Nicholas Pileggi
Casino: Miłość i honor w Las Vegas
Przełożył Marek Fedyszak
Chciałbym wyrazić moje uznanie i wdzięczność dla setek ludzi, którzy pomogli mi w pracy nad tą książką, lecz na szczególne podziękowania zasłużyli: Gene Strohlein, Mert Wilbur, Dennis Arnoldy, Jack Tobin, Joseph Gersky, Murray Ehrenberg, Wally Gordon, Oscar Goodman, Emmett Michaels, Mike Simon, William Ouseley, Bud Hall, Bo Dietl, Beecher Avants, Jeffrey Silver, Marty Jacobs, Mike Reynolds, Jeff German, Ed Becker, A.D. Hopkins, Jim Neff, Phil Hannifin, Shannon By – bee, Lem Banker, Dick Odessky, Allen Glick, Matt Marcus, Richard Crane, Loren Steven, Russ Childers, Jack Roberts, Brian i Myra Greenspun, Angela Rich, Manny Cortez, Douglas Owens, Frank Cullotta, Ray LeNobel, Melissa Prophet, Nicky Blair, Lowell Bergman, Tommy Scalfaro, Tim Heider, Scott Malone, Ellen Lewis, Kristina Rebelo, Joey Boston, Manny Cortez, George Hartman, Bobby Kay, Bill Bastorife, Kenny Brown, Bob Vanucci, Claudette Miller, Victor Gregor, Arlyne Brickman, John Manca, Judy Chocolate, Buddy Clark, Joe Coffey, Don Furey, Joe Spinelli, Phil Taylor, Rosalie DiBlasio, Howard Schwartz, Bob Stoldal, Lee Rich, Shirley Strohlein oraz, rzecz jasna, Frank Rosenthal.
„Dlaczego mój samochód się pali?”
„Właśnie zjadłem kolację i wsiadłem do samochodu – opowiadał Frank Rosenthal. – Nie pamiętam, czy przekręciłem kluczyk w stacyjce, ale następną rzeczą, jaką zobaczyłem, były te małe płomienie, wysokie zaledwie na dwa lub trzy cale. Wydobywały się z kanałów dmuchawy. Nie słyszałem huku. Widziałem tylko płomienie odbite w przedniej szybie. Pamiętam, że zadałem sobie pytanie: dlaczego mój samochód się pali? A potem płomienie zaczęły się robić coraz większe.
Wstrząs musiał być na tyle silny, by rzucić mnie na kierownicę, ponieważ miałem uszkodzone żebra, ale nic nie pamiętam. Pomyślałem tylko, że mój samochód ma jakiś mechaniczny defekt.
Nie wpadłem w panikę. Wiedziałem, że muszę wydostać się z wozu. Musiałem uciec od płomieni. Zadzwonić do warsztatu. Sięgnąłem ku klamce. Omal nie spaliłem sobie ręki. Spomiędzy drzwi i fotela strzelały w górę płomienie. Teraz zrozumiałem, że muszę wydostać się z samochodu, bo inaczej już nigdy nie zobaczę moich dzieci. Tym razem chwyciłem klamkę prawą ręką i jednocześnie popchnąłem drzwi ramieniem.
Wypadłem na ziemię. Otaczały mnie płomienie. Paliło się moje ubranie. Płonąłem. Zacząłem się tarzać po ziemi, aż w końcu płomienie zgasły.
Dwaj mężczyźni pomogli mi wstać i odprowadzili mnie na odległość dwudziestu lub trzydziestu stóp od auta. Kazali mi się położyć, ale ja nie chciałem. Powtarzałem bez przerwy, że nic mi nie jest. Uparcie nalegali, bym się położył, i gdy to zrobiłem, odniosłem wrażenie, że wybuchła bomba atomowa. Ujrzałem, jak mój samochód podrywa się na dwie stopy w powietrze, a potem przez jego dach strzelają płomienie wysokości dwóch pięter.
Wtedy właśnie po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że to nie był wypadek. Wtedy właśnie zrozumiałem, że ktoś podłożył bombę w moim wozie”.
*
Zanim jego samochód został wysadzony w powietrze przed restauracją Marie Callender przy East Sahara Avenue 4 października 1982 roku, Frank Mańkut Rosenthal był jednym z najbardziej wpływowych i kontrowersyjnych obywateli Las Vegas. Kierował największymi kasynami w Nevadzie. Zasłynął jako człowiek, który sprowadził totalizator sportowy do Vegas – wyczynem tym zapisał się w miejscowych kronikach jako prawdziwy wizjoner. Był niekwestionowanym mistrzem hazardu, człowiekiem ustalającym typy, perfekcjonistą, który kiedyś wprawił w zdumienie pomocnika kucharza w hotelu Stardust, twierdząc, że każda bułeczka z jagodami musi zawierać co najmniej dziesięć jagód.
Frank Rosenthal przez większość życia unikał kłopotów. Był gońcem, urzędnikiem i bukmacherem chicagowskich hazardzistów i gangsterów, zanim jeszcze osiągnął pełnoletniość. Prawdę mówiąc, przed podjęciem pracy w kasynach w 1971 roku Mańkut miał tylko jedną legalną pracę – w żandarmerii wojskowej w Korei w latach 1956 – 1958, przypuszczalnie jedyną legalną pracę w swoim życiu. W 1961 roku, gdy w wieku trzydziestu jeden lat pojawił się przed waszyngtońską komisją Kongresu badającą wpływ zorganizowanych grup przestępczych na gry hazardowe, trzydzieści siedem razy skorzystał z prawa odmowy zeznań przysługującego na mocy Piątej Poprawki. Nie chciał nawet powiedzieć członkom komisji, czy jest leworęczny – czemu, nawiasem mówiąc, zawdzięczał swój przydomek. Parę lat później uznał powództwo w sprawie o przekupienie koszykarza ligi uniwersyteckiej w Północnej Karolinie – choć nigdy nie przyznał się do winy. Na Florydzie otrzymał zakaz wstępu na tory wyścigów psów i koni za rzekome przekupywanie policjantów w Miami Beach. A w roku 1969 wraz z tuzinem największych bukmacherów w Ameryce został oskarżony przez Departament Sprawiedliwości w sprawie o prowadzenie hazardu międzystanowego oraz szantaż i wymuszenie. Sprawa ciągnęła się przez kilka lat – dopóki adwokat Mańkuta nie doprowadził do oddalenia zarzutów dzięki temu, że John Mitchell, ówczesny prokurator generalny, nie podpisał nakazów założenia podsłuchu, jak tego wymagało prawo. W dniu, w którym sądowe nakazy miały zostać podpisane, Mitchell grał w golfa i kazał swemu asystentowi podrobić własny podpis.
Frank Rosenthal przybył do Las Vegas w 1968 roku z tego samego powodu, co wielu innych Amerykanów – by uciec od swej przeszłości. Las Vegas było miastem bez pamięci, miejscem, do którego jechało się po następną szansę. Było miastem, do którego Amerykanie wyjeżdżali po rozwodzie, po bankructwie, a nawet po krótkim pobycie w więzieniu okręgowym. Stanowiło ostateczny cel dla tych, którzy zdecydowali się przejechać pół Ameryki w poszukiwaniu jedynej w kraju myjni dusz i sumień.
Las Vegas było także miejscem, gdzie każdy mógł się szybko wzbogacić – czymś w rodzaju nafaszerowanego forsą Lourdes, w którym pielgrzymi mieli odkładać swe kule i rozpoczynać życie od nowa. Stanowiło wierzchołek tęczy – amerykański Sezam pełen złota – jedyne miejsce w Stanach, gdzie przeciętny człowiek próbował dokonać cudu. Że niewielkie miał szanse? Owszem, ale dla wielu z tych, którzy zamieszkali w Las Vegas, i dla wielu, którzy przyjechali tu na krótko, najmniejsze szanse w Las Vegas okazały się i tak większe niż te, które otrzymali od życia w rodzinnych stronach.
Las Vegas było magicznym miejscem, neonową stolicą świata. W końcu lat sześćdziesiątych piętno jego mafijnej przeszłości zbladło i wydawało się, że miasto posiada nieograniczone możliwości rozwoju. Bugsy Siegel zginął przecież w 1934 roku. A poza tym nie zabito go w Las Vegas. Został zastrzelony w miejscu oznaczonym teraz kodem pocztowym 90210 – w Beverly Hills.
W początkach lat siedemdziesiątych Las Vegas stało u progu tak gwałtownego rozwoju, że garstka ludzi mówiących z zabawnym akcentem i noszących sygnety na małych palcach nie mogła go zdominować ani nawet poddać swym wpływom – było na to zbyt duże. Znane korporacje, takie jak: Sheraton, Hilton i MGM wraz z bankami inwestycyjnymi z Wall Street i funduszem Drexel Burnham Lambert Michaela Milkena przejawiały coraz większe zainteresowanie Vegas; rozpoczęto realizację wstępnych inwestycji przekształcających to niegościnne w gruncie rzeczy miasto na wschodnim krańcu pustyni Mohave, w którym ziemia nie rodziła, hulał wiatr i tryskały solankowe źródła, w najszybciej rozwijający się ośrodek miejski Stanów Zjednoczonych. Od 1970 do 1980 roku podwoiła się liczba turystów odwiedzających Las Vegas, a ilość gotówki, którą jedenaście milionów ludzi zostawiło w mieście, wzrosła o 273,6 procent, do 4,7 miliarda dolarów. Motorem tego rozwoju były oczywiście kasyna: w roku 1993 odwiedzający miasto pozostawili w nim 15,1 miliarda dolarów.
Читать дальше