Jedynie Marcin, który powoli odpływa w krainę pomieszanych alkoholi, pozostaje w fotelu. Nieruchomym wzrokiem patrzy na przytuloną w tańcu parę.
– Co ona w nim widzi? – mruczy półsennie.
Ale nie ma nikogo, kto chciałby odpowiedzieć mu na to odwieczne pytanie mężczyzny, któremu nigdy wcześniej nie przyszło do głowy, że nie jest pępkiem świata.
Kompletnie zalany Artur miota się po pustym mieszkaniu. Wychodzi chwiejnie z kuchni z kubkiem kawy. Rozgląda się bezradnie po przedpokoju, pokoju, sypialni. Wszędzie panuje codzienny bałagan.
– Gdzieś się, kurwo, schowała? – mruczy. Siada ciężko w fotelu, wylewając na siebie pół kawy. Wściekły odstawia naczynie na stolik. Dłuższą chwilę zajmuje mu wyciągnięcie komórki z kieszeni spodni. Zapala boczne światło. Wybiera numer. Po chwili w kuchni rozlega się dzwonek telefonu stacjonarnego. Artur dźwiga się z fotela i wlecze do kuchni.
– Tu cię mam!
Sięga po słuchawkę telefonu. Waha się. Wraca do pokoju po swoją kawę. Wypija ją duszkiem. Odbija mu się tak, że szybkim krokiem rusza w kierunku toalety. W połowie drogi rezygnuje. Wchodzi do kuchni i zabiera prawie pustą butelkę brandy. Znowu wraca do pokoju. Siada, pieczołowicie ustawiając butelkę przy nodze. Przez chwilę wpatruje się tępo w słuchawkę. W końcu decyduje się albo po prostu przypomina sobie numer.
Odbiera Elżbieta.
– Jesteś podła suka, Elka – rzuca Artur bez chwili zastanowienia.
Połączenie zostaje przerwane. Artur dzwoni drugi raz.
– Jeżeli teraz odłożysz słuchawkę, następny telefon będzie na komórkę męża.
– Słucham?
– Nie da się mieć wszystkiego, a za nic nie zapłacić – bełkocze Artur pompatycznie.
– O co ci chodzi? – Elżbieta nie wydaje się bardzo poruszona.
– O to mi chodzi, że nie może być, kurwa, tak, że rozwalasz mi rodzinę, a sama nie ponosisz żadnych konsekwencji.
– O tym, że jesteś do niczego, wiedziałam – stwierdza Elżbieta chłodno. – Ale nie spodziewałam się, że jesteś aż tak żałosnym zerem.
– No, to przynajmniej w tym jesteśmy sobie równi – odpowiada Artur i przerywa połączenie.
Odkłada słuchawkę. Sięga po butelkę. Wypija solidny łyk i zapada się w fotel. Dzwoni telefon.
– Spadaj! – warczy Artur.
Telefon dzwoni jeszcze chwilę, po czym milknie. Odzywa się komórka Artura.
– Wszyscy spierdalajcie! – mruczy Artur, nie ruszając się z miejsca. Zapada się głębiej w fotel. Po chwili zaczyna pochrapywać. Znowu dzwoni komórka.
– Nie odbiera. – Zrezygnowana Alicja odkłada telefon.
– Trudno. – Paweł pakuje powoli lekarską torbę i przygląda się Małgorzacie, która zasnęła na kanapie w salonie przykryta dwoma kocami. – Musi tu zostać. Nie sądzę, żeby jeszcze coś się działo.
– W pierwszej chwili przeraziłam się, że znowu zemdlała.
– Nie, nie, gdyby straciła przytomność, wezwałbym karetkę. A tak rano po prostu zabiorę ją, jadąc do szpitala, i pójdziemy prosto do profesora. Miał wpaść na konsultację, to przy okazji… Jesteś pewna, że nie chcesz nic na uspokojenie? – zwraca się do Alicji.
– Nie, nie, jest w porządku. – Alicja upija łyk wody ze szklanki. Czuje, że jeszcze trzęsą jej się ręce. – Bogu dzięki, że Kranach zabrał Wiktora. Mogliśmy tu jeszcze mieć prawdziwy zawał.
– Jakoś bym sobie poradził. Chyba – Paweł uśmiecha się krzywo i rusza w stronę kuchni. – Idę coś zrobić z tym pobojowiskiem.
– Pomogę ci. – Alicja odstawia szklankę.
Kawałki rozbitego serwisu do herbaty zalegają całą kuchnię. Każdemu może zakręcić się w głowie, ale nie każdy idzie wtedy na wysokich obcasach z tacą zastawioną brudnymi naczyniami. Małgorzata w dodatku oparła się o blat, by nie upaść, strącając przy tym trzy miski niedojedzonych sałatek, które ktoś postawił na samym brzegu.
W milczeniu metodycznie odgruzowują podłogę, wrzucając wszystko do dużego plastikowego worka. Ścierają resztki jedzenia, zmywają podłogę. Paweł zabiera się do zmywania smug kawy i herbaty z szafek, ale Alicja ruchem ręki daje mu do zrozumienia, żeby już dał spokój. – Będę miała na to całą niedzielę – rzuca, wychodząc na taras.
Marcin dał się na szczęście namówić i poszedł spać do Pawła. Nocną ciszę zakłócają tylko ćmy i komary lecące do ogrodowych lamp. Alicja gasi je i przysiada z westchnieniem na fotelu Małgorzaty. Przygląda się popielniczce, z której wysypują się niedopałki damskich mentolowych papierosów.
– Dokąd wyjeżdżają, Ola i ten… Aleksander? – pyta Paweł, siadając obok.
– Do Krakowa, rannym ekspresem.
– Ale nie, na wakacje. Rozmawiałaś z Olką, jakbyś znała to miejsce.
– Jak znam Kranacha, to do Juraty – mruczy Alicja, rozcierając zmarszczkę między brwiami.
– Bardzo go znasz? – Alicja milczy, ale Paweł nie zamierza odpuścić. Sam nie wie, dlaczego fala duszącej zazdrości, z którą zmagał się przez cały wieczór, powróciła właśnie teraz ze zdwojoną siłą. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że spałaś z własnym pasierbem?
– Wtedy nie był moim pasierbem – odpowiada Alicja machinalnie, ale w tym momencie reflektuje się. – Nie wypytuj mnie, Paweł.
– Ale dlaczego?
– Bo tajemnica jest najlepszym afrodyzjakiem – rzuca Alicja po chwili, już bezpiecznie ukryta za swoim zdystansowanym półuśmiechem.
– Jak dla kogo. – Paweł nie słyszy, że zaczyna mówić podniesionym tonem. – Nie widzę nic pociągającego w tajemnicach i półprawdach.
– Pawle, uwierz mi, że moja spowiedź z całego życia nie jest ci do niczego potrzebna.
Jednak nieszczęsny Paweł ze starannie przyklepaną, ale niezaleczoną raną po małżeńskich rogach, nie potrafi uwierzyć w to zapewnienie.
– Spychasz mnie do roli…
– Daję tyle, ile mam – przerywa mu Alicja cicho. Może po winna się obrazić, ale chyba nie ma na to siły. Dlatego mówi tylko: – Idź już. Proszę.
Niedziela, 22 czerwca 200…
Małgorzata przygląda się sceptycznie aparatowi Holtera wystającemu spod jej kusej letniej bluzki.
– Wygląda jak walkman – rzuca półgłosem do Pawła.
– Ale zapisuje muzykę prosto z serca. – Paweł dociska jedną z końcówek widocznych w dekolcie bluzki i uśmiecha się do Małgorzaty porozumiewawczo. – Nic nie szczypie?
– Nie, jest w porządku.
Profesor uważnie przegląda wyniki badań. Gestem pokazuje Małgorzacie, by jeszcze na moment usiadła. Przez chwilę przygląda jej się badawczo.
– Pełny obraz sytuacji będziemy mieli po holterze, no i po teście wysiłkowym, na który umówi się pani z doktorem Radczyńskim. Muszę mieć pewność, że nie ma zmian wieńcowych.
– Rozumiem – odpowiada Małgorzata, choć oczywiście nie ma pojęcia, co to są zmiany wieńcowe.
– Jedno mogę pani powiedzieć już teraz – kontynuuje profesor. – Musi pani rzucić palenie.
– Ale…
– Doktor Radczyński wspominał, że ma pani teraz trudny czas…
– Raczej tak – przyznaje Małgorzata zakłopotana.
– Nie da się wyeliminować z życia napięć i przykrości, ale papierosy można.
– Ale to mój jedyny przyjaciel w stresie – próbuje dyskutować Małgorzata i w tym momencie przypomina sobie Alicję zaglądającą nieśmiało do jej gabinetu dzień po wydarzeniach na szosie gdańskiej. Milknie zaskoczona własnym łgarstwem.
– Drobna zmiana sposobu reagowania na stres jest zawsze możliwa – tłumaczy cierpliwie profesor. – Nie uciekniemy od własnego uposażenia psychicznego, ale możemy trochę nad nim zapanować.
Читать дальше