosunkowo łagodnego, o tym, za ile sznurków pociągnął rabin Bengelsdorf w sprawie Sandy’ego – co przekroczyło granice cierpliwości ojca, więc wstał od stołu i kazał jej się wynosić. Wymaszerował z kuchni, otworzył drzwi na schody i krzyknął do niej:
– Wynoś się! Wynocha! I nie wracaj! Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu!
Ciotka nie wierzyła własnym uszom, tak samo jak my. Dla mnie zabrzmiało to jak żart z komedii Abbotta i Costello. Wynoś się, Costello. Jak nie umiesz się zachować, to wynocha stąd, i nie wracaj.
Matka wstała od niedopitej herbaty i poszła za ojcem do przedpokoju.
– Przecież to idiotka, Bess – mówił do niej ojciec. – Infantylna idiotka, która nic nie rozumie. Niebezpieczna idiotka.
– Proszę cię, zamknij drzwi – nalegała matka.
– Evelyn! – krzyknął ojciec. – Już! Natychmiast! Wyjdź!
– Nie rób tego – szepnęła matka.
– Czekam, aż twoja siostra wyniesie się z mojego domu.
– Z naszego domu – poprawiła go matka i wróciła do kuchni. – Ev, lepiej idź już, dla świętego spokoju.
Ciotka Evelyn siedziała z twarzą schowaną w dłoniach opartych na stole. Matka ujęła ją za ramię, podciągnęła na nogi i poprowadziła do drzwi, a potem zeszła z nią na dół, na zawnątrz domu. Nasza asertywna, tryskająca energią ciotunia wyglądała jak ofiara postrzału prowadzona na śmierć. Ojciec zatrzasnął drzwi.
– Jej się zdaje, że to bal – powiedział do mnie i do Sandy’ego, kiedy wyszliśmy do przedpokoju, by obejrzeć krajobraz po bitwie. – Jej się zdaje, że to zabawa. Byliście ze mną na kronice filmowej w kinie. Zabrałem was, chłopcy. Widzieliście na własne oczy.
– Tak – powiedziałem. Czułem się w obowiązku coś powiedzieć, ponieważ mój brat demonstracyjnie zamilkł. Ze stoickim spokojem znosił bezlitosny ostracyzm Alvina, ze stoickim spokojem zniósł kronikę filmową, a teraz ze stoickim spokojem znosił wygnanie swojej ulubionej ciotki – mając lat czternaście, już zaliczał się do rodzinnej plejady upartych mężczyzn, gotowych znieść wszystko, co trzeba.
– Ale to nie jest gra – ciągnął ojciec. – To jest walka. Zapamiętajcie sobie: to jest walka!
Znów powiedziałem tak.
– Wszędzie indziej na świecie…
Nagle ojciec urwał. Mama nie wróciła do domu. Miałem dziewięć lat i przestraszyłem się, że już nigdy nie wróci. Możliwe zresztą, że mój ojciec, który miał lat czterdzieści jeden, też się tego przestraszył – on, zahartowany przez trudy życia przeciwko wszelkim lękom, nie był wolny od lęku utraty ukochanej żony. Każdy ostatnio łatwo myślał o katastrofie, więc ojciec spojrzał na swoje dzieci, jakby już straciły matkę, zupełnie jak Earl Axman, gdy pani Axman dostała w nocy ataku nerwowego. Poszedł do stołowego, żeby wyjrzeć przez okno, a Sandy i ja za nim. Auto ciotki Evelyn nie stało tuż przy krawężniku. A mamy nie było widać ani na trotuarze, ani na ganku, ani w bocznej alejce, ani nawet po drugiej stronie ulicy – W piwnicy, gdzie ojciec pobiegł, nawołując ją po imieniu, też jej nie było. Ani u Seldona i jego matki. Jedli coś właśnie w kuchni, kiedy zapukaliśmy tam we trzech.
Ojciec zapytał panią Wishnow:
– Widziała pani Bess?
Pani Wishnow była potężną kobietą, wysoką i nieforemną, chodziła zawsze z zaciśniętymi pięściami i wierzyć mi się nie chciało W to, co opowiadał ojciec: że kiedy poznał ją i jej rodzinę w Trzecim Kwartale przed Wielką Wojną, pani Wishnow była wesołą, rozbrykaną dziewczynką. Teraz sprawowała obowiązki matki i głowy rodziny, a moi rodzice nie mogli się jej nachwalić za to, jak poświęca się dla Seldona. To, że jej życie jest walką, nie ulegało wątpliwości – wystarczyło spojrzeć na te zaciśnięte pięści. – A co się stało? – spytała ojca. – Nie ma u pani Bess? Seldon wstał od stołu, żeby się z nami przywitać. Od czasu samobójstwa jego ojca nabrałem do niego jeszcze większej awersji, do tego stopnia, że po lekcjach chowałem się w szkole, wiedząc, że czeka na mnie, żebyśmy razem wrócili do domu. I chociaż od szkoły dzieliła nas zaledwie jedna przecznica, rano schodziłem po schodach na paluszkach, o kwadrans za wcześnie, żeby przypadkiem się na niego nie natknąć. Ale i tak nigdy nie uniknąłem spotkania z Seldonem po południu, nawet jeśli byłem akurat na drugim końcu Chancellor Avenue. Matka mnie po coś wysyłała, a Seldon zawsze zjawiał się znienacka, jakby akurat tamtędy przechodził. Kiedy przychodził do nas na górę z zamiarem nauczenia mnie gry w szachy, udawałem, że mnie nie ma, i nie otwierałem drzwi. Jeżeli matka była akurat w domu, namawiała mnie zawsze, żebym zagrał z Seldonem, przypominając coś, o czym najmniej chciałem pamiętać: „Jego tata był doskonałym szachistą. Przed laty został mistrzem w okręgowym domu kultury. Nauczył Seldona grać w szachy, a teraz Seldon nie ma z kim grać, więc liczy na ciebie”. Tłumaczyłem jej, że nie lubię tej gry albo nie rozumiem zasad, ale w końcu nie miałem wyjścia: Seldon przychodził z szachownicą, siadaliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole i natychmiast zaczynała się – opowieść o tym, jak ojciec Seldona zrobił szachownicę i znalazł di); niej pionki z figurami. „Pojechał do Nowego Jorku, dokładnie wiedział, w których sklepach szukać, i znalazł idealne – piękne, co?!. i wykonane ze specjalnego drewna. A szachownicę tata zrobił sam,! Zdobył drewno, pociął na kwadraty – widzisz, jak się różnią te dwa kolory?” Miałem tylko jeden sposób na powstrzymanie nieustannego ciągu opowieści o jego przerażającym martwym ojcu: zasypać go gradem klozetowych dowcipów zasłyszanych w szkole.
Kiedy wracaliśmy do siebie na górę, ogarnęła mnie pewność, że teraz ojciec ożeni się z panią Wishnow i wkrótce wszyscy trzej sprowadzimy się do niej i Seldona z naszymi rzeczami, a ja już nigdy i w drodze do szkoły i z powrotem nie ucieknę od Seldona i jego usilnych prób znalezienia we mnie oparcia. Myślałem też o tym, że codziennie po powrocie do domu będę musiał chować kurtkę w tej samej szafie, w której ojciec Seldona się powiesił. Sandy będzie sypiał u Wishnowów w loggii, tak jak i u nas w domu po sprowadzeniu się Alvina, a ja wyląduję w pokoju od podwórza razem z Seldonem, obok sypialni, w której mój ojciec zajmie miejsce ojca Seldona, u boku jego matki ze stale zaciśniętymi pięściami.
Miałem ochotę pobiec natychmiast na róg ulicy, wsiąść do autobusu i zniknąć raz na zawsze. Dwadzieścia dolarów od Alvina wciąż trzymałem w bucie na dnie szafy. Wezmę te pieniądze, pojadę autobusem na stację Penn i kupię bilet w jedną stronę na pociąg do Filadelfii. Tam odnajdę Alvina i już nigdy nie wrócę do rodziny. Zostanę z Alvinem i będę się opiekował jego kikutem.
Mama zadzwoniła do domu, gdy położyła ciotkę Evelyn do łóżka. Rabin Bengelsdorf bawił akurat w Waszyngtonie, ale porozmawiał przez telefon z ciotką, a potem z moją mamą, zapewniając ją, że wie lepiej niż jej durny mąż, co leży, a co nie leży w interesie Żydów. Zachowanie Hermana wobec Evelyn, powiedział, nie pójdzie w niepamięć, zwłaszcza po tym, co on, Bengelsdorf, nie szczędząc trudu, uczynił dla siostrzeńca Evelyn na jej gorącą prośbę. Na koniec oznajmił mojej matce, że podejmie właściwe kroki w odpowiednim czasie.
Читать дальше