Armia trzyma w garści całą władzę. Gwatemala jest krajem rządzonym przez kamarylę pułkowników – stopień generała został zniesiony w latach rewolucji. W wojsku 1 pułkownik przypada na 30 żołnierzy. Najwyższą władzą w Gwatemali jest ambasada USA, a zaraz po niej – rada pułkowników. Rząd zajmuje trzecie miejsce.
Każdy pułkownik chciałby być prezydentem ze względu na prestiż i wysoką pensję. Pensja prezydenta Gwatemali wynosi 1 094 000 dolarów rocznie. Plus, oczywiście, inne dochody, mniej oficjalne, i plus olbrzymi dodatek reprezentacyjny (roczny dochód chłopa w tym kraju wynosi 50-80 dolarów). W sumie jeżeli prezydentowi uda się przetrwać cztery lata przewidziane konstytucją, opuszcza pałac mając 4 miliony dolarów na prywatnym koncie.
Po kilku miesiącach kłótni prezydentem został starszy już wiekiem człowiek, wierna podpora reżimu generała Ubico, wspólnik Castillo Armasa, generał Ydigoras Fuentes (ze względu na zasługi i lata zachował szlify generalskie). Ledwie Ydigoras objął swój urząd, a już w jego gabinecie zjawiło się czterech ludzi z CIA żądając, aby zwrócił pieniądze, które CIA dała Ar-masowi na zorganizowanie agresji. O tej wizycie mówi Ydigoras w wywiadzie udzielonym amerykańskiej dziennikarce – Annę Geyer:
„Odpowiedziałem im, że nie mam wobec nich długów i że Castillo Armas nie żyje. Zagrozili mi cichym spiskiem i powiedzieli, że jeśli nie zapłacę, Gwatemala nie dostanie żadnej pomocy od Stanów Zjednoczonych, a na temat mojego rządu nie ukaże się w prasie amerykańskiej nigdy nic dobrego”.
Na takie dictum Ydigoras szybko zapłacił.
Co więcej zaoferował CIA miejsce na obóz, w którym szkolono oddziały najemników do inwazji na Kubę. W nagrodę CIA ratowała Ydigorasa przed upadkiem, o czym można dowiedzieć się z relacji korespondenta „Time” Johna Gerassi: „Na początku 1962 roku wydawało się, że Ydigoras upadnie. Studenci, nauczyciele, nawet kontrolowane przez prezydenta związki żądały jego ustąpienia. Przez cały miesiąc, dzień w dzień, trwały rozruchy i Gwatemala nie dawała nikomu wiz wjazdowych. A potem, nagle, nastąpiła absolutna cisza. Ani słowa bodaj o jednym wiecu, o jednej manifestacji. Kiedy przyleciałem tam kilka dni później, w kraju panował kompletny spokój. Zapytałem znajomych, co się stało. – Nigdy nie widzieliśmy tak skutecznych i błyskawicznych represji – odpowiedzieli mi – wiadomo nam, że cały aparat rządu został przejęty przez CIA. Kraj był całkowicie zastraszony”.
Mamy tu kolejny przykład działania mechanizmu ciszy.
Wiosną 1963 roku było już w Gwatemali tak spokojnie, że ogłoszono nowe wybory. Pierwszy prezydent rewolucji gwatemalskiej Arevalo Bermejo nadał z emigracji wiadomość, że chciałby w tych wyborach kandydować. Arevalo był ciągle popularny i mógłby zwyciężyć. Ponieważ Ydigoras mimo wszystko chciał tych wyborów, wypadło generała obalić.
Przewrót zorganizował jego minister obrony, pułkownik Peralta Azurdia. Spiskowcy ustalili datę zamachu na 30 marca 1963 roku. Ydigoras dowiedział się o tym na kilka dni wcześniej i kiedy Peralta wszedł z pistoletem do jego gabinetu, prezydent wskazując na stojące przy biurku walizki zawołał:
– Ministrze, jestem już gotowy!
Generała odprawili samolotem do Managua, gdzie Ydigoras przeglądając nazajutrz prasę znalazł deklarację Peralty, w której przeczytał z osłupieniem, że został obalony, ponieważ był komunistą. Każdy, kto znał nienagannie antykomunistyczną przeszłość Ydigorsa (generał zgładził setki ludzi posądzonych o komunizm, a tysiące osadził w więzieniach), usłyszawszy taki zarzut uśmiałby się serdecznie, ale Ydigor?s wystraszył się nie na żarty. Ydigoras wiedział, że w jego kraju nie ma znaczenia, czy ktoś w rzeczywistości jest, czy nie jest komunistą. Dowód jest nieważny, wystarczy oskarżenie.
Generał znał przecież fakty. Partia komunistyczna Gwatemali została po roku 1954 wybita prawie doszczętnie. Nawet były ambasador USA w Salwadorze Thorsten Kalijarvi, który w każdym węszy komunistę, twierdzi w swojej książce pt. „Central America” (1962), że w Gwatemali zostało nie więcej niż 200 komunistów („it is estimated, that there is in Guatemala about 200 dedicated Communists”). Jednocześnie aparat do walki z komunizmem (wojsko, policja, służby specjalne – tzw. Servicio de Inteligencia Guatemalteca itd.) liczy ponad 30 tysięcy ludzi. Tak więc na jednego komunistę wypada stu pięćdziesięciu ludzi powołanych do tego, żeby go zwalczać.
Można również zrobić inne zestawienie: amerykański ekspert wojskowy Edwin Lieuwen informuje, że armia Gwatemali „liczy ponad 500 pułkowników” (1964 г.). Oznacza to, że blisko 3 pułkowników żyje ze zwalczania jednego komunisty. I to jak żyje! „Ich przywileje (tj. przywileje pułkowników) – pisze inny amerykański ekspert wojskowy, Jerry Weaver – obejmują m. in. dotacje na budowę domów, szczodre pensje, obfite deputaty i, co jest istotne, ludzie ci są nietykalni”.
Kiedy Ydigoras dowiedział się z gazet, że jest komunistą, ogarnął go strach. Stary już i zmęczony postanowił jednak działać, postanowił się oczyścić. Usiadł i napisał wielki akt samoobrony, potężną księgę pt. „My War with Communism” („Moja wojna z komunizmem”), która ukazała się jeszcze w tymże 1963 roku w wydawnictwie Englewood Cliffs, Prentice-Hall, USA. W książce tej generał ostrzega wszystkich, że to Peralta jest komunistą, a on, Ydigoras, był zawsze obrońcą demokracji amerykańskiej.
Tymczasem nowy prezydent, pułkownik Peralta, człowiek młody i ambitny, zabrał się energicznie do pracy. Zracjonalizował i unowocześnił system walki z komunizmem. Przede wszystkim postanowił spisać wszystkich komunistów.
„Ciągle mówią, że ten czy tamten jest komunistą – wyjaśniał swoją decyzję na konferencji prasowej – ale potem zapomina się i ci ludzie dalej chodzą bezkarnie. A teraz każdy będzie w ewidencji”.
W związku z tym Peralta wydał obowiązującą do dziś ustawę (ustawa nr 9, 1963 r.) „O rejestracji osób, które rząd wojskowy uważa za komunistów”. Ustawa powołuje do życia urząd o nazwie Narodowe Archiwum Bezpieczeństwa (Archivo Nacional de Seguridad – ANS). Archiwum to prowadzi rejestr komunistów, a ściślej, jak mówi nazwa ustawy, rejestr osób, które wojskowi uważają za komunistów. A kogo wojskowi uważają za komunistów? Na to pytanie odpowiada Eduardo Galeano w swojej książce „Guatemala, pais ocupado”: „Wojskowi uważają za komunistę każdego, kto myśli inaczej niż i oni, a nawet każdego, к t o «w ogóle myśl і”. У Teraz już wiemy, według jakiej zasady pracuje ANS. Mając tak ustalone kryterium funkcjonariusze sporządzają odpowiednie listy. „Es-tar en la lista” – tzn. być, znaleźć się na liście – jest w Gwatemali równoznaczne z wyrokiem śmierci. Kto trafił na listę, wie, że ma wyrok, i sprawą otwartą pozostaje tylko moment jego wykonania. Wyrok może być wykonany następnego dnia, ale także za miesiąc, za rok, za pięć lat. Problem polega jednak na tym, że niewielu tylko wie, czy już są, czy jeszcze nie ma ich na liście.
Dostęp do list jest bardzo ograniczony i poza ambasadą USA listy może czytać tylko maleńkie grono osób, tak małe, że nie mieści się w nim prezydent republiki. Ale czasem ktoś może prezydentowi szepnąć jakieś nazwisko z listy. Publicysta gwatemalski Elias Condal opowiada o takim wypadku z prezydentem Mendezem Montenegro: „Pewnego dnia prezydent Mendez wezwał do siebie bliskiego przyjaciela, kolegę jeszcze z lat studenckich. – Nie ruszaj się stąd – powiedział mu Mendez – zostań tu i mieszkaj u mnie w pałacu. Dowiedziałem się, że jesteś na liście. Mają cię zabić. Jest to jedyna ochrona, jaką mogę ci zaoferować”.
Читать дальше