11 Niedziela.
Siedemnasta po św. Trójcy
WIZYTA BERTA
Wstałem wcześniej i usunąłem meble z hallu, żeby wózek inwalidzki Berta miał swobodę manewru. Zrobiłem kawę i zaniosłem ojcu do łóżka, potem zacząłem gotować geriatryczny coq au vin. ZostawIłem go na ogniu i poszedłem na gorę obudzić ojca po raz drugi.
Kiedy wróciłem na dół, nie ulegało wątpliwości, że spaprałem coq au vin. Cały ocet wyparował, został tylko spalony kurcza. Bardzo się zmartwiłem, bo zamierzałem potraktować tę potrawę, jako mój debiut kucharski. Chciałem zaimponować Pandorze rozlicznymi talentami. Myślę, że jest trochę znudzona moim rozprawianiem o wielkiej literaturze i norweskim przemyśle skórzanym.
Kiedy ojciec Pandory pojechał do Berta, Bert uparł się, że musi zabrać ze sobą olbrzymi kufer. Jeżeli dodać do tego wózek inwalidzki i fakt, że Bert rozłożył się na całym tylnym siedzeniu, to okaże się, że ja musiałem siedzieć przykucnięty w bagażniku za tylnym siedzeniem. Całą wieczność trwało wyciąganie Berta z samochodu i sadzanie go na wózku.
Niemal tyle samo czasu zajęło mi wyciągnięcie ojca z łóżka.
Ojciec Pandory został na jednego drinka, potem na jednego przed obiadem, potem na drugą nogę, potem na strzemiennego. Potem wypił jednego, żeby udowodnić, że nigdy się nie upija w dzień. Usta Pandory zaczęły się robić coraz węższe (kobiety uczą się tej sztuki już, jako małe dziewczynki). Następnie skonfiskowała ojcu kluczyki i zadzwoniła, żeby mama przyszła po samochód. Musiałem przetrzymać wygłupy własnego ojca, który naśladował jakiegoś faceta o nazwisku Frank Sinatra i wyśpiewywał: "Jeden za moją dziewczynkę i jeszcze jeden strzemienny".
Ojciec Pandory udawał barmana, wykorzystując w tym celu nasze fajansowe dzbanki. Obydwaj wyli pijackie pieśni, kiedy zjawiła się matka Pandory. Usta miała tak zaciśnięte, że właściwie nie było ich widać. Kazała Pandorze pójść z ojcem do samochodu, następnie oświadczyła, że najwyższa pora, żeby mój ojciec wziął się w garść. Zrozumiałe, że czuje się upokorzony, wyobcowany i rozgoryczony z powodu braku pracy, ale daje zły przykład nastolatkowi, który łatwo ulega wpływom. Po tej przemowie odjechała z szybkością dziesięciu mil na godzinę. Pandora posłała mi całusa przez tylną szybę.
Muszę w tym miejscu gorąco zaprotestować! Żadne poczynania mojego ojca nie wywierają już na mnie żadnego wpływu. Na obiad curry z ryżem firmy Vesta. Kiedy siedzieliśmy przy stole, przyszła pani Singh i rozmawiała z Bertem w języku hindi. Nasze curry wydało jej się bardzo dziwne, ciągle pokazywała na nie palcem i nie przestawała się śmiać. Czasami zdaje mi się, że jestem jedyną osobą na świecie, która ma jeszcze jakiekolwiek maniery.
Bert wyznał ojcu swoje głębokie przekonanie, że przełożona usiłuje go otruć (Berta, nie ojca), ale ojciec wyjaśnił mu, że we wszystkich tego typu instytucjach jedzenie jest tak samo okropne. Kiedy przyszła pora wracać, Bert zaczął płakać, "nie zmuszajcie mnie, żebym tam wracał" i tak dalej, na podobnie smutną nutę. Ojciec wytłumaczył, że nie potrafilibyśmy fachowo zająć się nim w domu, popchaliśmy, więc wózek Berta w stronę samochodu, (choć Bert przez cały czas uruchamiał w nim hamulec). Prosił, żebyśmy przechowali w domu jego kufer. Można będzie kufer otworzyć po jego śmierci. Klucz nosi na szyi na kawałku sznurka.
Pies ciągle nieobecny nieusprawiedliwiony.
12 Poniedziałek
Dzień Kolumba w USA. Święto Dziękczynienia w Kanadzie
Wieczorem poszedłem do klubu młodzieżowego. Rysiek Cytryna miał wykład dotyczący technik przetrwania. Powiedział, że najlepszym sposobem przeciw zamarznięciu jest wejście do plastykowego worka razem z nagą kobietą, na co Pandora zgłosiła formalny sprzeciw, a przyjaciółka Ryśka, zwana Cyc, wyszła z sali. Trzeba mojego pecha, żeby znaleźć się w górach z kobietą oziębłą!
Pies niech spoczywa w pokoju.
13 Wtorek
Pełnia księżyca
Nerwowy telefon od babci z zapytaniem, kiedy zamierzamy odebrać psa! Głupi pies zjawił się się u niej szóstego października. Poszedłem natychmiast i byłem zupełnie wstrząśnięty jego stanem: wyglądał staro i mizernie. Ma jedenaście lat, ale według psiego kalendarza powinien być na emeryturze. Nigdy nie widziałem, żeby pies postarzał się tak szybko. Te osiem dni z babcią to musiało być piekło. Babcia jest bardzo zasadnicza.
14 Środa
Już się prawie przyzwyczaiłem do staruszek w domu starców. Wpadam tam codziennie w drodze do szkoły. Wydają się zadowolone, kiedy mnie widzą. Jedna z nich robi mi na drutach kominiarkę na mój kurs przetrwania. Wołają na nią Queenie.
Trzydzieści sześć i pół pompki dziś wieczorem.
15 Czwartek
Poszedłem do klubu młodzieżowego, żeby przymierzyć stare ohydne buty turystyczne.
Rysiek Cytryna wypożyczył je w sklepie alpinistycznym. Musiałem włożyć trzy pary skarpet,żeby buty pasowały. Jedzie nas sześcioro. Rysiek jest szefem. Nie ma wprawdzie kwalifikacji, ale ma doświadczenie w przetrwaniu trudnych warunków. Urodził się i wychował w Kirby New Town*(przypis: * Kirby New Town – półn.-wsch. przedmieście Liverpoolu, zamieszkane przez ok. 60 tys. mieszkańców, znane z chuligaństwa.)
Poszedłem do Sainsbury'ego i kupiłem odpowiednie zapasy na przetrwanie. Mamy nieść w plecakach jedzenie i ekwipunek, toteż waga jest istotnym czynnikiem. Kupiłem: paczkę płatków kukurydzianych
litr mleka
paczkę herbaty w torebkach
puszkę rabarbaru
5 funtów kartofli
112 funta smalcu
112 funta masła
2 bochenki chleba
funt sera
2 paczki herbatników
2 funty cukru
rolkę papieru toaletowego
płyn do zmywania naczyń
2 puszki tuńczyka
puszkę duszonej wołowiny
puszkę marchwi
Ledwie dałem radę przynieść tę minimalną porcję od Sainsbury'ego do domu, więc nie mam pojęcia, jak będę maszerował z tym wszystkim po górach! Ojciec radził, żeby coś zostawić. Nie zabiorę papieru toaletowego albo płatków kukurydzianych.
16Piątek
Postanowiłem nie zabierać mojego dziennika do Derbyshire. Nie mogę zagwarantować, że nie przeczytają go nieprzyjazne oczy. Poza tym nie zmieści się do mojego plecaka.
Muszę już kończyć, bo minibus czeka i nadużywa klaksonu.
17 Sobota
18 Niedziela
Osiemnasta po św. Trójcy
20.00. Cudownie być z powrotem na łonie cywilizacji!
Przez ostatnie dwa dni żyłem jak nędzny dzikus! Spałem na ziemi, jedynie śpiwór oddzielał mnie od żywiołów! Usiłowałem zrobić frytki na maleńkim prymusie! Przedzierałem się mozolnie przez strumyki w moich niewygodnych butach! Musiałem wykonywać naturalne funkcje na wolnym powietrzu! Wycierać tyłek liśćmi! Nie mogłem się wykąpać ani wymyć zębów. Żadnej telewizji, radia ani niczego podobnego. Rysiek Cytryna nie pozwolił nam nawet siedzieć w minibusie, kiedy zaczynało padać. Twierdził, że powinniśmy znaleźć schronienie wśród bogactwa natury! Pandora znalazła plastykowy worek po karmie dla zwierząt, więc chowaliśmy się pod nim na zmianę.
Nie wiem, jak mi się udało przeżyć. Jajka się potłukły, chleb zamókł, herbatniki się pokruszyły, nikt nie miał otwieracza do konserw. Mało nie umarłem z głodu. Bogu dzięki, ser nie przeciekał, nie kruszył się, nie nasiąkał wodą i nie był zamknięty w puszce. Byłem zadowolony, kiedy nas odnaleziono i zabrano do stacji Pogotowia Górskiego. Ryśkowi dostało się za to, że nie miał ani mapy, ani kompasu. Powiedział, że zna te wzgórza jak własną kieszeń. Na co główny ratownik świadczył, że chyba musiała to być kieszeń innych spodni, bo znajdowaliśmy się w odległości siedmiu mil od minibusu i zmierzaliśmy w złym kierunku.
Читать дальше