Cormac McCarthy - Dziecię Boże

Здесь есть возможность читать онлайн «Cormac McCarthy - Dziecię Boże» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dziecię Boże: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dziecię Boże»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Prowadziła go zła gwiazda… Stał na rozstaju dróg, poza społeczeństwem, ponad prawem, ponad moralnością. Niekochany, niechciany. Mordował, przekroczył próg zła, odkrył w sobie bestię. Lester Ballard w peruce z wyschłego skalpu ludzkiego, ubrany w bieliznę należącą do swych ofiar. Lester Ballard, „dziecię boże, stworzone na wzór i podobieństwo twoje”. Powieść dla osób o mocnych nerwach. Tylko dla dorosłych.

Dziecię Boże — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dziecię Boże», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kiedy śnieg przestał padać, Ballard chodził tam codziennie. Obserwował ze swojego oddalonego o kilometr wzniesienia, patrzył, jak Greer wychodzi z domu po drewno, do stodoły lub do kurnika. Kiedy znikał mu w domu, Ballard błąkał się bez celu po lesie i mówił do siebie. Snuł dziwne plany. Drepcząc w swoich buciorach, zadeptywał ślady mniejszych stworzeń. Musiały przebiegać tamtędy myszy lub polujące nocą lisy. Z pozoru tylko gołąb, a w istocie sowa lecąca na żer.

Od dawna nosił damską bieliznę swoich ofiar, ale teraz zaczął się też pokazywać w wierzchnich ubraniach. Gotycka lalka w niedopasowanych strojach, której jaskrawe, karminowe usta płynęły niejako w oderwaniu na tle białego pejzażu. U podnóża dolina z nielicznymi pordzewiałymi dachami i smużkami dymu. Droga przez białą dolinę przypominająca maźniętą wstęgę błota, a za nią zwały gór z czarnymi jazami zimowych konarów i ciemnozielonymi cedrami.

Zostawiał po sobie ślady z odciśniętą krwistą czerwienią z jaskini, ale jaskiniowe błoto bladło w skos stoku, jak gdyby śnieg oczyszczał mu nogi, doprowadzając do suchych białych śladów na białym podłożu. Znów przyszła fałszywa wiosna z ciepłym wiatrem. Śnieg stopniał do spłachetków szarego lodu wśród mokrych liści. Wraz z nastaniem odwilży w odmętach jaskini ocknęły się nietoperze. Pewnego wieczoru Ballard, leżąc na barłogu przy ognisku, zobaczył, jak wyfruwają z ciemnego tunelu i wlatują przez otwór nad głową, trzepocząc opętańczo w popiele i dymie, niczym dusze, które wzbiły się z Hadesu. Kiedy zniknęły, patrzył w hordy zimnych gwiazd rozpostarte w dymniku i zastanawiał się, z czego są zrobione albo z czego on jest zrobiony.

III

To tam, szeryfie – powiedział zastępca szeryfa.

Dobra. Dojedziemy do końca i zawrócimy.

Jechali drogą pełną głębokich kolein, trochę się przy tym ślizgali i rozwijali długie wstęgi mokrego błota spod kół, aż dotarli do pętli na końcu drogi. W drodze powrotnej widzieli wyboje, na których zjechali w zarośla, przygniecione młode drzewka i ślady poślizgów z górskiego zbocza.

Tam leży – powiedział zastępca.

Przewrócony na bok samochód leżał w głębokim wąwozie, trzydzieści metrów niżej. Szeryf wcale nie patrzył w tę stronę. Oglądał się na drogę i na polanę.

Szkoda, że nie przyjechaliśmy tu trzy dni temu, kiedy na ziemi jeszcze leżał śnieg – powiedział. – Zejdźmy i zobaczmy.

Stanęli na boku samochodu, otworzyli drzwi, zastępca wsunął się do środka.

Cholera, tu nic nie ma, szeryfie – zameldował.

A w schowku?

Nic.

Poszukaj pod siedzeniami.

Już szukałem.

No to poszukaj lepiej.

Wyszedł spod samochodu z zakrętką butelki w ręce. Dał ją szeryfowi.

Co to takiego? – zapytał szeryf. Tyle znalazłem. Szeryf spojrzał na zakrętkę. Otwórzmy kufer – powiedział. W bagażniku znaleźli zapasowe koło, łyżkę do opon, klucz krzyżakowy do kół, szmaty i dwie puste butelki. Szeryf stał z rękami w kieszeniach i patrzył na wąwóz za drogą.

Gdybyś chciał się wydostać stąd na szosę – powiedział – a na pewno byś chciał, to którędy byś poszedł?

Zastępca pokazał palcem.

Poszedłbym do góry tym żlebem – odparł.

Ja też – powiedział szeryf.

A on, według ciebie, którędy poszedł?

Nie mam pojęcia.

A co jego matka mówiła, że odkąd go nie ma?

Od niedzieli wieczora.

I dziewczyna na pewno z nim była?

Tak ludzie gadają. Podobno byli po słowie.

Może zwiali przez las albo co.

Ale nie było ich w samochodzie – powiedział szeryf.

Nie było?

Nie.

No to jak samochód się tu znalazł?

Może ktoś go tu zepchnął.

A może uciekli razem. Lepiej się dowiedz, ile był winien za ten wóz. Może w tym tkwi…

Dowiedziałem się. Wóz jest spłacony.

Zastępca szeryfa kopnął butem kilka kamyków. Podniósł wzrok.

No to na twój rozum, gdzie oni się podziali?

Na mój rozum podziali się tam, gdzie ta dziewczyna chciała się podziać z chłopakiem, którego tu znaleźliśmy.

No, ale ona niby prowadzała się z tym młodym Blalockiem, z którym gadaliśmy.

Wiesz, jak jest. Teraz młodzi bardzo się uwijają. Chodźmy tam na górę.

Doszli do polany, gdzie droga zawracała. Z drugiej strony, na skraju drogi, znaleźli w błocie ślady butów. Dalej, na pętli, znaleźli kolejne. Szeryf tylko pokiwał głową.

I co ty na to, szeryfie? – spytał zastępca.

Ano nic. Ktoś mógł zejść na bok, żeby się odlać. – Patrzył się na drogę. – Powiedz, jak ci się widzi? Czy gdybyś miał zepchnąć stąd samochód, doturlałby się aż tam, gdzie zaparkowaliśmy przedtem, zanim zjechałby z drogi?

Zastępca spojrzał za jego wzrokiem.

Może – powiedział. – Może i tak.

I ja tak myślę – zawtórował mu szeryf.

Kiedy Ballard szedł w stronę półciężarówki, nowe buty grzęzły mu w błocie. Niósł strzelbę pod pachą i latarkę w ręce. Otworzył drzwi auta, zaświecił i uwięził w żółtym snopie światła białe twarze dwojga młodych ludzi w objęciach.

Dziewczyna odezwała się pierwsza.

On ma strzelbę – ostrzegła.

Ballard patrzył otępiały. Jakby ich wszystkich los rzucił tam w jakimś celu, niekoniecznie zgodnym z celem, który przyświecał jemu.

Pokaż mi prawo jazdy.

Nie jesteś z policji – obruszył się chłopak.

Już ja będę o tym decydował – powiedział Ballard. – Co wy tu robicie?

Tak tylko się tu zatrzymaliśmy – odparła dziewczyna. – Na ramieniu miała gałązkę ażurowej paproci i dwie różyczki z burgundowej krepy.

Chcieliście się ruchać, co?

Patrzył bacznie na ich twarze.

Licz się ze słowami – zmitygował go chłopak.

Chcesz się bić?

Odłóż strzelbę, to się zmierzymy.

Podskakujesz? – spytał Ballard.

Chłopak przekręcił kluczyk w stacyjce, próbował zapalić silnik.

Zgaś! – zażądał Ballard.

Silnik nie zaskoczył. Chłopak podniósł rękę, jak gdyby chciał uderzyć w lufę, kiedy Ballard strzelił mu w szyję. Chłopak upadł bokiem na kolana dziewczyny. Dziewczyna stuliła dłonie i podłożyła mu pod brodę.

O nie! – zawołała.

Ballard załadował kolejny nabój do komory.

Mówiłem temu durniowi – powiedział. – Nie mówiłem? Że też ludzie nie chcą słuchać!

Dziewczyna spojrzała na chłopaka, potem na Ballarda. Podniosła ręce do góry, jak gdyby nie wiedziała, co z nimi zrobić.

Dlaczegoś to zrobił? – zapytała.

Sam się prosił – odparł Ballard. – Toż mówiłem durniowi.

O Boże! – zawołała dziewczyna.

Wysiadaj!

Co?

Chyba wyraźnie mówię. Wysiadaj!

Czego chcesz?

Już moja w tym głowa. Jak będzie trzeba, to się dowiesz.

Dziewczyna zepchnęła chłopaka z kolan, przesunęła się w drugi koniec siedzenia i wysiadła prosto w błoto na drodze.

Odwróć się! – zażądał.

Co chcesz zrobić?

Odwróć się i nie pytaj!

Muszę za potrzebą – powiedziała dziewczyna.

Tym się teraz nie martw – odparł Ballard.

Odwrócił ją za ramię, przyłożył wylot lufy z tyłu czaszki i wypalił.

Upadła, jakby w całym ciele roztopiły się kości. Ballard usiłował ją złapać, ale rąbnęła w błoto. Chwycił za sukienkę na karku, żeby dziewczynę podnieść, ale materiał rozszedł mu się w garści, i w końcu, żeby podnieść ją pod pachami, musiał oprzeć strzelbę o zderzak półciężarówki.

Szedł tyłem, spoglądając przez ramię, zaciągnął ją w krzaki. Głowa jej się kiwała, po szyi ciekła krew, a gdy ją tak wlókł, zsunęły jej się buty. Charczał, z białek oczu wyzierała dzikość. Położył dziewczynę w lesie kilkanaście metrów od szosy, rzucił się na nią i zaczął całować jeszcze ciepłe usta i obmacywać ją pod ubraniem. Wtem przestał i podniósł się. Zadarł jej spódnicę, zajrzał pod spód. Dziewczyna się zsikała. Zaklął, ściągnął jej majtki, wytarł jasne uda rąbkiem spódnicy. Spodnie miał spuszczone do kolan, kiedy usłyszał, że półciężarówka rusza.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dziecię Boże»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dziecię Boże» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Cormac McCarthy - Child of God
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Orchard Keeper
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Cities of the Plain
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Crossing
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Sunset Limited
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - En la frontera
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Droga
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Road
Cormac McCarthy
Cormac Mccarthy - No Country For Old Men
Cormac Mccarthy
Cormac McCarthy - All The Pretty Horses
Cormac McCarthy
Отзывы о книге «Dziecię Boże»

Обсуждение, отзывы о книге «Dziecię Boże» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x