Cześć, Mace-Pankrace!
Jesteśmy z Przemuchą do gruntu oburzeni tym, co wam się przytrafiło. Miejmy nadzieję, ze losowi w końcu znudzi się stroić sobie podobne żarty i znowu się do was uśmiechnie zamiast parszywie wykrzywiać. Tamarko – w żadnym wypadku nie rezygnuj ze stażu!!! Problemy kwestii moralnej włóż sobie w tym wypadku do kieszeni, jeśli trzeba, załatw sobie to lewe zaświadczenie, w końcu choć tyle ci się należy za ten cały ból i łzy.
Cieszymy się, że już wróciliśmy, bo choć Tajlandia to faktycznie cudowny kraj, to wysiada w porównaniu z „najfajniejszym miastem Niemiec”. Przede wszystkim panuje tu znośna temperatura, można sobie zjeść ociekającego tłuszczem wursta, popić to wszystko piwem i już jest gitara. Po prostu wszędzie dobrze, ale w domku najlepiej. W Bangkoku oprócz Pałacu Królewskiego najbardziej podobał nam się wasz przyjaciel i świadek Gunnar, który jest uroczym, serdecznym człowiekiem, i cieszę się bardzo, że mogliśmy go troszkę bliżej poznać.
Kończę powoli te przedweekendowe wypoćmy. Mam nadzieję, że wróci wam wkrótce wrodzona pogoda ducha i spojrzenie trochę z ukosa. Korzystajcie z ładnej weekendowej pogody, trzymajcie się mocno oboje i nie dawajcie tym głupkowatym wyskokom losu. Dużo o was myślimy i trzymamy kciuki.
Papaski i buziaki – Jagód
Sven
16 września 2000
Ten weekend spędziliśmy z moją mamą, która tym razem przyjechała sama. Przywiozła Tamarze katalogi z perukami i trzy peruki do przymierzenia. Okazało się, że znajomi rodziców prowadzą sklep fryzjerski z perukami. Tamara nie chce po raz drugi chodzić w chustce. Wygłupialiśmy się. Każde przymierzało peruki. Najśmieszniej wyglądają włożone tył na przód. Są świetnie zrobione: prawdziwe, modnie obcięte włosy, bardzo lekkie. Tamara wybrała sobie fryzurę i kolor włosów. Niebagatelną cenę pokrywa niemiecka kasa chorych. I słusznie. Tak! ważny jest komfort psychiczny kobiety. W sobotę l zostaliśmy w domu, bo Tamara czuła się kiepsko. Dzisiaj jednak się zmobilizowała i zaskoczyła nas swoją nagłą formą. Co rok w naszej dzielnicy odbywa się targ. Ludzie wystawiają na chodnikach rzeczy do sprzedania. Mieszkańcy mają pierwszeństwo do miejsca przed własnym domem. Tamara uwielbia takie targi. Chodziliśmy tak ze trzy godziny. Można było zjeść pyszne rzeczy. Kuchnia całego świata. Tamara bardzo chciała kupić trzy obrazy przedstawiające postaci w ludowych strojach. Kiedy się dowiedziała, że już je sprzedano jakiemuś Japończykowi, była rozżalona: „Jak pani mogła to sprzedać Japończykowi?” Za to kupiliśmy starą drewnianą skrzynię. Tamara była bardzo zadowolona z tego dnia. Za rok my też wystawimy stare rzeczy przed naszym domem.
Tamara
20 września 2000
Tyle czasu minęło. Spędziłam go głównie w domu, leżąc, połamana jak cholera. Wymioty, bóle różne, załamanie psychiczne. Skrzat wyjechał 7 września, dzień po tym, jak wróciłam ze szpitala. Od tego czasu siedzę sama w domu. Na weekend przyjechały Macki, na drugi sama Liesel, bo Werner pojechał na targi zegarków. Teraz też przyjeżdżają. Albo my do nich. Jeszcze nie wiadomo.
Svenek pracuje, a ja leżę całymi dniami i myślę o śmierci, o tym, co mnie czeka, jak długo się będę męczyć.
Zdecydowaliśmy się robić chemioterapię i w ogóle wszystko w Niemczech, koło Aachen. Tam muszę pojechać na kilka dni w przyszłym tygodniu. Znowu szpital! Ale wiadomo: oni chcą mnie zbadać, porobić różne badania i zobaczyć, co się da zrobić. Muszę tam jechać, nie mam wyjścia, choć naprawdę bardzo się boję. Boję się szpitala, tabunu pielęgniarek, lekarzy, zastrzyków i następnej chemioterapii, która może powalić nawet słonia.
Widocznie takie jest moje przeznaczenie. Tak ma być i koniec. Dobry Boże, gdybym tylko wiedziała, czy umrę, byłabym wtedy spokojniejsza. Ale kto, co wie o śmierci? Kiedy przyjdzie, może zaraz, a może po długiej chorobie. Wiem, że nie mogę tego wiedzieć. A tak bardzo bym chciała.
Dzwonią ludzie, pytają, współczują. Kiedyś bardzo nie lubiłam tego współczucia, a teraz jest mi wszystko jedno. Tak, jestem ciężko chora i wszystko wskazuje na to, że nie przeżyję. Być może zostało mi niewiele czasu…
Jestem spokojna, choć wydaje mi się, że mam depresję. Trudno się dziwić. W południe idę sama na pizzę do Pizzy Hut, a potem do kina. RAKU, ODEJDŹ”!
20 września 2000
Kochana,
Niestety nie jest dobrze. We wrześniu miałam pojechać na miesiąc do Irlandii. Na trzy dni przed wyjazdem okazało się, że pięciocentymetrowy guz tkwi tuż pod lewą nerką. Już wcześniej mnie bolało, ale lekarze twierdzili, że to efekt naświetlań. Trzy tygodnie temu przeszłam kolejną operację, pokroili mnie, wyciągnęli, co się da, ale nie mogli wszystkiego (tzw. margines pewności), bo musieliby wyciągnąć lewą nerkę. Jestem już po pierwszej chemioterapii. To było straszne, bardzo silna dawka, wymiotowałam, ciągle nie czuję się dobrze.
Postanowiliśmy ze Svenkiem, że od tej pory będę się leczyła w Niemczech. Tuż koło Aachen jest dość dobra klinika onkologii. W przyszłym tygodniu jadę tam na pierwsze badania i kolejną chemioterapię. Zostanę kilka dni – szpitale stają się moim drugim domem. Przez dziesięć dni była u mnie moja mama, która zawzięcie robiła mi pierogi i inne cuda.
Włosy mi odrosły, a teraz znowu wypadną.
Psychicznie jest tak sobie. Najgorsze, że nie mogę jeszcze dużo chodzić i całe dni spędzam sama w domu. Oczywiście czytam, piszę, robię, co się da, by zapomnieć i nie zwariować, ale nie jest to to samo co kontakt z ludźmi i jakieś zajęcie, choćby kursy językowe. W październiku powinnam zacząć staż w Komisji Europejskiej. Nie wiem, czy podołam, i pewnie nic z tego nie wyjdzie, chyba że zdarzy się cud.
A więc zaczynam wszystko raz jeszcze i wiem, ze jeśli zdarzy się trzeci raz, już go nie przeżyję, jest mi ciężko i smutno, że muszę wam o tym wszystkim pisać. Może kiedyś będę donosiła tylko o pięknej pogodzie i moim świetnym samopoczuciu? Sama w to chyba nie wierzę.
Svenek przeżywa to wszystko bardzo. Siedzi w pracy, a myśli o mnie, co robię, czy mnie boli, czy wymiotuję. Też jest mu ciężko. Ciągle powtarza, że to wszystko przeżyjemy i będzie dobrze. Dobrze, że go mam.
Całuję mocno – Tam
20 września 2000
Cześć, kochanie!
Tak mi strasznie smutno, jest wieczór, właśnie sprawdziłam pocztę i dostałam twój list. Jestem rozbita, ale czuję, że muszę ci szybko odpisać. To jest jednak bardzo trudne. Taką miałam wielką nadzieję, że już wszystko będzie dobrze. Martwiłam się, gdy mówiłaś ostatnio, że tak cię bardzo boli.
Nie mogę jeszcze uwierzyć w to, że ta pieprzona choroba nie chce ci dać spokoju. Chcę, żebyś wiedziała, że myślę o tobie bardzo mocno i wierzę z całej siły w to, że przyjdzie czas, gdy będziemy wymieniać emalie z opisami pogody i beztroskimi, nieważnymi plotkami.
Bardzo się cieszę, ze w tych najtrudniejszych chwilach Svenek tak bardzo staje na wysokości zadania i nie zawodzi. Bardzo go pozdrawiam.
Tamarko, trzymaj się, jak potrafisz najdzielniej. Jestem z tobą cały czas. Jeśli masz siłę i ochotę, to pisz do mnie, jeśli nie, odezwij się co jakiś czas.
Całuję bardzo mocno – Dagmara
20 września 2000
Dzień dobry wam,
Właśnie wróciłam z Turcji i żałowałam, że wasz adres został gdzieś w komputerze, a nie u mnie w notesie. Myślałam o tobie, ze jeśli wyjedziesz i zajmiesz się angielskim i nowymi ludźmi, to będzie dużo, a tu takie informacje. Fatalnie.
Читать дальше