W końcu pojawia się Tony wraz z Frankiem Schweihsem i Joeyem Hansenem. Nawiasem mówiąc, Frank siedzi teraz w mamrze. To naprawdę groźny facet. Niemiec. Prawdziwy bandyta. Okropnie kuśtykał, bo kiedyś przez przypadek postrzelił się w nogę; wypalił mu pistolet, który trzymał za pasem. Schweihs miał około sześciu stóp wzrostu i muszę przyznać, że był chyba najpodlejszym sukinsynem, jakiego znałem. Najpodlejszym. Mówię o wszystkich ludziach, jakich kiedykolwiek spotkałem.
Frank nie znosił mnie. Wściekle nienawidził żydów. Zresztą, nikogo nie darzył sympatią. Nienawidził nawet Spilotra, ale jednocześnie się go bał. Nie sądzę, by Tony wiedział, jak bardzo Schweihs go nienawidzi, ale ja wiedziałem.
Tony traktował go jak szmatę. «Zrób to, zrób tamto!» Ubliżał mu. Widziałem raz, jak Schweihs wpadł we frustrację w pokoju hotelowym, w którym Tony go zwymyślał, nakrzyczał na niego i szturchnął kilka razy w pierś. Niemiec złapał się za uszy i zaczął walić głową o ścianę. Byłem tego świadkiem. A Tony tylko się śmiał.
Gdy w końcu dotarliśmy do domu Buccieriego, nie mieliśmy czasu nawet na wypicie filiżanki kawy. Fiore stracił już nadzieję, że nas zobaczy. Wybrał się na konną przejażdżkę. Musiał wrócić i zsiąść z konia, byśmy mogli porozmawiać chociaż przez parę chwil. Myślę, że przede wszystkim chciał się ze mną pożegnać. Uściskaliśmy się, wsiadłem z powrotem do samochodu i ruszyliśmy na lotnisko.
Zbeształem Tony'ego, że się spóźnił. Przez niego dałem plamę przed Fiorem i w dodatku zanosiło się na to, że nie zdążę na samolot do Vegas. Do kurwy nędzy! W tamtych czasach bezpośrednich lotów z Chicago do Vegas było bardzo niewiele.
Spilotro nic nie mówi, ale zaczyna przyśpieszać. Wjeżdżamy na autostradę. Musisz wiedzieć, że Tony był świetnym kierowcą, to jeden z jego atutów. No i teraz grzeje dziewięćdziesiąt parę mil na godzinę. Jest duży ruch. Przed nami masa samochodów. Siedzę obok Tony'ego i mam sakramenckiego pietra. Z tyłu zajęli miejsca Schweihs i Joey Hansen. Też są spietrani. A na dodatek rozlegają się syreny. Gliny.
Gdy tylko usłyszałem wycie kogutów, powiedziałem:
– Niech to szlag! Teraz na pewno spóźnię się na ten cholerny samolot!
Tony zachował absolutny spokój.
– Na nic się, kurwa, nie spóźnisz. Tylko się zamknij!
Syreny wyją coraz głośniej, ale Tony nawet nie zwalnia. Teraz ścigają nas dwa policyjne radiowozy. A my im uciekamy. Tony utrzymuje dystans przez wiele mil, z piskiem opon wymijając samochody i powtarzając cały czas:
– Nie martw się. Zdążysz na ten swój samolot. Nie martw się.
I w końcu, z doganiającymi nas radiowozami na karku, wpada na lotnisko i zatrzymuje się dokładnie przed moim terminalem. Mówi Schweihsowi, by się pośpieszył i nadał mój bagaż. Potem każe Joeyowi biec na górę i stanąć przy bramce.
Schweihs wyskoczył z wozu i poszedł na czoło kolejki z moimi torbami. Gdy facet z obsługi zwrócił mu uwagę, Frank rzucił mu coś w odpowiedzi i tamten od razu spotulniał. A Joey popędził do bramki i zmusił ich, by ją dla mnie otworzyli.
Nie wyobrażasz sobie, jaką ulgę poczułem na samą myśl, że uciekłem tym maniakom, znalazłem się w samolocie i odleciałem do Vegas”.
*
Mańkut był w drodze do Vegas, a za nim wysłano listę zarzucanych mu czynów. Chicagowska Komisja ds. Przestępczości zamierzała ostrzec policję w Las Vegas, że Frank Mańkut Rosenthal, trzydziestoośmioletni mafijny bukmacher, spec od typowania wyników i bilansowania zakładów, ma przybyć do ich miasta. Komisja przesyłała resume członków gangów i ich współpracowników zgodnie z normalną procedurą dotyczącą nieoficjalnego programu wymiany informacji, który realizowano od lat. Policja w Las Vegas otrzymała informację, że Frank Rosenthal ma na swym koncie co najmniej tuzin aresztowań za uprawianie hazardu i żadnego wyroku skazującego, że w 1961 roku uznał powództwo w sprawie o usiłowanie przekupstwa w Północnej Karolinie i że zeznając przed parlamentarną podkomisją badającą powiązania mafii z organizatorami gier hazardowych trzydziestosiedmiokrotnie skorzystał z prawa odmowy zeznań przysługującego na mocy Piątej Poprawki.
„Nie minął jeszcze nawet tydzień, odkąd mieszkałem w Las Vegas, a już ktoś puka do moich drzwi – wspomina Rosenthal. – Pamiętam, że miałem wtedy grypę. Okazało się, że to gliny.
Wpuściłem ich do środka i pytam:
– Czym mogę panom służyć?
– Jesteś aresztowany.
– Za co?
– Za włamanie – słyszę w odpowiedzi.
– Zwariowaliście! – wołam. Jestem szczerze zdziwiony. Wiem, że nic nie zrobiłem.
– Nie wymądrzaj się – mówią i zakładają mi kajdanki. Wyprowadzają mnie z hotelu przez hall i zawożą na komendę główną policji miejskiej. Trafiam do gabinetu Gene'a Clarka.
Za biurkiem siedział Clark. Szef wydziału dochodzeń. Zimna krew. Wielki mocny chłop.
– Nie wyglądasz na takiego twardziela, jak głosi fama – oświadcza na dzień dobry.
– W pełni się z panem zgadzam.
– Po co ten sarkazm?
– To żaden sarkazm.
Widzę, że daje znak głową detektywom, którzy mnie przyprowadzili. Wychodzą z pokoju. Zostaję z nim sam na sam, ze skutymi rękami.
– Chcę, żebyś wyniósł się z tego miasta do północy i więcej nie wracał. Nie chcemy tutaj takich jak ty. Rozumiesz?
– Chyba tak.
– Więc kiedy wyjedziesz?
– Nie wiem.
Na to on wstaje od biurka, zachodzi mnie od tyłu i nagle chwyta za gardło i zaczyna dusić. Zaczynam tracić oddech. Kręci mi się w głowie. Czuję, że zaraz zemdleję. I wtedy mnie puszcza.
– Chyba dotarło to do ciebie, Mańkucie – mówi. Nazwał mnie Mańkutem. – Zniknij stąd przed północą, bo na pustyni jest wiele dołów, a chyba nie chcesz znaleźć się w jednym z nich, co?
Gdy mnie wypuścili, zatelefonowałem do mojego przyjaciela Deana Shandella, pracującego w Caesar's Palace. Dean był dość grubą rybą. Miał dojścia. Świetny gość. Wiedziałem, że jest w bliskich stosunkach z szeryfem. Opowiedziałem mu o tym, co się stało. Zaproponował spotkanie w Gallery. Jest ósma, może dziewiąta wieczór. Wszedłem do sali klubowej i zaczęliśmy rozmawiać.
– Co tu się dzieje? – zapytałem. – Dlaczego aresztowano mnie we własnym pokoju za włamanie?
W tym momencie unieśliśmy wzrok i kogo zobaczyliśmy? Szefa wydziału dochodzeń, Gene'a Clarka, i dwóch detektywów, którzy mnie wcześniej zgarnęli.
– Masz słabą pamięć, prawda? – mówi Clark. – Ostatni samolot ma właśnie odlecieć.
Dean wstał i zapytał:
– Może zostawicie go w spokoju?
– Pilnuj własnych spraw – odpowiada mu na to Clark. – To rada szeryfa. – To powiedziawszy, znowu mnie aresztował. Po nocy spędzonej w kiciu nazajutrz rano wpakowali mnie do samolotu i poleciałem do Chicago.
Po paru dniach wydzwaniania po znajomych załatwiłem sobie możliwość powrotu. Szeryf powiedział Deanowi, że przyczepili się do mnie tylko dlatego, że miałem tak skandaliczną opinię. FBI i chicagowska policja twierdzili wprawdzie, że jestem związany ze wszystkimi istniejącymi organizacjami przestępczymi, ale naprawdę byłem wówczas wolnym strzelcem. Tak więc wróciłem.
Wprowadziłem się do hotelu Tropicana. Przesiadywałem w swoim pokoju, czytając gazety, albo w biurze bukmacherskim Rose Bowl z Jerrym Zarowitzem i Elliottem Price'em. Biuro znajdowało się vis à vis kasyna i dawało możliwość obstawiania i przyjmowania zakładów. Stamtąd właśnie obstawiałem swe typy. Wieczorami chodziłem do Gallery w Caesar's Palace i włóczyłem się z takimi ludźmi jak Blacky Toledo, Bobby Piącha, Jimmy Caselli i Bobby Martin.
Читать дальше