– Berty, czy ten pacjent, o którym rozmawiamy, to…?
– Tak! I jeżeli jeszcze raz powiesz, że jadłaś z nim dziś śniadanie, chociaż chłopak leżał w łóżku, podłączony do aparatury, to każę cię skierować na oddział, ale nie nasz i nie do jego pokoju!
Betty odłożyła słuchawkę. Lauren rozejrzała się po mieszkaniu. Kanapa nie stała na swoim miejscu, a widząc stertę książek pod biblioteczką, można by pomyśleć, że doszło do włamania. Postanowiła nie poddawać się absurdalnym odczuciom i domysłom, które ją dopadły. Na pewno istniało racjonalne wyjaśnienie tego, co się jej przydarzyło, trzeba było tylko je znaleźć! Wstając, nadepnęła na pusty kieliszek i głęboko rozcięła sobie stopę. Na dywan trysnęła jasnoczerwona krew.
– Tylko tego brakowało! Skacząc na jednej nodze, dotarła do łazienki, ale przecież w domu nie było wody. Postawiła nogę w wannie, sięgnęła do apteczki i chwyciła butelkę spirytusu. Polała nim ranę. Ból był przejmujący, więc nabrała tchu, przezwyciężając zawrót głowy, a potem wyciągała kolejno odłamki szkła tkwiące w stopie. Leczyć innych to jedno, robić to samo z własnym ciałem to zupełnie co innego. Minęło dziesięć minut, a ona wciąż nie mogła uporać się z krwawieniem. Dokładniej obejrzała ranę – zwykły opatrunek nie wystarczy, żeby zespolić brzegi rany, trzeba założyć szwy. Wstała, zepchnęła flakoniki z półki, żeby wyjąć gaziki, ale ich nie znalazła, więc owinęła nogę ręcznikiem, związała go i pokuśtykała do garderoby.
– Śpi jak anioł! – oznajmił Granelli.
Fernstein oglądał wyniki rezonansu magnetycznego.
– Obawiałem się, że to ta zmiana, której wtedy nie zoperowałem, ale przyczyna jest inna. Za wcześnie usunęliśmy dreny, doszło do wysięku. Ciśnienie śródczaszkowe lekko wzrosło, wytworzymy teraz ujście i wszystko powinno wrócić do normy. Potrzebuję jakiejś godziny.
– Doskonale, drogi kolego – odparł Granelli, który był tego dnia w bardzo dobrym humorze.
– Miałem nadzieję, że wypiszę go w poniedziałek, ale będzie tu musiał zostać co najmniej tydzień dłużej i wcale nie jest mi to na rękę – narzekał Fernstein, zaczynając zabieg.
– Właściwie dlaczego? – zapytał Granelli, obserwując monitory.
– Mam swoje powody – powiedział stary profesor.
Włożenie dżinsów okazało się nieludzko trudne. Lauren wciągnęła sweter na gołe ciało, zawiązała jeden but i zamknęła drzwi mieszkania. Schody wydały jej się nagle wrogie i podstępne. Na drugim podeście ból stał się zbyt ostry, żeby mogła dalej iść. Usiadła na stopniu i zsuwała się jak niewydarzony alpinista ze stromego zbocza. Pokuśtykała do samochodu i otworzyła drzwi garażu. Stary triumph mknął pod burzącym się niebem do San Francisco Memoriał Hospital. Przy każdej zmianie biegów ból przyprawiał ją o zawrót głowy. Otworzyła okno, żeby chłodne powietrze pomogło jej zachować przytomność.
Saab Paula jechał szybko po California Street. Od wyjścia z restauracji mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Onega położyła rękę na jego nodze i zaczęła łagodnie ją gładzić.
– Nie martw się, to nie może być nic poważnego.
Paul milczał. Skręcił w Market Street i skierował się w stronę Dwudziestej Ulicy. Wybrał się dziś z Onegą na kolację do restauracji na szczycie wieżowca Bank of America. Wtedy zadzwonił telefon. Pielęgniarka poinformowała go, że stan zdrowia Arthura Ashby 'ego pogorszył się i pacjent nie był zdolny podpisać zgody na zabieg, któremu trzeba go było poddać. Ponieważ nazwisko Paula widniało w karcie, to on musiał jak najszybciej pojawić się w szpitalu i podpisać dokumenty. Paul wyraził zgodę już przez telefon. Natychmiast wyszedł z restauracji i teraz jechał przez niemal opustoszałe miasto, mając u boku Onegę.
Triumph zatrzymał się przed wejściem do izby przyjęć. Ochroniarz podszedł do drzwi kierowcy, żeby poinformować, że w tym miejscu parkowanie jest zabronione. Lauren zdążyła tylko powiedzieć, że pracuje w tym szpitalu jako lekarz i że jest ranna, po czym zemdlała. Ochroniarz wezwał pomoc przez walkie – talkie.
Granelli pochylił się nad monitorem, a Fernstein dostrzegł nagły niepokój na jego twarzy.
– Jakieś problemy? – zapytał.
– Lekka arytmia komorowa, im szybciej pan skończy, tym lepiej, chciałbym wybudzić go, kiedy tylko będzie to możliwe.
– Robię, co mogę, drogi kolego. Stojąca za szybą Betty, której udało się znaleźć na chwilę zastępstwo, uważnie obserwowała wszystko, co działo się w sali operacyjnej. Zerknęła na zegarek – Lauren powinna tu być lada chwila.
Paul wszedł do holu izby przyjęć i zgłosił się do rejestracji. Poproszono go, by zaczekał w poczekalni. Przełożona pielęgniarek była w tej chwili na górze, powinna jednak wkrótce wrócić. Onega objęła go i zaprowadziła do sali, w której mogli spokojnie usiąść. Odeszła na moment i wrzuciła monetę do dystrybutora z gorącymi napojami. Wybrała kawę bez cukru i wróciła do Paula, niosąc kubeczek.
– Masz – powiedziała przyjemnym, niskim głosem. – Nie zdążyłeś wypić kawy w restauracji.
– Przepraszam cię za ten wieczór. – Paul uniósł głowę i spojrzał na nią ze smutkiem.
– Nie masz za co przepraszać, a poza tym ryba i tak była niezbyt smaczna.
– Naprawdę? – zapytał zaniepokojony.
– Nie. Ale ważne jest tylko to, że spędzamy tę noc razem, tu czy gdzie indziej. Wypij, zanim wystygnie.
– Że też to się musiało stać akurat dziś, kiedy po raz pierwszy nie mogłem go odwiedzić!
Onega gładziła wzburzone włosy Paula. W jej geście przejawiał się ogrom czułości. A on patrzył na nią jak dziecko zagubione w dorosłym świecie.
– Nie mogę go stracić, mam tylko jego. Onega przyjęła ten cios bez słowa. Usiadła obok Paula i objęła go.
– W mojej ojczyźnie jest taka pieśń, która mówi, że dopóki o kimś myślimy, on nie umiera, więc po prostu myśl o nim, a nie o swoim smutku.
Doktor Stern wszedł do gabinetu numer dwa, zbliżył się do łóżka i wziął kartę zgłoszenia pacjenta.
– Pani twarz wydaje mi się znajoma – powiedział.
– Pracuję tu – odparła Lauren.
– Aleja dopiero się tu przeniosłem, do piątku pracowałem w Bostonie.
– W takim razie nie mogliśmy się spotkać, od tygodnia jestem na przymusowym urlopie, a w Bostonie moja noga nigdy nie stanęła.
– Skoro mowa o nodze… pani stopa paskudnie wygląda, jak pani to zrobiła?
– Idiotycznie!
– A dokładniej?
– Wdepnęłam w kieliszek… na nóżce!
– Ale to, co było w kieliszku, trafiło przedtem do pani żołądka?
– Można to tak ująć.
– Wyniki analiz mówią same za siebie, na szczęście udało mi się znaleźć resztki krwi w pani alkoholu.
– Nie przesadzajmy – obruszyła się Lauren, próbując usiąść – wypiłam tylko trochę bordeaux.
Zakręciło jej się w głowie, poczuła skurcz żołądka i Stern ledwie zdążył podsunąć jej basen. Potem, uśmiechając się, podał jej chusteczkę ligninową.
– Droga koleżanko, kiedy patrzę na wyniki badań laboratoryjnych, trudno mi w to uwierzyć. Dałbym głowę, że wyjadła pani połowę krabów z tej uroczej zatoki i popiła je butelką cabernet sauvignon. Na przyszłość odradzam mieszanie tych dwóch kolorów. Czerwone po białym i cały świat się wali!
– Co pan powiedział? – zapytała.
– Ja, nic, ale pani żołądek… Lauren położyła się i zasłoniła twarz dłońmi, nie rozumiejąc już nic z tego, co się jej przytrafiło.
– Muszę stąd wyjść, i to jak najszybciej.
Читать дальше