Ponownie usnęłam, absolutnie szczęśliwa i spokojna. Wieczorem pojechałam do domu. Były takie chwile, że mówiłam sobie mniej więcej tak: – Dziewczyno, masz trzynaście lat i brałaś już heroinę. Coś tu jest do dupy. – Ale to tylko chwilami. Za dobrze mi było, żebym się miała zastanawiać. Jak się zaczyna, to nie ma przecież objawów abstynencyjnych. Ten mój wspaniały nastrój utrzymywał się przez cały tydzień. Wszystko szło jak trzeba. W domu ani jednego spięcia. W szkole byłam kompletnie zrelaksowana, od czasu do czasu się włączałam i wpadło parę dobrych ocen. Przez następne tygodnie z wielu przedmiotów wyciągnęłam się na czwórki. Nagle zaczęło mi się zdawać, że potrafię z każdym i ze wszystkim jakoś dojść do ładu. Zupełnie luźniutko płynęłam sobie przez życie. W ciągu tygodnia znów łaziłam do „Haus der Mitte”. Okazało się, że już czwórka ludzi z naszej starej paczki przeszła na heroinę. Właśnie z nimi siedziałam gdzieś z boku. W ciągu niewielu tygodni w „Haus der Mitte” gwałtownie wzrosła liczba narkomanów. Heroina wkraczała też ostro do Gropiusstadt.
JURGEN OUANDT
pastor, kierownik Ewangelickiego Centrum Młodzieżowego „Haus der Mitte”
Klub młodzieżowy w centrum ewangelickim „Haus der Mitte” przez całe lata był głównym miejscem spotkań młodzieży z Gropiusstadt i Neukölln. Co wieczór przychodziło do nas około pięciuset dziewcząt i chłopców, aż do grudnia roku 1976, kiedy to zamknęliśmy placówkę w związku z gwałtownym wzrostem liczby młodocianych zażywających heroinę, aby w ten sposób zwrócić uwagę opinii publicznej na katastrofalność sytuacji.
Co było zaskakujące dla nas, pedagogów, którzy w okresie ruchów studenckich dyskutowali na temat używania tzw. miękkich narkotyków głównie pod kątem ich wpływu na rozwój świadomości, to szybkość, z jaką w Gropiusstadt wytworzył się rynek „twardych” narkotyków. W ciągu niewielu miesięcy od trzydziestu do pięćdziesięciu młodocianych z naszego terenu przerzuciło się na heroinę. Podejmowane przez nas dotąd, poparte rzeczową argumentacją, a nie środkami dyscyplinarnymi, próby przekonania młodzieży o szkodliwości używania narkotyków musiały podziałać na młodzież wręcz jak zaproszenie do dalszego narkotyzowania się i przyznanie się do naszej bezradności w walce z narkotykami
Praktyka naszego klubu w „Haus der Mitte” wykazała dowodnie to, czemu władze z takim uporem zaprzeczały: mianowicie, że tak zwana fala narkomanii bynajmniej nie opada Wprost przeciwnie nawet, problem narkomanii przybrał jakościowe i ilościowe rozmiary porównywalne z amerykańskimi. Materiał stanowiła teraz pozbawiona możliwości pracy oraz dalszego kształcenia się młodzież z rodzin robotniczych. Jako pedagogom pozostał nam jedynie publiczny protest przeciwko ignorancji władz. Zamknięcie naszego klubu młodzieżowego miało wydobyć na światło dzienne to, co wielu wolałoby pozostawić w ciemności. Tak się też stało – dziś toczą się w Berlinie Zachodnim intensywne debaty na temat problemu narkomanii oraz stanowiska władz.
Tymczasem klub otwarto ponownie Niektóre z żądań, będących warunkiem otwarcia placówki, zostały spełnione. W Neukölln powstała finansowana przez państwo poradnia dla narkomanów, w Gropiusstadt utworzono placówkę, w której odbywają się spotkania zagrożonej narkomanią młodzieży (tzw. Cleant'us), rozszerzono też wachlarz metod terapeutycznych. Po upływie dwóch lat problemy związane z narkomanią wcale się nie zmniejszyły, choć mamy teraz do czynienia z następną generacją dorastającej młodzieży. Kilkoro z tych nastolatków, którzy przed dwoma laty zaczynali z heroiną, już nie żyje.
Jednocześnie warunki życiowe młodzieży wcale się nie poprawiły. Obok starych problemów pojawiają się nowe: coraz więcej młodocianych w Gropiusstadt nosi przy sobie broń i w przypadkach krytycznych nie waha się jej użyć. Niejednokrotnie wiąże się to obecnie z odpowiednim sztafażem narodowosocjalistycznym i gotowością do przejęcia faszystowskiej spuścizny ideologicznej.
Większość osób, z którymi mamy do czynienia w „Haus der Mitte”, pochodzi z rodzin robotniczych. Ich sytuacja, mimo pozornego wzrostu dobrobytu, charakteryzuje się wzrastającym systematycznie pogarszaniem się warunków egzystencji – pogoń za wynikami i stresy w szkole, przepełnione klasy, brak miejsc do nauki zawodu, bezrobocie i konflikty rodzinne są konkretnym wyrazem tego pogorszenia.
W osiedlu mieszkaniowym, takim jak Gropiusstadt, liczącym około czterdziestu pięciu tysięcy mieszkańców, dochodzi jeszcze dodatkowo i to, że w związku z zagęszczeniem ludności wszelkie problemy zyskują charakter masowy: a więc mamy tu wiele bezrobotnej młodzieży, wiele konfliktów rodzinnych, częste przypadki wagarowania itd. W dodatku środowisko „naturalne” oferuje już tylko bardzo niewiele natury, a co za tym idzie możliwości obcowania z nią. – Najsłabsze grupy w społeczeństwie, a więc dzieci, młodzież i ludzie starzy, najbardziej narażone są na niszczycielski wpływ tego rodzaju warunków. Po zakończeniu budowy osiedla – a oznacza to wykorzystanie wszelkich terenów nadających się pod zabudowę – brakuje w Gropiusstadt odpowiednich warunków do zabaw dla dzieci, miejsc rozrywek dla młodzieży i dorosłych, no i przede wszystkim terenów rekreacyjnych. Nie ma tu ani rozległych parków, ani łąk czy lasów; po prostu nie ma terenów, na których dzieci mogłyby się legalnie wyszaleć, a dorośli chodzić na spacery.
Logika takich osiedli, jak Gropiusstadt, opiera się na rentowności kapitału, bez uwzględnienia potrzeb i elementarnych wymagań życiowych człowieka. Coraz wyraźniej dają o sobie znać dotychczas jedynie domniemywane skutki wymuszanego stylu życia.
Troski materialne nadal stanowią przyczynę wielu konfliktów i problemów. Wysoki czynsz oraz wciąż rosnące koszty utrzymania zmuszają do pracy w coraz większym wymiarze godzin oraz do pracy zarobkowej obojga rodziców. Tak więc życie ludzkie podlega tu pozornie nieuniknionemu przymusowi poświęcania coraz większej ilości czasu i energii codziennej pracy zawodowej, bez możliwości osiągnięcia w zamian prawdziwego szczęścia i dobrobytu.
Narkotyk z dawien dawna był jednym z najstraszniejszych środków pozbawiania ludzi świadomości tego, że należą do ofiar rozwoju społecznego. Alkohol wystarczająco długo spełniał tę właśnie rolę w środowiskach robotniczych. W ostatnich latach doszły do tego inne środki prowadzące do powstania nałogu: psychotropy – całkiem legalny i dochodowy interes – oraz narkotyki, jak heroina i kokaina, wprawdzie nielegalne, ale nie mniej dochodowe.
Zdumiewające jest właściwie nie to, jak wiele osób robi z tych środków użytek, ale to, jak wiele osób, pomimo poważnych problemów życiowych, po nie nie sięga. Dotyczy to także, a nawet zwłaszcza, młodzieży. Zważywszy jej sytuację, wzrost narkomanii i przestępczości, przybierająca na sile brutalizacja zachowań i spopularyzowanie wśród młodzieży ze środowisk robotniczych faszystowskiej spuścizny ideologicznej nie powinny nikogo dziwić.
Żaden poważnie myślący człowiek nie może zaprzeczyć, że pomiędzy wzrostem narkomanii wśród młodzieży robotniczej a powszechnym pogorszeniem warunków jej egzystencji zachodzi bezpośredni, wykorzystany zresztą bezbłędnie przez sfery komercyjne, związek.
W tydzień po tym, jak pierwszy raz niuchałam heroinę, spotkałam w „Soundzie” Detlefa. Natychmiast na mnie naskoczył: – Co ci strzeliło do łba! Ty musisz być jednak zdrowo pierdolnięta. – Słyszał już od Astrid, że niuchałam.
Powiedziałam do niego: – Przybastuj, staruszku. To przecież ty zacząłeś i jesteś już normalnym narkomanem. Mnie to nie grozi.
Читать дальше