Anaksagoras ma około pięćdziesiątki. To joński Grek pochodzący z Kladzomen. Jest mały i tęgi, tak przynajmniej mówi mi Demokryt. Pochodzi z zamożnej rodziny. Kiedy umarł mu ojciec, odmówił zajęcia się rodzinnym majątkiem czy też przyjęcia jakiegoś urzędu. Interesowała go wyłącznie obserwacja natury. Skończyło się na tym, że oddał cały majątek dalszym krewnym i opuścił ojczyznę. Kiedy zapytano, czy nie obchodzi go kraj ojczysty, Anaksagoras odpowiedział: „O tak, mój kraj ojczysty bardzo mnie obchodzi.” – I wskazał na niebo. Wybaczam mu ten charakterystyczny dla Greków gest. Szalenie lubią pozować.
Podczas obiadu, kiedy jedliśmy pierwsze danie ze świeżych, nie suszonych ryb, Anaksagoras zainteresował się moją reakcją na gadaninę Herodota. Kilka razy usiłowałem mu odpowiedzieć, ale stary Kallias gadał przez cały czas. Muszę cierpliwie znosić Kalliasa, ponieważ nasz tajny traktat pokojowy wcale nie jest popularny wśród Ateńczyków. Istnieje wciąż niebezpieczeństwo, że pewnego dnia nasza ugoda zostanie zerwana i Ateńczycy zmuszą mnie do wyjazdu, to znaczy, o ile uszanują mój status poselski i nie zostanę uśmiercony. Grecy nie szanują posłów. Na razie Kallias, jako współautor ugody, gwarantuje mi bezpieczeństwo.
Kallias po raz nie wiedzieć który opisywał bitwę pod Maratonem. Nudzi mnie już grecka wersja tego wydarzenia. Kallias oczywiście bił się jak Herakles.
– Wcale nie musiałem walczyć. Przecież z urodzenia jestem nosicielem pochodni. Drugim kapłanem w misteriach Wielkiej Bogini Demeter. W Eleusis. Wszak wiesz o tym, prawda?
– Oczywiście, wiem o tym, Kalliasie. To nas zresztą łączy. Pamiętasz chyba, że i ja jestem z urodzenia… nosicielem pochodni.
– Czyżby? – Kallias słabo pamiętał stosunkowo świeże informacje. – A tak, rzeczywiście. Jesteś czcicielem ognia. Tak, to bardzo interesujące. Musisz nas zaprosić na którąś z tych waszych uroczystości. Mówiono mi, że to wspaniałe widowisko. Zwłaszcza chwila, w której arcymag połyka ogień. Ty nim jesteś, prawda?
– Tak. – Nie chciało mi się już wyjaśniać Grekom różnicy pomiędzy wyznawcami Zoroastra a magami. – Ale my nie połykamy ognia. My go podtrzymujemy. Ogień jest pośrednikiem pomiędzy nami i Mądrym Panem. Ogień przypomina nam również o dniu sądu ostatecznego, kiedy każdy z nas będzie musiał przejść przez morze roztopionego metalu, coś w rodzaju prawdziwego słońca, jeżeli tylko teoria Anaksagorasa jest słuszna.
– A co się wtedy stanie? – Kallias, mimo że z rodu kapłanów, jest nader zabobonny. To dziwne. Dziedziczni kapłani są zwykle ateistami. Zbyt dużo wiedzą.
Odpowiedziałem mu i mu w tradycyjny sposób: – „Jeżeli służyłeś Prawdzie i odrzuciłeś Kłamstwo, nie poczujesz wrzącego metalu. Będziesz…”
– Rozumiem… – Umysł Kalliasa, zaiste słaby, szamotał się jak przerażony ptak. – My też wierzymy w coś takiego. Jednakże chciałbym kiedyś zobaczyć, jak połykasz ogień. Oczywiście, nie mogę ci się odwzajemnić. Nasze tajemnice są bardzo strzeżone. Nie mogę ci o nich powiedzieć ani jednego słowa. Tyle tylko, że jeżeli przejdziesz przez wszystko, narodzisz się na nowo. Jeżeli przejdziesz. A kiedy umrzesz, unikniesz… – Kallias zamilkł, ptak spoczął na gałęzi. – W każdym razie walczyłem pod Maratonem, mimo że nie wolno mi było zdjąć kapłańskich szat, które, jak widzisz, zawsze zmuszony jestem nosić. No tak, nie możesz ich oczywiście widzieć. Ale kapłan czy nie kapłan, brałem tego dnia udział w zabijaniu Persów…
– … i znalazłeś złoto w cuchnącym bagnie. – Anaksagorasa, podobnie jak mnie, Kallias irytuje, lecz, w przeciwieństwie do mnie, on nie musi go tolerować.
– Ta historia została bardzo przeinaczona. – Kallias stał się nagle pedantyczny. – Tak się zdarzyło, że wziąłem jeńca, który myślał, że jestem wodzem lub królem, ponieważ noszę na głowie tę przepaskę, której oczywiście nie widzisz. On mówił tylko po persku, a ja tylko po grecku, więc nie było możliwości wyjaśnienia sprawy. Nie mogłem mu wytłumaczyć, że nie zaliczam się do ludzi znacznych, jestem jedynie nosicielem pochodni. Zresztą miałem wtedy siedemnaście lub osiemnaście lat i powinien był się zorientować, że nie jestem żadną ważną osobistością. Lecz się nie zorientował. Wskazał mi miejsce na brzegu rzeki, wcale nie bagno, gdzie ukrył skrzynkę ze złotem. Oczywiście, że ją wziąłem. Łup wojenny.
– A co się stało z właścicielem? – Anaksagoras, jak każdy Ateńczyk, wiedział, że Kallias natychmiast zabił Persa. Potem ulokował złoto w winie, oliwie i statkach. Jest dziś najbogatszym człowiekiem w Atenach. Wszyscy mu zazdroszczą. No cóż, w Atenach każdy każdemu czegoś zazdrości, nawet braku czegokolwiek godnego pozazdroszczenia.
– Oczywiście uwolniłem go. – Kalliasowi kłamstwa przychodzą łatwo. Za jego plecami mówi się o nim „bagienny bogacz”. – Złoto potraktowałem jako okup. Normalna sprawa na wojnie. Zdarza się codziennie między Grekami i Persami albo zdarzała się. Teraz to się już skończyło i to dzięki nam, Cyrusie Spitamo. Świat winien mnie i tobie wieczną wdzięczność.
– Rok lub dwa wdzięczności też by mnie zadowolił. Pomiędzy pierwszym a drugim daniem dołączyła do nas Elpinika.
To jedyna dama w Atenach, która, gdy ma ochotę, bierze udział w męskich biesiadach. Przywilej ów zawdzięcza temu, że jest żoną bogacza Kalliasa i siostrą wspaniałego Kimona – siostrą i zarazem prawdziwą wdową po nim. Zanim wyszła za Kalliasa, żyła z bratem jak żona z mężem ku zgorszeniu Ateńczyków. To jeszcze jedno świadectwo zasadniczego braku ogłady u Greków; nie potrafią zrozumieć, że znakomity ród tylko zyskuje na tym, gdy brat żeni się z siostrą. Przecież każde z nich to połowa tej samej całości. Połączeni małżeństwem stają się podwójnie wspaniali.
Mówią też, że to Elpinika, nie Kallias, rządzi stronnictwem konserwatywnym. Elpinika ma obecnie wielki wpływ na swojego bratanka Tukidydesa. Otacza ją podziw i lęk. Cenię jej towarzystwo. Jest wysoka jak mężczyzna i ładna, choć zniszczona – jak twierdzi Demokryt, który przy swoich osiemnastu latach uważa, że każdy, kto ma choć jeden siwy włos na głowie, powinien jak najrychlej znaleźć się w grobie. Elpinika mówi z miękkim jońskim akcentem, który lubię w równej mierze, co nie znoszę twardej doryckiej wymowy. Ale uczyłem się przecież greckiego od mojej jońskiej matki.
– Zachowuję się skandalicznie. Wiem o tym dobrze. I nic na to nie poradzę. Wieczerzam w towarzystwie mężczyzn. Bez przyzwoitki. Bez wstydu. Jak milezyjska hetera, tyle tylko, że nie jestem muzykalna. – W tutejszych stronach eleganckie prostytutki określa się mianem heter.
Jakkolwiek we wszystkich greckich miastach kobiety cieszą się bardzo niewieloma prawami, zdarzają się barbarzyńskie wyjątki. Kiedy po raz pierwszy przyglądałem się igrzyskom w jednym z jońskich miast Azji Mniejszej, stwierdziłem ze zdziwieniem, że choć zachęca się tam niezamężne dziewczyny do bywania na stadionach i oglądania nagich chłopców, ich potencjalnych mężów, to zabrania się tego kobietom zamężnym, wychodząc prawdopodobnie ze słusznego założenia, że skoro mają prawowitych małżonków, nie powinny widzieć nago innych mężczyzn. W konserwatywnych Atenach zarówno żony jak dziewice rzadko opuszczają domy, a już na pewno nie bywają na igrzyskach. Elpinika jest wyjątkiem.
Zorientowałem się, że wielka dama usiadła jak mężczyzna na łożu, zamiast przysiąść skromnie na krześle lub stołku, jak przystoi kobietom greckim w czasie rzadkich okazji, kiedy posilają się razem z mężczyznami. Ale Elpinika nie zwraca uwagi na obyczaje. Robi, co jej się podoba, i nikt nie ośmiela się Elpiniki krytykować… w oczy. Jako siostra Kimona, żona Kalliasa i ciotka Tukidydesa jest najznakomitszą damą Aten. Często bywa nietaktowna i rzadko próbuje ukryć niesmak, który budzi w niej Kallias, chociaż ten uwielbia ją ponad wszelką miarę.
Читать дальше