Spytał:
– Ksiądz proboszcz w domu?
Nie poznała go i zaczęła szybko mówić, że proboszcza nie ma i pewnie nieprędko przyjdzie, więc najlepiej jutro zgłosić się.
Seweryn, wsparty ramieniem o uchylone drzwi, pchnął je lekko.
– Nic nie szkodzi, zaczekam.
Z tyłu, od strony kuchni, padał blask lampy. Dopiero teraz, w tym półcieniu Ksienia poznała Gejżanowskiego. Z miejsca zakrzątnęła się.
– A, to panycz! Proszę wejść. Niech panycz zaczeka. Zaraz zaświecę.
Wszedł za nią do środka, a Ksienia truchcikiem pobiegła do kuchni. Wróciła z lampą.
– Tędy, o niech tędy panycz idzie, tu sobie w pokoju panycz zaczeka. Księdza proboszcza tylko patrzyć…
W pierwszej chwili Seweryn nie dostrzegł Michasia. Dopiero, kiedy Ksienia wysunęła się na środek i światło lampy ogarnęło cały pokój, zobaczył chłopca stojącego pod ścianą przy oknie.
Tymczasem Ksienia, postawiwszy lampę na stole, dyskretnie się wycofała. Seweryn poczuł się trochę nieswojo. Stał w płaszczu, z czapką w ręku, udawał, że rozgląda się po pokoju, w rzeczywistości jednak niczego nie widział, ciągle bowiem czuł na sobie uważny i nieufny wzrok chłopca. „Czegóż on mi się tak przygląda, ten smarkacz?” – pomyślał ze złością.
Nagle zwrócił się w tamtą stronę i udał zdziwienie.
– O, widzę, że nie jestem sam!
Michaś stał ciągle pod ścianą, nie spuszczając oczu z Gejżanowskiego.
Teraz dopiero Seweryn zorientował się, kim jest mały. Słyszał, że proboszcz ma wychowanka, ale sam tylko raz jeden widział Michasia. Było to jeszcze przed rokiem, którejś niedzieli. Chcąc zatrzeć drobne, lecz nieprzyjemne starcie z ojcem, wybrał się wówczas przykładnie na sumę. Jeżeli kiedykolwiek bywał na nabożeństwie, zatrzymywał się zawsze przed kościołem. Tym razem, ponieważ padał deszcz, wszedł do środka. Nie miał zamiaru zapuszczać się głęboko, ale stojący przy wejściu chłopi zaczęli rozstępować się, musiał więc, nie chcąc zwracać na siebie uwagi, dojść do ołtarza. Jak każdy, kto nie uczestniczy w nabożeństwie, przypatrywał się rozmaitym twarzom. Między innymi, już pod koniec sumy, zwrócił jego uwagę chłopiec służący do mszy. Zadziwił go wówczas przez chwilę niezwykłą czystością i niewinnością spojrzenia. Czuło się, że ten kilkunastoletni dzieciak z głębokim i niefałszowanym przejęciem towarzyszy księdzu.
Seweryn odsunął od stołu krzesło i usiadłszy, wygodnie się rozparł.
– To ty jesteś wychowankiem proboszcza, tak?
Michaś skinął głową.
– A kto ja jestem, to chyba wiesz? Co, nie wiesz? Żartujesz! Naprawdę nie wiesz? A to zabawny z ciebie chłopak! Coś podobnego! Przecież tutaj najmniejsze dziecko powie ci, kim jestem. Nigdy mnie nie widziałeś?
– Widziałem – odparł cicho.
– No więc?
– Ale nie znam pana.
– Jak to, widziałeś i nie znasz? Poczekaj, poczekaj…
Roześmiał się.
– Zdaje się, że zaczynam cię rozumieć. Chcesz prawdopodobnie powiedzieć, że nie znamy się osobiście. Bardzo słusznie. Widzę, że skrupulatnie przestrzegasz form towarzyskich. To świetnie o tobie świadczy. Forma, mój kochany, jest wszystkim. Nie ma nic poza formą. A to wspaniałe! Ha, ha, ha… Zaimponowałeś mi, słowo daję. Wobec tego nie pozostaje mi nic innego, jak naprawić swój błąd. Musimy się koniecznie zapoznać. Dobrze? Ja się nazywam Gejżanowski, Seweryn Gejżanowski. A tobie jak na imię?
– Michaś.
– Wspaniałe imię. Zatem, Michale, streśćmy się. Po pierwsze: formom towarzyskim stało się już chyba zadość, czy nie tak? Wobec tego po drugie: jako znajomi możemy sobie pogawędzić. Tylko chodź bliżej. Czegóż ty stoisz pod tą ścianą, jakby cię do niej przyklejono. No, chodź! Nie bój się, nie zjem cię. Zresztą, jak chcesz – wzruszył ramionami, widząc, że jego słowa nie odnoszą żadnego skutku. – Możemy i tak rozmawiać: Ile ty sobie liczysz lat?
– Czternaście.
– Oho! To pewnie już i na dziewczyny chodzisz?
Michaś poczerwieniał.
– No, przyznaj się śmiało! To wstyd, żebym cię potrzebował zachęcać. Możesz być spokojny, ani słowa nie powtórzę twemu opiekunowi. Na pewno myśli, że jesteś jeszcze niewiniątkiem, co? Zostawmy więc staruszka przy tych złudzeniach. A może naprawdę jesteś niewinny, hm? Chociaż nie wydaje mi się. Chłopcy w twoim wieku i z takimi anielskimi twarzyczkami nie marnują czasu. Jak sądzisz?
– Nie wiem, proszę pana – szepnął Michaś.
Seweryn zmrużył złośliwie oczy. Ta niespodziewanie zaimprowizowana rozmowa zaczynała go bawić. Uznał, że doskonale trafił nie zastając proboszcza w domu. Zamiast nudnej i nieskładnej gadaniny (cóż za pomysł wybierać się z wizytą na plebanię) znalazł nieoczekiwaną rozrywkę.
– Co powiedziałeś? – spytał udając, że nie dosłyszał.
Chłopiec spuścił powieki.
– Nie wiem, proszę pana – powtórzył jeszcze ciszej.
– Tylko bez blagi, mój kochany! Cóż to za wykręty? Nie umiesz mówić po prostu?
Michaś podniósł głowę, lecz gdy spotkał się z wzrokiem Gejżanowskiego, zadrżał. Czuł, że powinien natychmiast odejść. Zabrakło mu jednak odwagi, aby uczynić stanowczy krok.
Seweryn siedział w pełnym świetle lampy, czuł się jak u siebie w domu. Rzucił czapkę na stół, rozpiął płaszcz, jego oczy mimo pozoru zachęcającego przyjaźnie uśmiechu stawały się coraz ciemniejsze, jak cień zasnuwał je połysk szklany i okrutny.
Wiatr w ogrodzie ucichł. Była cisza. Jedynie lekki i cienki szum snuł się za oknem.
Nagle Michaś zdecydował się. Oderwał się od ściany i niezgrabnie, jakby splątanymi krokami ruszył w stronę drzwi. Ale w połowie drogi zatrzymał go głos Gejżanowskiego.
– A to co znowu, uciekasz? Chodź no tutaj, przyjacielu!
Chłopiec odwrócił się posłusznie.
– Bliżej… O tak! Cóż za ponure spojrzenie? Można by pomyśleć, że chcą cię tu co najmniej zamordować. Ładny z ciebie numer. Dlaczegóż to, powiedz mi, chciałeś dać drapaka?
Gdy Michaś szepnął coś o lekcjach, Gejżanowski skrzywił się lekceważąco.
– O to niech głowa cię nie boli. Lekcje nie uciekną. Matoły tylko kują się lekcji, a ty chyba do nich nie chcesz się zaliczać? Więc, mój mały, uspokój się, usiądź sobie na krzesełku, o tak, tu na wprost mnie, żebym cię widział. Śmieszny z ciebie chłopiec! Zaczyna się z tobą rozmowę jak z dorosłym człowiekiem, a ty boczysz się i jakieś fantazje urządzasz. Powinieneś się wstydzić. A może… – Seweryn zmrużył porozumiewawczo oko – możeś ty naprawdę jeszcze nigdy… co?
Michaś milczał i bez ruchu, sztywno wyprostowany siedział na brzeżku krzesła. Zamęt myśli, gwałtowny i natarczywy, odsunął na dalszy plan chęć odejścia. Zdawał sobie doskonale sprawę, o czym mówi Gejżanowski. Czemu jednak tak głupio się znalazł? W szkole chłopcy w jego wieku rozprawiali o tych rzeczach swobodnie i bez żadnych obsłonek. Widocznie tak należało. Cóż jednak miał odpowiedzieć? Uczuł nagle żal, że się nie może zwierzyć Gejżanowskiemu z jakiejś przygody. Zaczął wstydzić się swego milczenia i pomyślał z przykrością, że młody dziedzic wyniesie o nim złe wrażenie. Jakąż okazję stracił! Potraktowano go jak dorosłego, tymczasem zachował się śmiesznie i niedorzecznie dziecinnie. Pod wpływem tych myśli znikła w nim nieufność do Gejżanowskiego. Wydał mu się prosty i naturalny.
Seweryn od razu uchwycił zmianę w nastroju Michasia. Jeszcze nie wiedział dokładnie, na czym polegała, jednak instynkt podpowiedział mu, że szła w pożądanym kierunku. „Najodpowiedniejszy zatem moment – przemknęło mu przez głowę – aby chłopaka uświadomić. Postanowił opowiedzieć mu szczegółowo o swoim pierwszym przeżyciu erotycznym. Miał wtedy akurat trzynaście lat, partnerka, córka ogrodnika, była zaledwie o rok starsza. Olśniła go własna pomysłowość. „Trzeba przyznać – pomyślał – że porządny ze mnie drań!” To stwierdzenie sprawiło mu przyjemność. Aby była większa, wydało mu się, że ogarniają go skrupuły. Podobny stan zwykł nazywać „maleńkim rozdarciem wewnętrznym”. I ledwie przypomniał sobie to określenie, już wierzył, że się istotnie waha. Mimo to wiedział, iż właśnie z powodu tego wahania uczyni wszystko, co zamierzył.
Читать дальше