Po 116 latach ruszyła na stolicę Gwatemali uzbrojona w nowe automaty kolumna najemników Castillo Armasa. Epidemia cholery minęła, ale jak mówił komunikat Armasa, w kraju „szalała komunistyczna zaraza”. Dlatego najemnicy nieśli krzyże z przybitą do nich pięścią. Pułkownik Armas niósł obraz Jezusa Chrystusa z Esąuipulas – patrona Gwatemali. Na czele kolumny powiewały kościelne sztandary. Ci potomkowie grabarzy zwalczali już nie cholerę, lecz komunizm, i szli, żeby wygnać sprawcę zarazy, – Arbenza Guzmana.
Ze stolicy Gwatemali kolumna otrzymywała rozkazy wydawane drogą radiową przez ambasadora USA – Johna Peurifoya. W dniu inwazji Peurifoy włożył mundur khaki i przypiął colta. W ambasadzie panował duży ruch.
O kilka ulic dalej, w pałacu prezydenta siedział osamotniony Arbenz. Większość dowódców armii czekała już w gabinecie Peurifoya na rozkazy. Arbenz uznał, że stawianie oporu nie ma sensu. Wezwał dowódcę sił zbrojnych, pułkownika Enriąue Diaza, i przekazał mu władzę. „W kilka godzin później – wspomina minister spraw zagranicznych w rządzie Arbenza, Guillermo To-riello, w książce pt.»La Batalia de Guatemala«- Peurifoy zjawił się w gabinecie pułkownika Diaza. Do tej pory zdołano już aresztować wielu przywódców PGT (Partido Guatemalteco del Trabajo – partia komunistyczna) i związków zawodowych. Zgodnie z tym, co opowiada Diaz, spotkanie wyglądało następująco: Peurifoy przyniósł długą listę nazwisk owych przywódców. Podał ją Diazowi i zażądał, aby ludzie znajdujący się na liście zostali rozstrzelani w ciągu 24 godzin. – Ale dlaczego? – zapytał Diaz. – Bo są komunistami – odpowiedział Peurifoy. Diaz stanowczo nie zgodził się na splamienie rąk tą odrażającą zbrodnią i odrzucił żądanie Peurifoya, aby wydać rozkaz egzekucji. – Więc nie? – zapytał Peurifoy. – Nie – odpowiedział Diaz. – Tym gorzej dla pana – powiedział Peurifoy i wyszedł.
Natychmiast po zajęciu Gwatemali przez bandę Armasa – pisze dalej Toriello – zaczęła się rzeź ludności, rzeź nie tylko zwolenników Arbenza i działaczy politycznych, ale wszystkich tych, którzy w taki czy inny sposób próbowali sprzeciwić się «wyzwolicielom». Wkrótce znalazło się w więzieniach dziesięć razy więcej ludzi, niż były one w stanie pomieścić. W całym kraju, we wsiach i w małych miasteczkach mordowano chłopów, którzy wzięli ziemię z reformy rolnej i którzy bodaj w najmniejszym stopniu próbowali stawiać opór tyranii. Wszystko pochłonęła fala terroru. Chłopi zaczęli uciekać w góry, aby ratować się przed bandami, które ścigały ich w imię wyzwolenia Gwatemali. A wszystkie te zbrodnie przeciw życiu, wolności, prawom człowieka popełniał Castillo Armas w imię Boga i pod pretekstem likwidacji komunizmu. Wróciły stare praktyki tyranów Gwatemali, tyle że dawniej prześladowano «na rozkaz pana prezydenta», a teraz «z polecenia Narodowego Komitetu Obrony przed Komunizmem». Komitet ten stał się panem życia i śmierci całego społeczeństwa. Jeden dowcip komuś powtórzony, jedna plotka albo zła wola jakiegoś funkcjonariusza reżimu wystarczą, aby – obojętne kogo – ścigać, uwięzić i torturować. Komunizm służy tylko za pretekst, aby pozbyć się przeciwników reżimu i załatwić porachunki osobiste. W sumie przeciętny Gwatemalczyk, któremu godność i patriotyzm nie pozwalają zaakceptować tego porządku, ma przed sobą tylko trzy drogi: więzienie, emigrację albo grób…”
Apel poległych zamordowanych w pierwszych dniach kontrrewolucji: Javier Acevedo, z Chiąuimula, chłop Catarino Alvarado, z San Juan, chłop Rogelio Arevalo, z Puerto Barrios, robotnik 38 chłopów rozstrzelanych w Las Cruses, Ipa-la Andres Cruz i jego brat, z Puerto Barrios, robotnicy Rolando Cordon, z Teculutan, sołtys Claudio Gutierrez i 2 synów, z Chiąuimula, chłopi 49 chłopów rozstrzelanych w Rio Shusho 18 chłopów rozstrzelanych w Los Cimentos Salvador Jacinto, z La Типа, chłop Antonio Castro, z Chiąuimula, kolejarz Juan Ruiz, z Petary, chłop Cupertino Tiul z żoną, z Pierto Barrios, robotnicy 29 chłopów rozstrzelanych w San Juan Sa-catepeąuez 2 członków Komitetu Reformy z Acasaguastlan Amical Solis, z Morales, robotnik Macario Lopez, z Progreso, chłop Pablo Quintana, z Tiąuisate, robotnik Carlos Archila, z miasta Guatemala, sierżant Bonifacio Mendez, z Zacapy, chłop Aureliano Veliz, z San Vincente, chłop (z listy Generalnej Konfederacji Robotników Gwatemali, luty 1955 г.).
Ta lista ciągnie się bez końca, zapisywana codziennie, do dzisiaj.
Prezydent Arbenz Guzman ocalał, chroniąc się w ambasadzie Meksyku. Po dwóch miesiącach słarań rządu meksykańskiego Departament Stanu zgodził się, aby Arbenz, który konstytucyjnie był nadal prezydentem Gwatemali, opuścił ambasadę i udał się na emigrację.
Przed ambasadą i wzdłuż trasy na lotnisko zebrała się cała śmietanka nowego reżimu: więźniowie kryminalni z Kolumbii, handlarze narkotyków z Portoryko, handlarze niewolników z Brazylii, barman burdelu w Tegucigalpie. A także właściciele bogatych sklepów, których Arbenz zmusił do płacenia podatków. I właściciele plantacji kawy, którym Arbenz kazał szanować robotników. Tysiące agentów CIA zajętych „krzewieniem demokracji”. Dyrekcja firmy „Share and Bond”, New York, filia w Gwatemali, której Arbenz kazał obniżyć ceny na światło. Delegacja kibiców z United Fruit. Tłum ten czekał na Arbenza uzbrojony w kamienie, zgniłe jajka i zdechłe szczury. Arbenz miał iść wśród tego tłumu piechotą, ponieważ Castillo Armas zabronił, żeby odwieziono go samochodem.
Ambasador Meksyku wiedział, że Arbenz może nie dojść żywy do lotniska. Kazał wyjąć flagę swojego kraju i okręcił nią prezydenta Gwatemali. W bramie ambasady ukazał się teraz Arbenz, owinięty flagą Meksyku. Otaczali go pracownicy ambasady. Zaczął się marsz na lotnisko, przez tłum rozjuszony i bezradny, który ruszył za nimi. Na lotnisku ambasador musiał pożegnać się z Arbenzem. Samolot czekał gotowy do odlotu. Po płycie kręcił się Peurifoy, główny reżyser. Prezydent Arbenz stał i czekał, co będzie dalej. Główny reżyser czekał, aż zbierze się wielka widownia. Potem wydał rozkaz. Ludzie z kolumny Armasa podeszli do prezydenta i kazali mu rozebrać się do naga. Arbenz zaczął się rozbierać. Tłum wył i gwizdał. Arbenz został w spodenkach, których nie dał sobie ściągnąć.
I tak wszedł do samolotu.
Później Arbenz błąkał się po świecie. Milczał, nie udzielał wywiadów, nie składał deklaracji. Nie pozwalał, żeby go fotografowano. Ale czasem jakiemuś fotoreporterowi udawało się zrobić zdjęcie i wtedy ukazywała się w gazetach pociągła twarz Arbenza, człowieka, który odważył się zakłócić ciszę potrzebną bananom United Fruit i który był komunistą, ponieważ chciał, żeby każde dziecko w Gwatemali miało swoje buty.
Castillo Armas, nowy prezydent, zajmował się nie tylko mordowaniem. Wiele czasu poświęcał również działalności ustawodawczej. W ciągu dwóch lat wydał 574 dekrety likwidujące to, co zrobiła rewolucja. Odwołał dekret o reformie rolnej i oddał grunta United Fruit. Chłopi, którym Arbenz dał ziemię, zostali z niej wyrzuceni.
Wody Gwatemali, które w 1944 roku wylały się z brzegów w poszukiwaniu nowego ujścia, wróciły w stare koryto. Wiosną 1957 roku odbyła się w czcigodnych murach Columbia Uni-versity, USA, uroczystość: w uznaniu zasług dla demokracji amerykańskiej pułkownik Armas otrzymał tytuł doktora honoris causa.
Tak wyróżniony, a już niepotrzebny, został z rozkazu CIA zastrzelony 26 lipca tegoż roku przez Roberto Monteza z własnej Gwardii Przybocznej.
W armii zaczęły się targi o fotel prezydenta.
Читать дальше