– Zrobię, co się da – odparł Stern – ale najpierw muszę to zszyć i zrobić pani zastrzyk przeciwtężcowy. Woli pani znieczulenie miejscowe czy…
Lauren przerwała mu, prosząc, żeby jak najszybciej załatał ranę. Młody lekarz sięgnął po nici chirurgiczne i usiadł na taborecie przy pacjentce. Właśnie zakładał trzeci szew, kiedy do gabinetu weszła Betty.
– Co ci się stało? – zapytała.
– Wygląda na to, że się upiła! – odpowiedział za nią Stern.
– Paskudne skaleczenie – podjęła Betty, spoglądając na stopę Lauren.
– Co z nim? – zapytała Lauren, nie zwracając uwagi na Sterna.
– Właśnie wracam z bloku, nic nie jest jeszcze pewne, ale myślę, że z tego wyjdzie.
– Co się stało?
– Za wcześnie usunęli dren, doszło do wysięku.
– Betty, mogę cię o coś zapytać?
– A mogę odmówić? Lauren złapała Sterna za rękę i poprosiła, żeby na chwilę zostawił je same. Lekarz chciał jednak przedtem skończyć zakładanie szwów. Betty wyjęła mu igłę z ręki i powiedziała, że sama się tym zajmie. W poczekalni siedział tłum pacjentów, którym jego pomoc była naprawdę potrzebna. Do tego skaleczenia wystarczy pielęgniarka.
Stern zerknął na Betty. Wstał, uznając, że faktycznie może pozostawić jej założenie opatrunku i zrobienie zastrzyku. Przełożone pielęgniarek w szpitalach miały dość silną pozycję wobec młodych lekarzy.
Betty usiadła przy Lauren.
– Słucham – powiedziała.
– Wiem, że pytanie, które ci zadam, wyda ci się dziwne, ale powiedz, czy to możliwe, żeby pacjent z trzysta siedem jakoś ci się wymknął w ciągu dnia? Przysięgam, że to zostanie między nami!
– Wyrażaj się bardziej precyzyjnie! – powiedziała Betty, w której głosie brzmiało już oburzenie.
– Sama nie wiem, czy mógł ułożyć w łóżku kukłę, żeby nikt nie zauważył jego nieobecności, i uciec na kilka godzin, a ty po prostu tego nie zauważyłaś? Wygląda mi na zdolnego do takich kawałów…
Betty spojrzała na stojący przy umywalce basen i podniosła oczy do nieba.
– Kotku, wstyd mi za ciebie! Stern wsunął głowę do gabinetu.
– Jest pani całkowicie pewna, że nigdy się nie spotkaliśmy? Byłem tu na stażu, pięć lat temu…
– Wynocha! – warknęła na niego Betty.
Profesor Fernstein spojrzał na zegarek.
– Pięćdziesiąt cztery minuty! Może pan budzić pacjenta – powiedział Fernstein, odchodząc od stołu.
Profesor skinął głową anestezjologowi i wyszedł z sali operacyjnej. Widać było, że jest w fatalnym nastroju.
– Co go ugryzło? – zapytał Granelli.
– Ostatnio jest przemęczony – powiedziała ze smutkiem Norma.
Pielęgniarka zajęła się zakładaniem opatrunku, a Granelli wyprowadzał pacjenta z narkozy.
Winda zatrzymała się na poziomie izby przyjęć. Fernstein wysiadł i szybkim krokiem przemierzał korytarz. Jego uwagę zwrócił głos dobiegający z jednego z gabinetów. Zaniepokojony, uchylił drzwi i zobaczył Lauren siedzącą na łóżku i rozmawiającą z Betty.
– Czyżbym o czymś nie wiedział? Do diabła, przecież nie wolno pani przekraczać progów tego szpitala! Jak dotąd, nie została pani przywrócona do pracy!
– Przyjechałam jako pacjentka! Fernstein spojrzał na nią podejrzliwie. Lauren z dumą uniosła nogę w górę, a Betty poinformowała profesora, że trzeba było założyć siedem szwów na pięcie. Fernstein gniewnie zacisnął pięści.
– Doprawdy, nie cofnie się pani przed żadnym szaleństwem, byle zrobić mi na złość.
Lauren chciała mu odpowiedzieć, jednak Betty, która siedziała tyłem do profesora, zgromiła ją wzrokiem, zmuszając do milczenia. Fernstein wyszedł i teraz słychać było tylko jego kroki na korytarzu. Minął hol, uprzedzając rejestratorkę, że wraca do siebie i nie życzy sobie, żeby go niepokojono, nawet gdyby sam gubernator Kalifornii rozkwasił sobie nos w siłowni.
– Co ja mu zrobiłam? – zapytała oszołomiona Lauren.
– Tęskni za tobą! Odkąd cię odsunął, ma żal do całego świata. Poza tobą wszyscy tylko działają mu na nerwy.
– Wolałabym, żeby tęsknił trochę mniej! Słyszałaś, jak on się do mnie odzywa?
Betty pozbierała zbędne bandaże i schowała je do jednej z szuflad.
– Szczerze mówiąc, kotku, ty też nie przebierasz w słowach! Opatrunek powinien się trzymać, możesz się teraz włóczyć gdzie zechcesz, byle nie po szpitalu.
– Myślisz, że przewieźli go już do pokoju?
– Kogo? – zapytała obłudnie Betty, zamykając apteczkę.
– Betty!…
– Zajrzę do niego, jeżeli mi obiecasz, że się stąd wyniesiesz, kiedy tylko wrócę i powiem ci, co z nim.
Lauren skinęła głową i Betty wyszła, zostawiając ją w gabinecie.
Fernstein szedł przez parking. Ból dopadł go znowu, gdy od samochodu dzieliło go kilka metrów. Po raz pierwszy miał taki atak podczas operacji. Wiedział, że Norma odgadła z wyrazu jego twarzy, że ból skręca mu trzewia. Sześć minut, o które udało mu się skrócić operację, znaczyło wiele dla jego pacjenta. Teraz czoło profesora zrosił pot, wzrok mącił mu się coraz bardziej, każdy krok był torturą. Fernstein poczuł metaliczny smak w ustach. Zgięty wpół, zasłonił usta ręką – gwałtowny napad kaszlu sprawił, że po palcach spłynęła mu krew. Jeszcze tylko kilka metrów. Oby strażnik go teraz nie zobaczył! Oparł się o drzwiczki i szukał w kieszeni pilota, który je otwierał. Resztkami sił wsunął się za kierownicę i postanowił zaczekać, aż napad minie. Świat zniknął za ciemną zasłoną.
Betty nie wracała. Lauren wymknęła się na korytarz i pokuśtykała do szatni. Z jednej z szafek wzięła pierwszy z brzegu fartuch, a potem dyskretnie wyszła. Otworzyła drzwi opatrzone tabliczką „Wstęp tylko dla personelu” i ruszyła długim korytarzem, odruchowo pochylając głowę na widok biegnących górą rur. Tak dotarła na pediatrię, znajdującą się w innym skrzydle budynku. Windą wjechała na trzecie piętro, a stamtąd, także przez zaplecze techniczne, wróciła do swojego skrzydła i wreszcie znalazła się na neurologii. Zatrzymała się przy drzwiach pokoju trzysta siedem.
Paul poderwał się z miejsca, owładnięty przerażeniem. Ale uśmiech Betty, która szła w jego stronę, nieco go uspokoił.
– Najgorsze już za nami – powiedziała.
Operacja przebiegła bez komplikacji, teraz Arthur odpoczywał w swoim pokoju, nie zatrzymano go nawet na oddziale intensywnej terapii. To, co stało się dziś wieczorem, było tylko niegroźnym problemem pooperacyjnym i nie mogło mieć poważniejszych konsekwencji. Jutro Paul będzie mógł odwiedzić przyjaciela. Paul chciał zostać przy Arthurze całą noc, ale Betty zapewniła go, że nie ma takiej potrzeby ani powodów do obaw. Miała jego telefon i gdyby cokolwiek się działo, natychmiast zadzwoni.
– Może mi pani obiecać, że nie stanie się już nic poważnego? – pytał, patrząc na nią błagalnie.
– Chodź – wtrąciła się Onega, ujmując go za rękę. – Wracajmy.
– Wszystko jest pod kontrolą – zapewniła Berty. – Niech pan idzie odpocząć, wygląda pan jak zjawa i przyda się panu kilka godzin snu. Będę nad nim czuwała.
Paul chwycił pielęgniarkę za rękę i potrząsnął nią, przeplatając słowa podziękowania i przeprosin. Onega musiała siłą zaciągnąć go do wyjścia.
– Gdybym cię lepiej znała, wybrałabym rolę twojego najlepszego przyjaciela! Wobec niego jesteś znacznie bardziej wylewny! – powiedziała, kiedy szli przez parking.
– Nie miałem przecież okazji zajmować się tobą w chorobie – odparł ze źle skrywaną złością i otworzył przed nią drzwi saaba.
Читать дальше