– Trzeba się przede wszystkim zająć północą – powiedział. – Tam jest niebezpiecznie. Tam w walce z plemionami zginął mój przodek Cyrus. Ja zaś zaszedłem aż nad Ister, zabijając każdego Scyta, którego spotkałem na drodze. Lecz nawet Wielki Król nie może wybić wszystkich. Oni tam wciąż są. Całe ich hordy. Czekają, żeby ruszyć na południe. I zrobią to pewnego dnia. Jeżeli to będzie za mojego życia, znowu ich zniszczę, ale… – Dariusz przerwał; zmrużył oczy, jak gdyby obserwował pole bitwy. Być może przeżywał na nowo swoją klęskę – teraz już można to tak nazwać – w scytyjskich lasach. Gdyby Histiajos nie uniemożliwił Grekom jońskim spalenia mostu łączącego Europę z Azją, wojska perskie zostałyby rozbite. Dariusz nigdy nie przestał być wdzięczny Histiajosowi. Nigdy jednak nie zapomniał, że ufać mu też nie można. Dlatego sądził, że jeżeli Histiajos pozostanie na stałe w gościnie u Wielkiego Króla, będzie mniej niebezpieczny niż w Milecie. To okazało się pomyłką.
Zorientowałem się, że Histiajos bardzo pragnął wszystkim nam przypomnieć decydującą rolę, jaką odegrał w wojnie ze Scytami, ale nie odważył się przemówić bez królewskiego pozwolenia – w przeciwieństwie do brata Wielkiego Króla, Artafernesa, który miał prawo przemawiać na naradach, kiedy tylko przyszła mu ochota.
Wszystko to było dla mnie szalenie ciekawe. Przede wszystkim zdałem sobie sprawę, że chociaż wychowałem się na dworze, pojęcia nie miałem o tym, jak rządzona jest Persja. Kiedy Kserkses mówił mi o swoim ojcu, robił to w sposób konwencjonalny. Hystaspes czasami narzekał na syna, ale nic poza tym.
Dopiero w czasie tego spotkania w pałacyku myśliwskim zacząłem rozumieć, czym i kim jest Dariusz, i chociaż był już bardzo niemłody – gdybym wtedy miał tyle lat co dzisiaj, mógłbym być jego ojcem – potrafiłem go sobie doskonale wyobrazić jako zapalczywego, zręcznego młodzieńca, obalającego uzurpatora, maga Gaumatę, zostającego władcą całego świata i zachowującego lojalność sześciu spiskowców, którzy pomogli mu zdobyć tron.
Dariusz kazał podczaszemu odejść i zwrócił się do Artafernesa. Bracia nie byli do siebie podobni. Artafernes stanowił jak gdyby nieco bardziej prostacką wersję ich ojca, Hystaspesa.
– Wielki Królu i bracie. – Artafernes skłonił głowę. Dariusz zmrużył oczy, tylko tyle. Kiedy przywódcy perskich klanów zbierają się, często bywa tak, że to, czego n i e mówią, stanowi istotną treść spotkania. W wiele lat później Kserkses opowiadał mi, że Dariusz stosował bardzo wiele gestów dla wyrażenia swojej woli. Niestety, nie przebywałem nigdy dość długo w jego obecności, by nauczyć się tego tak ważnego szyfru.
Artafernes odezwał się w te słowa:
– Hippiasz jest, jak sądzę, naszym przyjacielem, podobnie jak jego ojciec, któremu udzieliliśmy zgody na panowanie w Sigejonie. Sądzę też, że leży w naszym interesie przywrócenie władzy, w Atenach Pizystratydom.
Twarz Tessalosa promieniała zadowoleniem. Ale twarz Hippiasza, człowieka ostrożnego, przywykłego do rozczarowań, była równie pozbawiona wyrazu jak twarz Dariusza.
I Artafernes go rozczarował, gdy nagle zmienił temat.
– Dwa tygodnie temu, w Sardes, przyjąłem Aristagorasa, tyrana Miletu.
Histiajos się wyprostował. Jego małe ciemne oczy obserwowały każdy gest satrapy.
– Jak Wielkiemu Królowi wiadomo – zdanie to stosuje się na dworze dla uświadomienia Wielkiemu Królowi czegoś, czego albo nie wie, albo zapomniał, albo nie chce wiedzieć – Aristagoras jest bratankiem, jak również zięciem naszego lojalnego przyjaciela i sprzymierzeńca, który zaszczyca nas dzisiaj swoją obecnością. – Gestem prawej ręki wskazał Histiajosa. – Mam na myśli tyrana Miletu, który woli, jak każdy z nas, towarzystwo Wielkiego Króla od własnej ziemi rodzinnej.
Pomyślałem, że Dariusz zapewne uśmiechnął się w tej chwili. Niestety miał gęstą brodę, która zasłaniała mu usta.
– Aristagoras rządzi Miletem w imieniu swojego teścia – mówił dalej satrapa. – Twierdzi, że jest równie lojalny w stosunku do nas jak wobec tyrana. Wierzę mu. Przecież Wielki Król zawsze popierał tyranów swoich greckich miast. – Artafernes zamilkł. Obrócił się ku Dariuszowi. Wymienili spojrzenia. Może był to szyfr?
– Miłujemy Aristagorasa – powiedział Dariusz i uśmiechnął się do Histiajosa – ponieważ jest ci drogi, nasz przyjacielu.
Histiajos uznał ten uśmiech za przyzwolenie do zabrania głosu. Wstał.
– Wielki Królu, mój bratanek jest urodzonym wojownikiem. Udowodnił swoją wartość jako dowódca floty.
Historia świata mogłaby potoczyć się inaczej, gdyby w tym momencie ktoś zapytał, kiedy, gdzie i jak Aristagoras wykazał swoje dowódcze talenty.
Dzisiaj wiem, że Histiajos i Artafernes byli w zmowie. Ale wtedy jeszcze, jako żółtodziób, nie bardzo wiedziałem, gdzie znajduje się Milet, Sardes i Ateny, a jeszcze mniej orientowałem się w ich znaczeniu. Wiedziałem, że polityka perska polegała na popieraniu greckich tyranów i że ci faworyzowani przez nas tyrani byli nieustannie skazywani na wygnanie przez buntującą się i coraz więcej znaczącą klasę kupców sprzymierzonych z arystokracją – jeżeli można użyć tego słowa dla określenia jakiejkolwiek greckiej klasy.
W tamtych stronach posiadanie dwóch koni i zagrody z jednym drzewkiem oliwkowym już czynią z człowieka szlachcica.
– Aristagoras twierdzi, że wyspa Naksos jest łatwa do zdobycia – powiedział satrapa. – Jeżeli Wielki Król da mu flotę, przysięga, że przyłączy Naksos do naszego imperium.
Przypomniałem sobie nagle ów dzień w Ekbatanie przed laty, kiedy Demokedes i Histiajos mówili o Naksos, i mimo braku doświadczenia szybko skojarzyłem te dwie wypowiedzi.
– Jeżeli zdobędziemy Naksos, będziemy panować nad łańcuchem wysp zwanych Cykladami. A kiedy opanujemy te wyspy, Wielki Król stanie się panem morza, tak jak teraz jest panem lądów.
– Jestem już panem morza – odparł Dariusz. – Mam Samos. Morze należy do mnie.
Artafernes skłonił się pokornie.
– Mówię o wyspach, Wielki Królu. Jesteś oczywiście najpotężniejszym z potężnych. Ale potrzebne ci będą wyspy, jeżeli chcesz krok za krokiem zbliżyć się ku Grecji po to, by twoi przyjaciele znowu rządzili w Atenach. – Artafernes zręcznie połączył ambicje Aristagorasa podboju Naksos ze sprawą przywrócenia do władzy rodziny Pizystratesa, co było zasadniczym celem wielkiej narady.
Zapanowało długie milczenie. Dariusz w zamyśleniu układał i burzył fałdy ciężkiego wełnianego płaszcza. Wreszcie przemówił:
– W naszych greckich miastach handel podupada. Stocznie są bezczynne. Zmniejszyły się dochody z podatków. – Wpatrywał się w rozwieszone na przeciwległej ścianie oszczepy. – Kiedy padło Sybaris, Milet stracił rynek w Italii. To poważna sprawa. Komu Milet sprzeda swoją wełnę, którą zwykli byli kupować Italczycy? – Dariusz spojrzał na Histiajosa.
Tyran rzekł:
– Nie ma na nią innego rynku. Dlatego ogoliłem głowę, gdy zatopiono Sybaris.
Nie spodziewałem się, że Dariusz może orientować się w tak prozaicznej sprawie jak handel wełną w Milecie. Dowiedziałem się później, że Dariusz spędzał większość swoich dni studiując szlaki karawan, rynki światowe i sprawy handlowe. Popełniałem ten sam błąd co wielu innych, wyobrażając sobie, że Wielki Król jest taki w życiu prywatnym, jak w publicznym, a więc hieratyczny, majestatyczny, oderwany od spraw codziennych. W rzeczywistości było odwrotnie.
I podczas gdy siedzieliśmy w zimnej sieni pałacyku myśliwskiego,
Читать дальше