Był o dziesięć, może dwanaście lat starszy ode mnie. Zawsze witałem się z nim i pozostałymi profesjonalistami; miałem to szczęście, że wszyscy ze mną rozmawiali. Byłem jeszcze smarkaczem, ale oni widzieli, że podchodzę do sprawy poważnie i że mam talent. Chcieli mi pomóc. Zachowywali się bardzo sympatycznie. Przyjęli mnie do swego grona. Byłem w siódmym niebie.
Z czasem jednak stałem się próżny. Nieźle mi szło. Czułem się świetnie. Zbliżał się dzień meczu koszykówki pomiędzy Northwestern a Michigan. W obydwu szkołach miałem swoich informatorów i byłem naprawdę pewny swego. Podobali mi się gracze Northwestern.
Nie znaczy to wcale, że lubiłem tę drużynę, że byłem jej fanem, że miałem ich proporczyk w swoim pokoju. Po prostu podobali mi się jako przedmiot zakładu. Właśnie tym były dla mnie wszystkie drużyny – przedmiotami zakładów. Czekałem na ten mecz, wyglądałem go niecierpliwie.
Tak więc postawiłem na zwycięstwo Northwestern. Sprzedano wszystkie bilety. Wszedłem na salę i ujrzałem Hymiego Asa. Hymie wiedział o basketballu więcej niż ktokolwiek inny na świecie. Witamy się. Zostało dziesięć minut na ostatnie rady.
Powiedziałem Asowi, że postawiłem na Northwestern i zapytałem, kogo on typuje. Byłem tak pewny swych informacji, że uczyniłem coś, co nazywam potrójną rozgrywką – postawiłem dwa tysiące dolarów. Na tyle pozwalał stan mojej kasy. Pojedyncza rozgrywka oznaczała dla mnie wtedy dwieście dolarów, podwójna gra pięćset, a potrójna dwa tysiące. Pamiętaj, że byłem jeszcze dzieckiem. To stanowiło mój limit. Mówimy o czasach, gdy miałem wszystkiego osiem kawałków.
– Co takiego? Dlaczego stawiasz na Northwestern? – pyta zdziwiony Hymie. – Nie wiesz o Johnnym Greenie?
– O kim?
– O Johnnym Greenie. Co się z tobą dzieje?
Johnny Green to czarnoskóry gracz, który przez cały sezon był niezdolny do gry. Okazało się, że nagle, parę dni przed meczem, odzyskał siły. Nie miałem o tym pojęcia.
– Green zbierze wszystkie piłki z tablic – rzekł As, a mnie zrobiło się słabo.
Pobiegłem do telefonu, ale w hali były tylko dwie budki i przy każdej czekało po dwadzieścia parę osób. Liczyłem na to, że uda mi się wycofać część zakładów. Pozbyć się ich. Zmniejszyć straty. Sterczę w kolejce, gdy słyszę głos spikera i wiem, że koniec ze mną, że nie wyjdę z tego cało.
Wracam i siadam. Obserwuję Greena. Tak jak przewidział As, Johnny panował pod obydwiema tablicami. W połowie meczu uznałem, że dość się napatrzyłem. Chłopcy z Michigan roznieśli Northwestern. As odrobił zadanie domowe, ja przyszedłem nie przygotowany.
Hymie wiedział o tym, że Green jest zdolny do gry; wiedział też, jakiego rodzaju jest graczem, wiedział, że to mistrz zbiórek, że to żywioł, który potrafi zmieść Northwestern. Green został później jednym z najlepszych amerykańskich koszykarzy zawodowych.
Dostałem cholernie dobrą nauczkę. Okazało się, że wcale nie jestem taki bystry, jak myślałem. Za bardzo polegałem na ludziach. Dałem im władzę decydowania za mnie. Uświadomiłem sobie, że jeżeli chcę poświęcić się hazardowi, stanąć do walki z najlepszymi bukmacherami, słuchanie innych nie wchodzi w grę. Jeżeli miałem zarabiać tym na chleb, musiałem sam główkować i sam wszystko robić.
Zacząłem od uniwersyteckich lig koszykówki i futbolu. Zaprenumerowałem wszystkie uczelniane gazety i codziennie czytywałem kolumny sportowe. Wydzwaniałem do reporterów i wymyślałem rozmaite preteksty, by zdobyć dodatkowe informacje, które nie trafiły do gazet.
Początkowo nie mówiłem im, po co mi te informacje, ale dość szybko pojęli w czym rzecz. Znalazłem tam paru bystrych młodych chłopaków i woziłem ich ze sobą. Gdy wygrywałem, odpalałem im parę dolarów. Po pewnym czasie miałem całą siatkę ludzi, którzy dostarczali mi informacji o rozgrywkach uniwersyteckich.
Gdy byłem starszy, zacząłem jeździć na mecze z magnetofonem. Miałem swoich obserwatorów. Kazałem paru z nich, by przyglądali się określonym elementom gry. Na przykład mieli za zadanie obserwować tylko dwóch lub trzech graczy. Nie obchodziła mnie cała reszta. Musieli obserwować tych, których poleciłem im obserwować. Po meczu zbierałem ich notatki. Potem leciałem do następnego miasta, w którym grała ta drużyna i znowu obserwowałem. Porównywałem ustawienia zespołów. Końcowy wynik meczu nigdy nie jest najważniejszą sprawą, jeżeli chcesz zarabiać, a nie tracić pieniądze. Wiedziałem, czy dany gracz odniósł kontuzję stawu skokowego i czy gra wolniej niż zwykle. Wiedziałem o chorobie quarterbacka * . Wiedziałem, czy jego dziewczyna zaszła w ciążę albo czy rzuciła go dla innego. Wiedziałem, czy pali trawkę, czy wącha prochy. Dowiadywałem się o kontuzjach, o których nie pisała prasa. I o kontuzjach, które gracze skrywali przed trenerami.
Mając takie informacje, bez trudu wyłapywałem błędne typy bukmacherów. Nie winiłem ich jednak. Obsługiwali wiele dyscyplin sportu i wiele meczów. Ja zaś koncentrowałem się. zaledwie na paru. Wiedziałem wszystko, co można było wiedzieć o pewnej ograniczonej liczbie spotkań i nauczyłem się jednej ważnej rzeczy: że nie można obstawiać każdego meczu. Czasem możesz obstawić tylko jedno bądź dwa spotkania z czterdziestu czy pięćdziesięciu. Nauczyłem się, że niekiedy przez cały weekend może nie trafić się szansa na prawidłowe obstawienie. W takim wypadku nie obstawiałem w ogóle albo zakładałem się o małe stawki.
Kręciłem się koło sklepu z cygarami przy Kinzie. Prowadzili go George i Sam. Od frontu sprzedawali cygara i inne rzeczy, ale na zapleczu mieli telegraf Western Union, telefony i totek. W tamtych czasach George i Sam posiadali najświeższe informacje. W sezonie baseballowym lista rozpoczynających mecz miotaczy docierała do nich telegraficznie tuż przed pierwszym gwizdkiem.
George i Sam byli naprawdę wspaniałymi bukmacherami. Przyjechali do Chicago z Tarrytown w stanie Nowy Jork i otrzymali zgodę władz na prowadzenie totalizatora. Był ogólnie dostępny. Mieli nawet pozwolenie kapitana lokalnego komisariatu policji na prowadzenie gry w pokera, co było surowo zakazane przez prawo.
Prowadzili bar i serwowali darmowe napoje i posiłki. Telegraf terkotał na okrągło. Przypominał dalekopis giełdowy. Bukmacherowi niełatwo było dostać telegraf Western Union. Sprzedawano je redakcjom gazet, takie było ich przeznaczenie, ale jeżeli ktoś złożył w tej firmie określone dokumenty i wiedział, jak za tym chodzić, udawało mu się w końcu zdobyć telegraf. Wtedy byłem na tyle głupi, że usiłowałem zainstalować go we własnym domu i odprawiono mnie z kwitkiem.
George i Sam działali samodzielnie, a mimo to opłacali się gangsterom. Wtedy opłacały się im wszystkie salony gier i totalizatora. Bukmacherzy brali na siebie policjantów, a ci brali na siebie gangsterów. Ale czasami gangsterzy brali na siebie policjantów. W rezultacie wszyscy brali na siebie wszystkich tak długo, jak długo wszyscy zarabiali pieniądze.
Gdy miałem dziewiętnaście lat, dostałem posadę urzędnika w Angel – Kaplan, serwisie sportowym Billa Kaplana. Doskonały układ. Cały dzień wisieliśmy na telefonach obstawiając, przekazując informacje o zakładach lub bilansując typy. I w ten sposób ludzie z całego kraju byli ze sobą związani. Emerytowani pracownicy firmy telefonicznej założyli na nasze zlecenie specjalne linie telefoniczne. Wszyscy znaliśmy swoje głosy i pseudonimy, ale po pewnym czasie człowiek poznaje prawdziwe nazwiska.
Jestem młodym chłopakiem i wciąż mieszkam w Chicago, ale teraz współpracuję z największym wówczas biurem bukmacherskim w Stanach – biurem Gila Beckleya w Newport w stanie Kentucky. Gil miał w ręku całe miasto: gliniarzy, polityków, wszystkich.
Читать дальше