Joanne Harris - W Tańcu
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanne Harris - W Tańcu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Tańcu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Tańcu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Tańcu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Tańcu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Tańcu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Christine – powiedział Jack. – Chyba musimy porozmawiać.
Ale Christine nie słuchała. I tylko stojący przy drzwiach Duży Al dostrzegł na jej ustach przelotny, groźny uśmieszek.
Wśród drobiazgów rozrzuconych na toaletce znalazła drugie futrzane kajdanki, cyfrowy aparat fotograficzny oraz rolkę czarnej taśmy klejącej. Rozpracowanie aparatu okazało się dziecinnie łatwe, zajęło jej kilka minut. Zrobiła kilka zdjęć pod różnym kątem, poprawiając niekiedy fałdy pościeli i wygładzając marszczenia na miękkiej skórze. Wypisz, wymaluj profesjonaliści, pomyślała z rozbawieniem. Pasują do siebie jak ulał…
– Chyba rozpocznę własną działalność – powiedziała, chowając aparat do kieszeni. – Moje udziały w firmie, wraz z połową udziałów Jacka, dadzą na początek niezłą sumkę. – Po patrzyła na męża, który wił się na łóżku, czerwony jak burak. Jaki to przyjemny widok, dla odmiany, pomyślała.
Wciąż nie mogła jednak zrozumieć, co jest takiego uwodzicielskiego w tych gadżetach. A jednak wszystkiego warto choć raz spróbować, doszła do wniosku. – Najprawdopodobniej poprowadzę sprzedaż przez Internet – dodała z namysłem. – Jak widać, ten system doskonale się sprawdził. Poza tym – pochyliła się i z uśmiechem zerwała taśmę kneblującą usta kochanków – szkoda zmarnować takie dobre zdjęcia.
– Nie zrobisz tego – warknął Jack, wyprowadzony z równowagi.
– Zrobię – odparła Christine.
– Niby jak? Sama?
Christine popatrzyła na Dużego Ala.
– Niezupełnie – powiedziała.
Al uśmiechnął się szeroko i oblał rumieńcem, a następnie chwycił ją w objęcia. Christine z zadowoleniem wpadła w rozłożyste ramiona, rozkoszując się dotykiem kogoś tak dużego, znacznie potężniejszego od niej. Pomimo albo właśnie za sprawą swych gabarytów Al wydał jej się niezwykle pociągający; doświadczyła uczucia „namacalności”, które nachodziło ją wieczorami podczas pracy. Z tą drobną różnicą, że teraz nie była samotna. Spłynęło to na nią niczym olśnienie. Gdy uniosła wzrok, napotkała ciepłe spojrzenie brązowych oczu i serce zaterkotało jej jak maszyna do szycia. Z wysiłkiem wyplątała się z objęć Ala i ponownie skierowała wzrok na toaletkę. Mają mnóstwo czasu, by rozkoszować się sobą nawzajem, lecz zanim to nastąpi, musiała zrobić coś ważnego. Postawić kropkę nad i.
– Rozwiążcie mnie wreszcie, kretyni – burknął Jack.
W czarnej skórze i kajdankach usiłował wyglądać dostojnie, ale nie bardzo mu to wychodziło.
– Chwileczkę, kochanie – odrzekła Christine. Wzięła z toaletki jakiś przedmiot i z uśmiechem podeszła do łóżka.
Nie była do końca pewna, co to jest ani do czego służy, lecz widok tylnej klapki w spodniach nieodparcie nasuwał rozwiązanie zagadki.
Ostatni pociąg do Dogtown
Ludzie często pytają, skąd pochodzą moje pomysły. Uważam, że istotniejsze jest to, dokąd zmierzają. Zaczęłam pisać to opowiadanie na hotelowej papeterii w zapuszczonym motelu w Georgii podczas amerykańskiej promocji mojej ostatniej powieści. Skończyłam je dwa tygodnie później, w pociągu. Nie jechałam wówczas do Dogtown, ale i tak tam dotarłam.
Neil K. miał za sobą ciężki wieczór. Ponad tysiąc osób na uroczystości wręczania nagród i pięćdziesiąt na konferencji prasowej, po której przyszła kolej na autografy, konwencjonalne uściski dłoni oraz uśmiechy do kamery. Cholerny motłoch, pomyślał, kiedy pociąg zatrzymał się z lekkim szarpnięciem. Nie spocznie, dopóki nie wyssie człowieka do ostatniej kropli.
Mógł się tego spodziewać. Miał trzydzieści dwa lata i fotogeniczną twarz, publikował w czterdziestu krajach i otrzymał szereg zaszczytnych nagród – nie wspominając o dwóch lukratywnych kontraktach na filmy, których, jak twierdził, nie oglądał. Krótko mówiąc, był świętym Graalem świata wydawniczego, fenomenem literackim, a zarazem obiektem powszechnego uwielbienia.
Co nie znaczy, że na to nie zapracował. Jego powieść, kiedy wreszcie ujrzała światło dzienne, olśniła krytyków dojrzałością, czytelników zaś ujęła wdziękiem i oszczędnością środków. Przemyślana w najdrobniejszym szczególe, nie zawierała ani jednego zbędnego wyrazu czy wybujałej myśli. K. spalił wszystkie brudnopisy i juwenilia, usunął wszelkie ślady młodzieńczego niepokoju i niezdarności. Precz z przysłówkiem i przymiotnikiem, koniec prymatu hiperboli i wykrzyknika. Styl K. był krystalicznie czysty. Wypieszczony. I na wskroś nowoczesny. Jednym słowem taki, jak on sam.
K. wyjrzał w półmrok. Gdziekolwiek stanęliśmy, na pewno nie jest to King’s Cross, stwierdził w duchu. W odległości kilku jardów świeciło się czerwone światło. Wydawało mu się, że w tle majaczy zarys peronu, drzewa oraz budynek z jasnego drewna, z przesadnie ozdobnym zwieńczeniem, przywodzącym na myśl piernikową chatkę. Panowała głucha cisza, niezmącona nawet szumem silnika. Naraz zgasły światła i w wagonie zapadła ciemność.
Nie ma prądu, pomyślał K. Na pewno awaria, może spięcie albo semafor przestał działać. Zaraz przyjdzie konduktor z przeprosinami. K. nie omieszka powiedzieć mu do słuchu; wydawcy nie po to zapłacili za pierwszą klasę, żeby tkwił po ciemku w szczerym polu.
Lecz mijały minuty i nikt się nie zjawiał. K. wyjął komórkę. Dochodziła jedenasta, telefon miał naładowaną baterię, lecz był poza zasięgiem. Wreszcie K. wstał i z rosnącym zaniepokojeniem ruszył korytarzem.
Pociąg był pusty.
Musieli go przeoczyć. Zostawili na bocznicy w przekonaniu, że wszyscy pasażerowie wysiedli. Poirytowany K. otworzył drzwi i wyjrzał na wyludniony peron. W takim miejscu nie miał co liczyć na taksówkę, ale w pobliżu na pewno była jakaś wioska albo przynajmniej droga, gdzie znajdzie transport. Tak czy siak, nie uśmiechało mu się iść torami ani siedzieć w pustym pociągu. Inne rozwiązanie nie wchodziło w rachubę. Może za drzewami odzyska zasięg.
Jeszcze raz spojrzał na semafor: nadal paliło się czerwone światło. Pod nim dostrzegł tablicę z literami DT1, niżej zaś ręcznie wymalowany na desce napis DOGTOWN.
Nazwa coś mu mówiła, ale nie pamiętał, skąd ją zna. Może ze starego filmu? Pewnie dzieciaki zawiesiły tablicę podczas zabawy w Indian i kowbojów. Dom rzeczywiście przypominał nieco budynek z westernu; w dzień musiało tu być wymarzone miejsce do zabawy – stare wagony, tory, las. Neil K. nigdy nie bawił się w Indian. Nie miał czasu na tak pospolite zajęcia.
Naraz doznał olśnienia. Dziesięć lat przed narodzinami Neila K., kiedy wciąż miał pełne nazwisko i szufladę wypełnioną po brzegi notatkami, napisał opowiadanie o Dzikim Zachodzie. Zaraz, jaki nosiło tytuł? Coś o pociągach. „Wielki pociąg do…”. Nie, „Ostatni pociąg do…”.
Z irytacją odrzucił tę myśl. Tytuł nie miał najmniejszego znaczenia. Notatki pozostały tylko wspomnieniem, a poza tym western stanowił relikt przeszłości. Neil K. narodził się w wieku dwudziestu pięciu lat. Wraz z nazwiskiem przekreślił całe swoje dotychczasowe życie oraz dzieła – opowiadania o duchach, wiersze, fantasy i science fiction – będące zawstydzającym młodocianym bełkotem. Czysty zbieg okoliczności. Dogtown, na miłość boską. Co za szmira.
Gdy znalazł się na końcu peronu, zauważył ścieżkę i przeszedł nią kilkaset jardów, w ślad za swoim cieniem, posuwającym się niepewnie po wyboistym terenie. Za stacją rosły sosny; roztaczały gorzką, intensywną woń. Coś szeleściło w poszyciu. Z oddali dobiegało wycie.
K. już miał wracać do pociągu – przynajmniej tam się prześpi, a rano ktoś na pewno przyjdzie po lokomotywę – kiedy raptem zobaczył światło prześwitujące zza drzew, a potem drewniane budynki przy wąskim trakcie. Pobiegł w kierunku światła. Zorientował się, że budynki stoją rzędem wzdłuż głównej drogi i stanowią część wioski z niewielką sadzawką pośrodku. Pachniało końmi; pewnie w pobliżu znajdowało się gospodarstwo.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Tańcu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Tańcu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Tańcu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.