Już w autobusie przysięgłam sobie, że nigdy nie tknę ani kawałka czekolady. Po powrocie do miejsca naszego zakwaterowania dostałam ataku. Moja wątroba skapitulowała przed tą ilością tłustej kakaowej masy, której kilogramy nawpychałam w siebie łyżką.
Teraz nawet nasz nauczyciel zauważył, że jestem jakaś żółta. Przyszedł lekarz i z miejsca zawieźli mnie na sygnale do Kliniki Uniwersyteckiej we Fryburgu. Izolatka na oddziale dziecięcym była nieskazitelnie biała i miała parę metrów kwadratowych powierzchni. Żadnego obrazka na ścianie, nic Siostry prawie bez słowa przynosiły jedzenie! pigułki. Czasem przychodził lekarz i pytał, jak mi się wiedzie, i tak przez trzy tygodnie. Ani na moment nie wolno mi było wyjść z pokoju, nawet siusiu. Nikt mnie nie odwiedzał, nikt ze mną nie rozmawiał. Nie miałam nic rozsądnego do czytania ani radia. Często mi się zdawało, że zaraz ocipieję.
Serdeczne listy od mamy to było jedyne, co mnie jeszcze ratowało. Też do niej pisałam. Ale najczęściej pisałam do obu moich kotów, jedynych zwierzaków, jakie mi zostały. To były takie maluteńkie liściki w kopertkach, które sama robiłam.
Czasem rozmyślałam o babci i tych dzieciach na wsi, i o strumieniu, i o koniach, a czasem o Berlinie, o „Soundzie”, o Detlefie i heroinie. Nie wiedziałam, kim jestem. Kiedy było mi szczególnie fatalnie, myślałam sobie: Jesteś ćpunką i masz swoją pierwszą żółtaczkę. Basta. Kiedy bawiłam się w wyobraźni ze swoimi kotkami, myślałam sobie, że będę się starać w szkole i na każde wakacje jeździć do babci. Taką huśtawkę miałam cały czas, a przez wiele godzin w ogóle o niczym nie myślałam, tylko gapiłam się tępo w sufit i najchętniej chciałabym nie żyć.
Potem trochę się bałam, że jeszcze lekarze odkryją przyczynę mojej żółtaczki. Ale ślady ukłuć zagoiły się przez ostatnie tygodnie. Nie miałam jeszcze zrostów i blizn. Zresztą, kto by się tam spodziewał na oddziale dziecięcym narkomanki.
Po trzech tygodniach musiałam troszkę poduczyć się od nowa chodzić. Potem wolno mi było wrócić samolotem do Berlina. Za wszystko płaciła kasa chorych W domu musiałam od razu położyć się z powrotem do łóżka Byłam szczęśliwa, że jestem wreszcie z mamą i kotami. O niczym innym nie myślałam Potem mama powiedziała, że parę razy był u niej Detlef i pytał, jak się czuję Podobno robił wrażenie bardzo zmartwionego, ze mnie tak długo nie ma, mówiła mama. Dopiero teraz tak na dobre, przypomniałam sobie o Detlefie. Miałam go i przed oczami, jego ładne, kręcone włosy, jego twarz która była tak niesamowicie przyjemna Czułam się okropnie szczęśliwa, że ktoś się o mnie martwił, że jest ktoś, kto mnie naprawdę kocha Detlef i miałam normalnie wyrzuty sumienia, że na parę tygodni prawie zapomniałam o mojej miłości do niego
Po paru dniach Detlef dowiedział się skądś, że wróciłam Kiedy stanął przy i moim łóżku, dostałam normalnego szoku. Nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa.
Z Detlefa zostały tylko skóra i kości. Ręce miał takie chude, że mogłam je bez wysiłku objąć dłonią. Twarz zupełnie biała policzki zapadnięte. Ale jeszcze tak i samo ładna. Jego niesamowicie przyjemne oczy zrobiły się jakieś takie większe i smutniejsze. Natychmiast znów zaczęłam go kochać do szaleństwa. Zupełnie mi nie przeszkadzało, że wychudł na szkielet i nie miałam ochoty się zastanawiać dlaczego jest tak fizycznie wykończony
Z początku mieliśmy kłopoty z rozmową. Koniecznie chciał słuchać tylko o mnie. Ale ja nie miałam przecież nic do powiedzenia co mogłoby go zainteresować. Nawet do głowy mi nie przyszło, żeby mu opowiedzieć o tym, jak było u babci i w co się tam bawiłam. W końcu zapytałam, dlaczego nie chodzi już do „Soundu”. Powiedział, że „Sound” jest przecież do dupy. Chciałam się dowiedzieć gdzie się teraz podziewa i w końcu powiedział, że na dworcu Zoo. A co tam robi? Zarabia
Na razie wcale mnie to nawet nie zaszokowało. Wiedziałam od innych narkomanów, że chodzą czasem na zarobek. Ale co to tak naprawdę znaczy, nie bardzo umiałam sobie wyobrazić. Zresztą nie chciałam się nawet nad tym dłużej zastanawiać. Wiedziałam tylko, że jakoś zaspokajają pedałów nic przy tym samemu nie czując i dostają za to kupę forsy. Tego dnia byłam tylko szczęśliwa, że Detlef do mnie przyszedł, że mnie jeszcze naprawdę kocha, a ja jego.
W następną niedzielę wolno mi było po raz pierwszy wyjść z domu Detlef przyszedł po mnie po południu. Poszliśmy do kawiarni przy Lietzenburger Strasie. Były tam same pedały i wielu znało Detlefa. Wszyscy byli dla mnie strasznie mili i prawili mi komplementy. Gratulowali Detlefowi takiej pięknej dziewczyny. Zauważyłam, że Detlef był naprawdę dumny, że jestem jego dziewczyną i pewnie dlatego zaciągnął mnie do kawiarni w której wszyscy go znają.
Jakoś spodobali mi się ci pędzie. Byli mili, prawili mi komplementy bez dowalania się jak inni mężczyźni. Uważali, że jestem przyjemna i podobałam im się, chociaż nic ode mnie nie chcieli. Komplementy wzbudzały we mnie dumę.
Poszłam do toalety i popatrzyłam w lustro. Uznałam, że mają rację. Wyglądałam naprawdę dobrze po tych dwóch miesiącach kiedy nawet nie tknęłam narkotyków. Pomyślałam sobie, że nigdy jeszcze tak dobrze nie wyglądałam
Detlef powiedział, że musi jeszcze skoczyć na dworzec Zoo bo umówił się z Berndem swoim najlepszym przyjacielem. Dzisiaj Bernd zarabiał na nich dwóch. Bo przecież Detlef nie mógł dziś przeze mnie pójść na dworzec. Oczywiście poszłam razem z nim. Poza tym cieszyłam się, że znowu zobaczę Bernda.
Bernd był właśnie gdzieś z klientem. Musieliśmy czekać. Tego wieczora dworzec nie wydawał mi się wcale taki obrzydliwy jak go zapamiętałam. Zresztą prawie cały czas patrzyłam na Detlefa. Kiedy Detlef odszedł na chwilę, żeby pogadać z jakimś drugim chłopakiem i przez moment stałam sama przywaliły się do mnie jakieś kasztany. Usłyszałam tylko sześćdziesiąt marek czy coś w tym rodzaju. Złapałam Detlefa mocno pod rękę i poczułam się tak jakoś bezpiecznie. Namówiłam go, żeby poszedł ze mną do Soundu. A potem, żeby odstąpił mi ze swojej porcji na małego mucha. Oczywiście najpierw nie chciał. Ale powiedziałam do niego – Tylko dzisiaj. Tak na przywitanie. Chciałabym być w takim nastroju jak ty. Chyba, że ty też nie weźmiesz – No to dał mi trochę
Powiedział, że już więcej nigdy nic od niego nie dostanę. Odpowiedziałam mu, że to i tak niepotrzebne. Że w końcu przez dwa i pół miesiąca dowiodłam, że nie jestem uzależniona i, że przez ostatnie tygodnie naprawdę zauważyłam, że bez heroiny jest mi o wiele lepiej
To ostatnie strasznie go ruszyło. Powiedział. Słuchaj malutka wiesz ja też przestanę. Jak tobie się udało to ja też potrafię z palcem w nosie – Władował sobie swoją działkę ja wzięłam macha. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi i rozmawialiśmy o tym jak to nam będzie dobrze razem kiedy skończymy z heroiną
Następnego dnia rano poszłam na dworzec Zoo spotkać się z Detlefem. Znowu dostałam mucha. Spotykałam się z Detlefem na dworcu prawie codzienne po szkole. W końcu przyszedł i ten moment, że znowu sobie władowałam. Zupełnie jakbym nigdy nie wyjeżdżała z Berlina jakby nie było dla mnie tego dwa i pół miesiąca bez heroiny. Niemal codziennie rozmawialiśmy o tym, żeby przestać, a ja opowiadałam Detlefowi jakie to łatwe
Często jechałam na dworzec prosto ze szkoły. W teczce miałam sprzęt do zastrzyków i duże zawiniątko z kanapkami. Właściwie to mama powinna się dziwie, że biorę do szkoły tyle wałówy a jestem coraz chudsza. Wiedziałam, że Detlef i jego przyjaciele czekają na obiad który im przyniosę.
Читать дальше