Potem mieli zjeść omlety z grzybami, popijając wszystko butelką caberneta z Napa Valley.
– To miłe, że tak mnie pan gości, naprawdę nie chciałem sprawiać kłopotu.
– Kłopot sprawia mi pan tym, inspektorze, że próbuje mi pan wcisnąć jakąś makabryczną historię.
– Skoro pan uważa, że jest makabryczna, nie będę panu długo zawracał głowy. A więc do rzeczy, jest pan architektem?
– Przecież pan już to wie!
– A jaki rodzaj architektury pan uprawia?
– Pasjonuję się renowacją zabytków, skarbów dziedzictwa narodowego. – To znaczy?
– Przywracaniem życia starym budynkom, konserwacją kamienia. To znaczy takim zastosowaniem kamienia, by pasował do współczesnej architektury.
Pilguez osiągnął cel, wciągając Arthura w pasjonujący go temat. Ale nie przewidział, że okaże się to tak interesujące także dla niego samego. W ten sposób stary gliniarz wpadł we własne sidła: zamierzał wciągnąć Arthura w dyskusję i w ten sposób stworzyć most porozumienia, a tymczasem okazało się, że dał się porwać swadzie, z jaką architekt opowiadał o swoich pasjach.
Arthur dał mu najprawdziwszą lekcję historii kamienia, poprzez architekturę antyczną i tradycyjną aż do współczesnej i nowoczesnej. Stary policjant słuchał jak zaczarowany, wtrącając od czasu do czasu jakieś pytanie, a Arthur chętnie i wyczerpująco na nie odpowiadał. Tak przegadali ponad dwie godziny i nawet tego nie zauważyli. Pilguez dowiedział się, jak po wielkim trzęsieniu ziemi odbudowywano jego rodzinne miasto, poznał historię budynków, które codziennie widywał, i mnóstwo anegdotek o narodzinach miast i ulic, które, jak mu się dotąd wydawało, tak dobrze znał.
Pili jedną kawę po drugiej, a zaskoczona Lauren bez ruchu patrzyła na obu mężczyzn i widziała, jak między policjantem a Arthurem powstaje jakiś dziwny rodzaj porozumienia. Młody człowiek opowiadał właśnie o powstawaniu Golden Gate, gdy Pilguez przerwał mu, kładąc rękę na jego dłoni, i nagle zmienił temat. Chciał z nim pomówić jak mężczyzna z mężczyzną, więc zapomnijmy o odznace. Musi wiedzieć, zrozumieć tę sprawę. Mówił, że jest starym policjantem, którego instynkt nigdy nie zawiódł. Czuł to i wiedział, że ciało porwanej kobiety znajduje się w tym domu, w tym zamkniętym pokoju w końcu korytarza. Nie potrafi tylko zrozumieć, jakie były motywy porwania. Musiał jednocześnie przyznać, że każdy mężczyzna pragnąłby mieć syna takiego jak Arthur: zdrowego, wykształconego, pełnego zainteresowań i sympatycznego. Dlaczego więc taki człowiek bierze na siebie podobne ryzyko i stawia na szali całe swoje życie, porywając ze szpitala ciało pogrążonej w śpiączce kobiety?
– Szkoda, a już pomyślałem, że nawiązała się między nami nić sympatii – powiedział Arthur, wstając. – Ależ właśnie tak się stało, to nie ma nic wspólnego, chociaż nie, to ma bardzo dużo wspólnego z tą sprawą. Jestem przekonany, że miał pan poważne powody, i chciałbym panu zaoferować swoją pomoc.
Starał się być uczciwy aż po czubki palców. Zaczął od tego, że dzisiaj wieczorem z pewnością nie dostanie nakazu rewizji, nie miał na to wystarczających dowodów. Musiałby pojechać do San Francisco, spotkać się z sędzią, przekonać go i nakłonić do podjęcia takiej decyzji. I jest pewien, że zdobędzie nakaz. To zajmie mu trzy lub cztery dni, podczas których Arthur będzie miał dość czasu, by przenieść ciało w inne miejsce, ale chce go zapewnić, że takie postępowanie byłoby wielkim błędem. Choć nie zna motywów, radzi mu nie marnować życia. Jeszcze raz proponuje pomoc, jeśli Arthur zgodziłby się szczerze z nim porozmawiać i wyjaśnić całą zagadkę. Odpowiedź Arthura zabarwiona była nutką ironii. Doceniał życzliwość inspektora i jego wielkoduszność, a jednocześnie był zdziwiony, że podczas dwóch godzin rozmowy poczuli do siebie aż taką sympatię. Ale i on z przykrością musi przyznać, że nie może zrozumieć swego gościa. Inspektor został zaproszony do tego domu, został życzliwie przyjęty i poczęstowany obiadem, a jednak w dalszym ciągu upierał się przy swoim i oskarżał gospodarza o jakieś absurdalne przestępstwo, choć ani nie miał na to dowodów, ani nie znał motywów.
– Nie, to pan się upiera – odparł Pilguez.
– Proszę więc mi powiedzieć, dlaczego chce mi pan pomóc, choć uważa, że jestem winny. Jeden powód jest oczywisty: chce pan rozwiązać zagadkę.
Stary policjant odpowiedział rozbrajająco szczerze. Rozwiązał w swoim życiu już wiele zagadek, zetknął się z setkami absurdalnych motywów i potwornymi zbrodniami, ale wszyscy ci przestępcy mieli jedną wspólną cechę: byli to kryminaliści, zboczeńcy i maniacy. Arthur nie pasował do żadnej z tych kategorii. Skoro więc spędził całe życie na wsadzaniu najrozmaitszych świrów za kratki, mógł chyba uchronić przed więzieniem porządnego człowieka, który wpakował się w niebezpieczną sytuację. „Będę miał przynajmniej satysfakcję, że znalazłem się po właściwej stronie” – dodał na zakończenie.
– To bardzo wspaniałomyślne z pańskiej strony, wcale nie żartuję. Obiad w towarzystwie pana był dla mnie przyjemnością, ale naprawdę nie wplątałem się w sprawę, o której pan mówi.
Nie chciałbym być nieuprzejmy, ale mam jeszcze sporo pracy.
Może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja do rozmowy.
Pilguez pokiwał ze smutkiem głową, podniósł się z krzesła i sięgnął po płaszcz. Lauren przez cały czas siedziała na kuchennym blacie. Teraz zeskoczyła na podłogę i ruszyła za nimi do przedpokoju.
Przed drzwiami gabinetu inspektor przystanął i spojrzał na klamkę.
– Czy już pan otworzył to pudełko wspomnień?
– Nie, jeszcze nie – odparł Arthur.
– Czasem jest bardzo trudno sięgnąć do przeszłości. Trzeba mieć dużo siły i tyle samo odwagi.
– Coś o tym wiem. Staram się to w sobie odnaleźć.
– Jestem pewny, że się nie mylę, młody człowieku, mój instynkt nigdy mnie nie zawiódł.
Kiedy Arthur usiłował jak najprędzej pozbyć się niewygodnego gościa, klamka nagle poruszyła się, jakby ktoś nacisnął ją od wewnątrz. Drzwi się otworzyły. Odwrócił się, zaskoczony.
Lauren stała w progu, uśmiechała się smutno.
– Dlaczego to zrobiłaś? – wyszeptał ze ściśniętym gardłem.
– Bo cię kocham.
Pilguez odwrócił się także. Z miejsca, w którym stał, natychmiast zobaczył leżące na łóżku ciało i podłączoną do niego kroplówkę.
Jeszcze żyje, dzięki Bogu – pomyślał. Wszedł do pokoju, zostawiając Arthura w korytarzu, zbliżył się i przyklęknął obok łóżka. Lauren objęła Arthura ramionami i pocałowała czule w policzek.
– Ty byś nie mógł tego zrobić, ale ja nie chcę, żebyś przeze mnie zmarnował resztę życia. Pragnę, żebyś był wolny. Chcę twojego szczęścia.
– Ale to ty jesteś moim szczęściem.
Położyła mu palec na ustach.
– Nie, nie w ten sposób, nie w takich okolicznościach.
– Do kogo pan mówi? – zapytał stary policjant bardzo przyjaznym głosem.
– Do niej.
– Teraz musi mi pan naprawdę wszystko wyjaśnić, jeśli chce pan mojej pomocy.
Arthur spojrzał na Lauren oczami pełnymi rozpaczy.
– Musisz mu powiedzieć całą prawdę. Bez względu na to, czy ci uwierzy, czy nie, trzymaj się prawdy.
– Przejdźmy do salonu – zwrócił się do inspektora. – Postaram się wszystko panu wyjaśnić.
Usiedli na dużej kanapie w salonie i Arthur opowiedział mu wszystko od początku. O tym, jak pewnego wieczoru w mieszkaniu znalazł w łazienkowej szafie nieznajomą kobietę i usłyszał od niej następujące słowa: „To, co zamierzam panu opowiedzieć, jest trudne do zrozumienia, a jeszcze trudniej w to uwierzyć. Jeśli jednak zechciałby pan wysłuchać mojej historii i zaufać mi, to może w końcu uwierzyłby mi pan. To ogromnie ważne, bo chyba jest pan, wcale o tym nie wiedząc,' jedyną osobą na świecie, której mogę powierzyć swój sekret”. Pilguez słuchał, nie przerywając mu ani słowem. Późnym wieczorem, kiedy Arthur skończył swoją opowieść, wstał i uważnie przyjrzał się swojemu rozmówcy. – Widzi pan, inspektorze, z taką historią może mnie pan spokojnie włączyć do kolekcji pańskich szaleńców! – Czy ona tu jest razem z nami? – spytał Pilguez. – Siedzi w fotelu naprzeciwko i przygląda się panu. Inspektor podrapał się po brodzie i kiwnął głową. – Oczywiście – powiedział. – Oczywiście. – Co zamierza pan teraz zrobić? – zapytał Arthur. Zamierzał mu uwierzyć! A gdyby Arthur spytał, dlaczego, powiedziałby mu, że odpowiedź jest bardzo prosta. Aby wymyślić podobną historię i uwierzyć w nią do tego stopnia, by narażać się potem na takie ryzyko, musiałby być nie wariatem, szaleńcem, ale kompletnym debilem. A mężczyzna, który kilka godzin wcześniej opowiadał mu przy stole historię miasta, miasta, któremu on, Pilguez, służył od trzydziestu lat, nie miał w sobie nic z debila. „Pańska historia musi być cholernie prawdziwa, skoro zdecydował się pan na te wszystkie działania. Nie za bardzo wierzę w Boga, ale wierzę w ludzką duszę. Poza tym jestem tuż przed emeryturą. Ale przede wszystkim chcę panu uwierzyć”.
Читать дальше