Jerzy Andrzejewski - Ład Serca

Здесь есть возможность читать онлайн «Jerzy Andrzejewski - Ład Serca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ład Serca: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ład Serca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ład serca uważany jest za pierwszy polski utwór nawiązujący do rozwijającego się w Europie nurtu humanizmu katolickiego i porównywany do powieści Georges’a Bernanosa i François Mauriaca. Akcja powieści rozgrywa się w ciągu jednej nocy w białoruskiej wiosce, w której splatają się losy kilkorga osób, stających przed odwiecznym wyborem pomiędzy dobrem a złem. Główny bohater, rozdarty wewnętrznie katolicki ksiądz, szukający drogi do ładu serca, stara się zachować wierność swojemu powołaniu, mimo własnych wątpliwości, otaczającego go zła, ludzkich słabości i zbrodni popełnianych w jego parafii.
Wydaje się że narracja powieści bardziej eksponuje zło, które nieubłaganie musi zwyciężyć… Bohater, choć czasami jest bezsilny i niepojmujący działań Opatrzności, za wszelką cenę próbuje jednak ocalić swoją wiarę: Panie! Daj mi siłę, pozwól, bym był od siebie mocniejszy i żebym ponad siebie wyrósł, pozwól memu sercu przejrzeć Twój ład…

Ład Serca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ład Serca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wołanie nie powtórzyło się. Ksiądz Siecheń przystawał kilka razy, nic jednak nie słyszał, była cisza, nawet szum sosen popłynął górą stłumiony. Sądząc, że uległ złudzeniu, zamierzał zawrócić, gdy nagle w odległości kilkudziesięciu najwyżej kroków rozległ się przejmujący krzyk, głos mężczyzny gwałtownie na pełnym oddechu wyrzucony, wibrujący przerażeniem, wołanie, które zrazu wydało się krótkie, lecz zanim się urwało, przeszło w przeciągły skowyt, rozdzierający, obłąkany ryk.

Ksiądz Siecheń zadrżał. Podobnie krzyczących ludzi słyszał w czasie wojny. Od razu zdał sobie sprawę, że musi komuś grozić niebezpieczeństwo.

– Kto tu? – zawołał.

Posunął się naprzód kilka kroków i poczuł, że ziemia pod nogami zaczyna się uginać. Teraz wszystko zrozumiał. Nie zastanawiając się, że sam się naraża na niebezpieczeństwo, rzucił się przed siebie w ciemność. Grzązki grunt lekko się rozstąpił i proboszcz po kolana zapadł się w błoto. Ale już przy sobie, zaledwie o parę metrów, słyszał rzężenie człowieka, oddech przyśpieszony, wciśnięty gdzieś nisko, jak gdyby ze dna głębokiej przepaści wychodzący. W tej chwili na nowo zerwał się wiatr. Gwałtownym kłębem runął z wysoka. Zafalowało powietrze. Ksiądz Siecheń, wykrzykując jakieś słowa krótkie i urywane, przechylił się i nagle, gdy wydało mu się, że zapada się w mroczną głąb, uczuł pod palcami zaciśniętą dłoń. Schwycił ją, już ramiona tamtego człowieka trzymał w swoich ramionach, przyciągnął je, poderwał, jakby dźwignąć chciał ogromny głaz. Myśl proboszcza pracowała równo i spokojnie. Zdawał sobie sprawę, że od tej jednej minuty zależeć będzie nie tylko życie tamtego człowieka, lecz i jego własne. Ta świadomość dodała mu sił. Czuł, że siła o jaką siebie nawet nie podejrzewał, wstępuje w niego i na wskroś przenika. Z odległości czasu nigdy nie zdoła sobie przypomnieć, w jaki sposób udało mu się tego przypadkowo spotkanego mężczyznę uratować. Pozostanie mu jedynie w wyobraźni ciemność, a w niej okrutny ciężar obcego ciała, które przyciągał ku sobie kurczowym naprężeniem muskułów. Miał wrażenie w tej chwili, jak gdyby zwarł się z nieubłaganym wrogiem, jak gdyby od tego, czy zwycięży, czy pozwoli się pokonać, zależało nie tylko życie, lecz coś o wiele większego.

Z początku Morawiec był zbyt oszołomiony zjawieniem się nieoczekiwanego zbawcy, aby dopomóc jego wysiłkom. Gdy jednak uczuł, że ciężar bagna usuwa się powoli z piersi, wyprężył się instynktownie, mocniej przywarł do obejmujących go ramion. I tak przyciśnięci do siebie, złączeni jednym oddechem i jednym drżeniem, walczyli zaciekle, w skupionym milczeniu.

Ksiądz Siecheń poczuł wyraźnie pod nogami grunt. Wparł się w niego mocno. Odetchnął. Tamten za to w ostatniej chwili osłabł. Głowa opadła mu bezsilnie, ramiona zwiotczały. Proboszcz pociągnął go za sobą jeszcze kilka kroków. Znajdowali się już w lesie. Ostrożnie więc, jakby miał do czynienia z chorym dzieckiem, ułożył mężczyznę na suchej ziemi.

Morawiec leżał bez ruchu. Ogarnęła go niemoc podobna tej, która naszła go przed godziną w szałasie. Ciało miał skostniałe, oblepione błotem, mimo to czuł w sobie palące bolesne gorąco. Szumiało mu w głowie. „Mam gorączkę” – pomyślał. Nagle wydało mu się, że człowiek, który go uratował, odszedł. Zaniepokojony, podźwignął głowę.

Ksiądz Siecheń, usłyszawszy szmer, przyklęknął. Morawiec uspokoił się. Z powrotem oparł głowę o ziemię.

– Myślałem, że pan odszedł – szepnął. – Nie odejdzie pan teraz?

– Ależ nie, na pewno nie odejdę – zapewnił go proboszcz. – Zostanę przy panu. Pan chyba nie jest tutejszy, prawda? Bo tu wszyscy znają te bagna, nawet w dzień omijają je z daleka.

Morawiec milczał chwilę.

– Nie, nie jestem tutejszy – powiedział wreszcie z przymusem w głosie. – Nie znam tych stron.

– Zabłądził pan?

– Tak.

Od Zelwianki powiało ostrym chłodem. Proboszcz pochylił się nad leżącym.

– Jeżeli czuje się pan na siłach, to lepiej by było, żeby pan wstał, dobrze? Poprowadzę pana. Ziemia jest wilgotna, a pan już i tak przemarzł i przemókł. Można przeziębić się.

Głos mówiącego z bardzo daleka dobiegał do Morawca. Czuł coraz większe znużenie i senność.

– Jeszcze chwilę – wymamrotał.

Ksiądz Siecheń dotknął jego czoła: było rozpalone i wilgotne od gęstego potu.

– Musi pan gorączkę mieć. Nie pozwolę panu tak leżeć. To nie ma sensu. Niech pan spróbuje podnieść się!

Objął go ramieniem pod plecy i podźwignął.

– Dokąd pan szedł? Gdzie pan chciał iść?

Chociaż Morawiec czuł na twarzy oddech pytającego, nie mógł jednak rozpoznać rysów twarzy.

– Dokąd idę?

Zaśmiał się krótko.

– Nigdzie.

Proboszcza nie uraził ten niespodziewany ostry akcent.

– Jeżeli spytałem, to nie przez ciekawość, proszę mi wierzyć. Chciałem panu tylko dopomóc w drodze.

– Zabawa w miłosierdzie?

– Czyż nie wszystko jedno, jak to nazwać?

Morawiec zacisnął zęby.

– Nieprawda, wszystko się jakoś nazywa.

Chciał dalej mówić, gdy nagle chwyciły go dreszcze. Skulił się. Ksiądz Siecheń objął go serdecznie.

– Jeżeli pan nie ma gdzie iść, to przecież może pan do mnie pójść, to niedaleko, najwyżej pół godziny, przenocuje pan, odpocznie… Jestem proboszczem – dodał ciszej i z akcentem zawstydzenia.

Morawiec ożywił się.

– Ach, więc to ksiądz!

– Sprawia to może panu przykrość?

– Nie! – odparł. – Obojętne. Nie przypuszczałem, że uratowała mnie osoba duchowna. To dość zabawne.

Znowu zaczął drżeć.

– Rzeczywiście muszę mieć gorączkę.

– Na pewno nawet. Więc niechże pan wstanie. Pójdzie pan ze mną?

Morawiec potrząsnął głową.

– Nie, to niemożliwe, z różnych względów…

– Przecież nie może pan tutaj zostać.

– Dlaczego?

Po chwili spytał:

– Jak ta wieś księdza nazywa się?

– Sedelniki.

Morawiec poderwał się gwałtownym ruchem.

– Sedelniki?

– Zna pan tę wieś?

– Nie, nie znam – zaprzeczył – nigdy tam nie byłem. Słyszałem tylko.

– To mała wieś.

– Mała. Wiem. Jest tam dwór, prawda? Ojciec i młody syn, Gejżanowscy, tak?

Nie czekając na odpowiedź księdza, mówił pośpiesznie:

– A rzeka nazywa się Zelwianka, z jednej strony lasy, z drugiej łąki i pola. W pobliżu młyna znajduje się karczma Litowki, Grzegorz Litowka, zna go ksiądz? Tęgi, czerwona, pijacka gęba… I posterunkowy, zaraz, zaraz, jak on się nazywa, zapomniałem, nie, nie już mam… Nawrocki! Na pewno Nawrocki. Czy to prawda, że z wiosną jest tu pięknie w Sedelnikach? Ktoś mi opowiadał o zachodach słońca, że nigdzie nie ma równie pięknych, jak tam… A rodzina Buraków, jest taka we wsi?

– Jest – powiedział proboszcz.

Morawiec dygotał coraz silniej, ręce drżały mu, latały niespokojnie, jakby chciały coś schwycić.

– Zaraz, zaraz, jeszcze jedno… Nie, to niemożliwe, przecież nie zwariowałem. Chwileczkę. Gdzie ksiądz jest?

– Jestem tutaj.

– Niech ksiądz spojrzy mi w oczy, prosto w oczy. To nie szkodzi, że nic nie widać. Zresztą widzę, widzę połysk w oczach księdza. To mi wystarczy.

Chwycił go rozpalonymi dłońmi za ręce.

– O tak! Niech ksiądz nie rusza się. Teraz niech mi ksiądz powie, jak ksiądz nazywa się. Nazwisko księdza. Prędzej! Dlaczego ksiądz milczy?

– Siecheń.

– Siecheń? – powtórzył głucho Morawiec.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ład Serca»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ład Serca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jerzy Żuławski - Na srebrnym globie
Jerzy Żuławski
Jerzy Pilch - The Mighty Angel
Jerzy Pilch
Jerzy Kosiński - The Painted Bird
Jerzy Kosiński
Jerzy Edigey - Sprawa dla jednego
Jerzy Edigey
Jerzy Edigey - Walizka z milionami
Jerzy Edigey
Jerzy Pilch - Miasto utrapienia
Jerzy Pilch
Jerzy Andrzejewski - Miazga
Jerzy Andrzejewski
Jerzy Żuławski - Zwycięzca
Jerzy Żuławski
Отзывы о книге «Ład Serca»

Обсуждение, отзывы о книге «Ład Serca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x