Gdy Tony wychodził, był naprawdę zły, ale niewiele mógł na to poradzić. W głębi duszy chyba wiedział, że Mańkut ma rację, ale pewnie nie był z tego zadowolony”.
*
„Był piątkowy lub sobotni wieczór – wspomina Mańkut – Skończył się mój program telewizyjny i byłem w Jubilation. Obok mnie stał Joey Cusumano. Zadzwoniłem do domu. Nikt nie odbierał. Była druga nad ranem.
Powiedziałem Joeyowi, że jadę do domu. To było tylko pięć minut samochodem.
Gdy dotarłem na miejsce, Geri i Stevena nie było. Moja córka leżała przywiązana za kostkę do łóżka sznurem do suszenia bielizny.
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Odwiązuję dziecko. Dzwoni telefon.
– Jak się masz? – To Tony.
– Kiepsko. O co ci chodzi?
– Wyluzuj się. Wyluzuj. Wszystko jest w porządku. Walczycie ze sobą. Chciała porozmawiać o waszych problemach.
Okazało się, że Geri zostawiła Stevena u sąsiadki. Tony poradził, bym się odprężył i przyjechał do Villa Pub.
Jechałem tam, szalejąc z wściekłości. W pubie było dość tłoczno. Tony czekał w drzwiach. Usiłował mnie uspokoić.
– Tylko nie rób przedstawienia – prosi. Stoi między mną a progiem; znam Spilotra i nie mam zamiaru odsuwać go lekceważąco na bok. Zapewniam, że jestem spokojny i wymijam go po drodze.
Geri siedzi w boksie, odwrócona do mnie plecami. Muszę przejść obok i odwrócić się do niej twarzą. Siadam.
Skląłem ją trochę. Była ostrożna. Wypiła za dużo. Powtarzała, że powinienem dać jej spokój. Po pewnym czasie zabrałem ją do domu. Gdy wychodziliśmy z pubu, Tony prosił, bym nie był dla niej zbyt surowy.
– Ona próbuje uratować wasze małżeństwo – dodał”.
*
„Geri była śliczną dziewczyną, ale przez niego zaczęła pić – twierdzi jej przyjaciółka, Suzanne Kloud, charakteryzatorka pracująca na planie programu telewizyjnego Mańkuta. – Każdy by przez niego pił. Przychodził do domu po programie o trzeciej lub czwartej rano, wykopywał ją z łóżka i przez dwie godziny rozmawiał z jedną ze swoich przyjaciółek.
Nie obchodziło go, co ona czuje. Stale zabawiał się z tancerkami i wcale tego nie krył. Geri opowiadała mi, że kiedyś poleciał do Los Angeles i przepuścił u Gucciego czternaście tysięcy dolarów na prezenty dla jakichś tancerek, a innej kupił naszyjnik za siedemnaście tysięcy.
Znalazła rachunki w kieszeniach jego ubrań, gdy zawoziła je do czyszczenia. Jak widać żyła z facetem, któremu nie zależało na spokojnych wieczorach w domowym zaciszu.
Zawsze był obelżywy wobec Geri, jakby jej nienawidził. Kiedyś myślała, że po programie zjedzą razem kolację. Frank stał w otoczeniu swoich pachołków i rozmawiał. Podeszła do nich i mu przerwała. Chwyciła go za ramię. Chciała się dowiedzieć, kiedy wyjdą. Postąpiła idiotycznie. Mańkut wyrwał się jej.
– Nie dotykaj mnie, do kurwy nędzy – warknął do własnej żony w obecności tłumu ludzi.
Wzięłam ją za rękę i poszłyśmy coś zjeść. Zapytałam, dlaczego zrobiła coś takiego – przecież to musiało zakończyć się sceną. Ale Geri chyba zawsze prowokowała takie sytuacje. Wiedziała, co doprowadza go do szału, ale i tak to robiła. Odparła, że nie wie dlaczego. Po prostu musiała to robić.
Chociaż Frank był taki podły, przynosił jej jednak różne rzeczy. Dawał jej niesamowitą biżuterię. Podarował Geri naszyjnik z różowych korali i brylantów, miała też naszyjnik z kocich oczek otoczonych diamentami. Naszyjniki wartości dwustu i trzystu tysięcy dolarów. Geri żyła dla takich prezentów. Gdy ktoś był prostytutką, są one dla niego bożkiem”.
*
„Pamiętam, że oglądałem mecz – wspomina Mańkut. – Wiedziała, że jestem zajęty.
– Jadę do Barbary – powiedziała. Miała podrzucić Stevena do sąsiadów i zabrać ze sobą Stephanie.
Zapytała, czy chciałbym, żeby wracając kupiła mi hamburgera u McDonalda. Odparłem, że się zastanowię. Dała mi numer telefonu do Barbary. Nie miałem go dotąd. Jej siostrzyczka gówno mnie obchodziła. Geri zostawiła numer przy aparacie i wyszła.
Mniej więcej w połowie meczu postanowiłem zadzwonić do Barbary. Miałem zamiar powiedzieć Geri, by przywiozła mi parę hamburgerów.
Okazało się, że Geri jest u McDonalda i kupuje lunch dla Stephanie.
Poprosiłem, żeby zadzwoniła, gdy wróci.
Wracam przed telewizor, ale po półgodzinie wciąż nie mam wiadomości od Geri, a komputer w mojej głowie zaczyna odmierzać czas.
Zadzwoniłem do Barbary i zapytałem, czy Geri wróciła.
– Nie – odpowiada.
Wkurzyło mnie to trochę. Miała kupić Stephanie coś do jedzenia i nie zrobiła tego. Co z lunchem dla mojej córki? Mówię Barbarze:
– Dopilnuj, żeby zadzwoniła po powrocie.
Mija kwadrans. Żadnej wieści.
Znowu dzwonię.
– Okay – mówię. – Wsiądź do samochodu i przywieś Stephanie do domu.
Po czym jadę po Stevena. Gdy dzieci są już w domu, mogę spróbować odnaleźć Geri.
Tego dnia wzięła mój samochód. Był większy niż jej. W samochodzie miałem telefon komórkowy. Na wszelki wypadek dzwonię więc pod ten numer. Ktoś podnosi słuchawkę, słyszę męski, stłumiony przez dłoń głos. Znam ten głos. Znałem przez całe życie. To głos Tony'ego. Nie mogłem się mylić.
Natychmiast się rozłączyłem. O co tu, u diabła, chodzi? Dla pewności zadzwoniłem po chwili pod ten numer ponownie, ale tym razem w centrali usłyszałem, że numer jest wyłączony.
Nie byłem już w stanie oglądać meczu. Pojawił się prawdziwy problem. Jest siódma, ósma wieczór. Geri nie ma. W końcu dzwoni jej manikiurzystka:
– Frank, Geri wpadła w histerię. Zabrakło jej benzyny i musieli ją holować. Czuje, że ci się naraziła.
Zachowałem spokój.
– W porządku – mówię. – Poproś ją do telefonu.
Geri płacze i mówi:
– Kocham cię. Przepraszam.
Powiedziała to niepewnym głosem. Chyba nie wiedziała, że to ja połączyłem się z Tonym w samochodzie, ale nie chciałem jej o tym od razu mówić.
Następnego dnia musiałem wyjechać na parę godzin do Los Angeles. Zapytałem, czy chce polecieć ze mną. Na zakupy. Nie miała ochoty. Chciała pójść do manikiurzystki. Więc zostawiłem ją w domu.
Gdy wróciłem późnym popołudniem, była w domu. Zwróciłem uwagę na jej ręce.
– O?! Nie zrobiłaś sobie manikiuru?
– Nie. Nie miałam ochoty. Padało.
– A co robiłaś?
– Nic takiego. Zjadłam lunch z Barbarą.
– Fajnie – powiedziałem, ale byłem prawie w stu procentach pewny, że wciska mi kit. – Dokąd poszlyście? – Powiedziałem to obojętnie, lecz Geri zaczęła chyba rozumieć, że jej nie wierzę.
– Do klubu.
– Co jadłaś?
Powiedziała, że jakąś sałatkę czy coś w tym rodzaju.
– A Barbara?
Gdy usłyszałem odpowiedź, zaproponowałem:
– W porządku. A teraz zadzwoń do swojej siostry. Chcę ją zapytać, co jadła na lunch.
Geri bierze kawałek papieru, zapisuje na nim numer telefonu swojej siostry i rusza schodami w dół, by dać go gospodyni.
Chwyciłem kartkę z numerem i pytam:
– Nie jadłaś lunchu z Barbarą, prawda?
– Owszem, jadłam.
– Okay, w takim razie zadzwonię do niej – mówię i podnoszę słuchawkę.
– No dobrze, już dobrze – mówi zdenerwowana. – Nie byłam na lunchu z Barbarą.
– Więc co robiłaś?
– Włóczyłam się z paroma przyjaciółkami z dawnych lat. Wiem, że ich nie trawisz, wiec nie chciałam ci mówić. To wszystko.
– Posłuchaj, Geri. Najlepiej, jeśli powiesz prawdę. Czuję, że z kimś byłaś. Wiem to. Oboje wiemy. Mam tylko nadzieję, że nie spotkałaś się z jednym z tych dwóch.
Читать дальше