Na listę może dostać się każdy, ponieważ niepotrzebne są żadne dowody. „Oświadczenie komisarza wojskowego, jakiegoś lokalnego notabla czy w ogóle każdego zwolennika rządu, że taki czy inny chłop lub robotnik jest komunistą, stanowi wystarczający powód, żeby znaleźć się na liście” – pisze ekspert Weaver.
Drugim osiągnięciem Peralty jest militaryzacja administracji państwowej. Gwatemala dzieli się na 22 departamenty. Na czele każdego departamentu stoi gubernator: pułkownik. Każdy pułkownik dowodzi w swoim departamencie siecią tzw. comisionado militar – są to oficerowie lub podoficerowie rezerwy pełniący zwierzchnie funkcje w administracji terenowej. Comisionado jest postrachem w swojej okolicy, ponieważ każdy, kto mu podpadnie, może trafić na listę. On też na rozkaz ANS wykonuje wyroki śmierci. Jedną z funkcji comisionado jest dostarczanie siły roboczej dla wielkich plantacji. Wielkie plantacje znajdują się na ziemiach niskich (albo jak się tu mówi: na ziemiach gorących) nad Atlantykiem i Pacyfikiem. Natomiast podstawowa masa chłopska żyje w części centralnej kraju: na płaskowyżu i w górach (ten obszar nazywają tu ziemią zimną).
Ziemie gorące – najlepsze ziemie Gwatemali – należą do United Fruit i do wielkich la-tyfundystów gwatemalskich, niemieckich i amerykańskich. Są latyfundyści, którzy mają tyle ziemi, co 20 tysięcy małorolnych chłopów. Chłopstwo cierpi nie tylko na brak ziemi: w procesie kolonizacji Indianie (a więc właśnie chłopi) zostali zepchnięci na ziemie najgorsze, jałowe, bezwodne, na wysoko położone ziemie zimne. Gospodarka chłopska jest tam skrajnie prymitywna, ta sama co 500-600 lat temu. Ziemie zimne stanowią klasyczny rezerwuar siły roboczej dla ziem gorących. Na ziemiach gorących królują niepodzielnie wielkie plantacje, pracujące dla rynków zagranicznych i dlatego nie ma tam miejsca na chłopską gospodarkę. W okresie zbiorów kawy i bawełny (te dwie uprawy dają ponad połowę eksportu Gwatemali) plantacje potrzebują ludzi do pracy. Plantator nie chce trzymać dużej liczby stałych robotników, bo oni są mu potrzebni tylko na trzy miesiące, tylko na okres zbiorów. Przez pozostałe dziewięć miesięcy jego siła robocza musi jakoś przeżyć u siebie, w swoich rezerwatach na ziemiach zimnych.
Kiedy zbliża się sezon zbiorów, comisionado zaczyna werbunek ludzi. W tym okresie trzeba przegonić z ziemi zimnej na ziemię gorącą około miliona ludzi. Dla małej Gwatemali (obszar: 109 tysięcy km kw., ludność w 1970 roku – 5,2 miliona) oznacza to prawdziwą wędrówkę ludów. Jedna piąta narodu – mężczyźni, kobiety, dzieci – ciągnie teraz w tropiki skubać kawę i bawełnę. Uruchomić taką masę ludzką nie jest rzeczą łatwą. Chłopi nie chcą pracować na plantacjach, ponieważ płaca jest głodowa, robota ciężka, a klimat gorący, dla ludzi z gór trudny do zniesienia. W tym czasie, kiedy chłop zbiera kawę czy bawełnę, marnieją mu zbiory na je – I go poletku. Dawniej istniała ustawa o włóczęgostwie, która pozwalała łapać Indian i pędzić ich pod eskortą na ziemie gorące. Teraz funkcję ustawy o włóczęgostwie spełnia ustawa o wpisywaniu na listy. Dzięki tym listom można nadal utrzymać pańszczyznę i system pracy przymusowej na plantacjach. Jeżeli po skończeniu zbiorów chłop nie będzie miał kwitu stwierdzającego, że pracował na plantacji, comisionado wpisze go na listę.
Pułkownik Peralta stworzył również partię rządzącą – Partido Institucional Democratico. Partia stanowiła jeszcze jeden filar reżimu i tą drogą pułkownik osiągnął to, co chciał osiągnąć: zbudował system totalnej dyktatury militarnej, ‘ istniejący w Gwatemali do dziś. Nie cała reakcja była tym jednak zachwycona. W kraju istnieje silna kasta oligarchii cywilnej, która też by chciała nacieszyć się władzą. Partia oligarchów, zgodnie z klasyczną w Ameryce Łacińskiej zasadą odwróconych pojęć: im bardziej reakcyjny, I tym bardziej (w słowach) rewolucyjny, nazywa się Partido Revolucionario. Na jej czele stoi człowiek nijaki, polityk trzeciorzędny, prawnik z zawodu (a nawet kiedyś dziekan Wydziału Prawa Uniwersytetu w Gwatemali) – Mendez Montenegro. Były dziekan objął kierownictwo partii w roku 1965 po śmierci swojego brata, który jako szef Partido Revolucionario atakował wojskowych za monopolizowanie władzy i wobec tego musiał zginąć „w tajemniczych okolicznościach”. W politycznym języku gwatemalskim śmierć poniesiona w „tajemniczych okolicznościach” oznacza zabójstwo z rozkazu ANS.
Partido Revolucionario zaczęła domagać się wyborów. Mendez odwiedzał ambasadę USA: szukał poparcia. W czasie tych odwiedzin znalazł przychylny klimat. Wojsko i tak rządziło Gwatemalą, a prezydent cywil stwarzał wygodne pozory demokracji.
Należy pamiętać, że Latin-American experts z Departamentu Stanu nie mają lekkiego życia. Liberalna część Senatu ciągle domaga się od Departamentu Stanu, żeby na funkcje prezydentów w Ameryce Środkowej stawiać cywilów, a nie wojskowych, ale Latin-American experts wiedzą, że to nie jest takie proste. Prezydent musi dysponować dostateczną siłą, żeby wbrew woli mas mógł zagwarantować nietykalność amerykańskich inwestycji, a taką siłę ma praktycznie tylko armia. Armia natomiast, jeśli już wzięła władzę, nie chce jej oddać, bo niby z jakiej racji? Jedynym wyjściem tedy zrobić to, co robi dowódca, który w czasie ćwiczeń chce przeprowadzić atak na wraże pozycje: wyznacza część żołnierzy na pozorantów – pozoranci udają nieprzyjaciela.
Toteż Departament Stanu, pomny na krytykę liberalnej części Senatu, stale nalega na ambasady, żeby szukały cywila, który potrafi udawać prezydenta. Ale znaleźć dobrego pozoranta nie jest łatwo. Talent pozoranta musi polegać na braku ambicji, a taką cechę trudno z góry ustalić, ponieważ wielu polityków ma tzw. ambicje utajone. I wtedy – ludzka to rzecz – zły pozorant dostawszy trochę władzy chce jej zaraz więcej, a chcąc jej więcej, wchodzi w konflikt z armią, której nie pozostaje nic innego, jak zapalać silniki w czołgach, zajmować pałac i wsadzać prezydenta w samolot, co później wykorzysta liberalna część Senatu do zdwojenia krytyki Departamentu Stanu.
W ambasadzie osądzono jednak, że w przypadku Gwatemali takiego niebezpieczeństwa nie ma: dyktatura wojskowych miała charakter trwały i totalny, nie było mowy, żeby ktoś mógł się wychylić. Prezydent – pułkownik Peralta – na wiadomość, że mają być wybory, po chwili namysłu uznał taką manifestację demokracji za dobry pomysł. Peralta wiedział, że ma całą władzę w ręku, że wobec tego wybory wygra i wojsko zamiast prezydenta z przewrotu będzie miało prezydenta z wyboru.
Aliści pułkownik wybory przegrał. Było to 6 marca roku 1966. Kiedy wieść o porażce rozeszła się po sztabach i garnizonach, kamaryla pułkowników postanowiła zebrać się na naradę. Choć ten maleńki kraj ma dziś blisko 600 pułkowników, nie wszyscy biorą udział w takim spotkaniu. W Gwatemali pułkownik pułkownikowi nie równy. Wystarczy wejść do jakiegokolwiek ministerstwa, żeby o tym się przekonać: recepcjonista – pułkownik, sekretarz ministra – pułkownik, i minister – też pułkownik. Cenzor na poczcie – pułkownik, właściciel restauracji „Quetzal” – pułkownik. Ale tych ważnych, najważniejszych pułkowników jest około 40 i oni to zebrali się na naradę.
Krótką relację z tej narady daje nam laureat Nagrody Nobla, pisarz gwatemalski Angel Astu-rias, w swojej książce „Latino-America у otros ensayos”. Otóż po stwierdzeniu, że Mendez Montenegro wybory wygrał, pułkownicy „byli już zdecydowani dać mu 24 godziny na opuszczenie kraju, unieważnić wybory, ogłosić stan wyjątkowy, powołać juntę wojskową i uruchomić ogromny aparat represji”. Plan ten uczestnicy narady przyjęli przez aklamację i już, już zaczęli rozdzielać między sobą stanowiska, kiedy okazało się, że z całej historii nic nie wyjdzie. „Cały plan – pisze Asturias – rozleciał się nagle, ponieważ któryś z nich powiedział, że Mendez Montenegro cieszy się sympatią ambasady Stanów Zjednoczonych i że wobec tego nie będzie możliwe przedstawić go jako groźnego komunistę w służbie Moskwy i wspólnika partyzantów walczących w kraju”.
Читать дальше