– Czy zaspokoiłeś kiedyś tę swoją potrzebę? – zapytał jeden ze studentów.
– Tak – odpowiedział krótko François – ale potem się bałem, że ktoś mnie na tym przyłapie.
– Czy mógłbyś opowiedzieć dokładniej, jak zaspokoiłeś swoją potrzebę – dociekliwie pytał ten sam student. François popatrzył niepewnie na terapeutycznie uśmiechniętego przewodniczącego.
– Czasami pracowałem jako pomoc szpitalna na oddziale chirurgicznym. Ale naprawdę wybierałem to, co zostało po operacjach i już nikomu się nie przydało.
– Czy ten głód opanowuje cię często? – zapytała dziewczyna robiąca pilnie cały czas notatki.
– Raz, dwa razy do roku, chyba.
– Możesz dokładnie określić porę roku lub miesiąc? – padło bardzo szczegółowe pytanie.
– Nie wiem – szczerze odpowiedział François.
– A czy gdyby nie uboczne korzyści z twej pracy, to czy mógłbyś napaść na kogoś, ot tak na ulicy? – zaniepokoiła się nienaukowo dziewczyna o dosyć obfitych kształtach.
W tym momencie przewodniczący podziękował François i zwrócił się do nieco skonfundowanego audytorium:
– Koledzy, proponuję podpisać petycję domagającą się udostępnienia w szpitalach i ośrodkach medycznych specjalnych przychodni dla ludzi takich jak François. Myślę, że jest to konieczne z kilku powodów. Po pierwsze; pozwoliłoby to zaspokoić w humanitarny sposób tę recesywną potrzebę. Poza tym uniknęłoby się dzięki temu niepożądanych przez społeczeństwo przypadków naruszania prawa. Po drugie; zdejmie się z tych ludzi kompleks nienormalności. Wszyscy w końcu zrozumieją, że kanibalizm jest jeszcze jednym z przejawów bogactwa natury homo sapiens. Zresztą taka akcja pozwoliłaby nam, antropologom na dogłębne, laboratoryjne wręcz zbadanie tego interesującego zjawiska. I po trzecie; dystrybucja białka ludzkiego, nikomu już niepotrzebnego, jak to określił François, będąca pod kontrolą medyczną uchroni jego konsumentów przed zakażeniem AIDS. Proponuję założyć komitet obrony kanibalizmu recesywnego i…
Wyszłam z zebrania nie dlatego, żebym miała coś przeciwko obronie kanibalizmu recesywnego.
Nawet wzruszyła mnie historia François, ale nie lubię przynależeć do komitetów będących zalegalizowaną i skostniałą formą aktywności społecznej.
Najlepszą pracą poświęconą ikonografii Marii-Magdaleny jest książka Mademoiselle Madeleine Delpierre. Książka ta pozostała w rękopisie i znajduje się w bibliotece Luwru. Nie jestem studentką Szkoły Luwru więc nie mogę korzystać z jej wspaniałego księgozbioru. Próbuję przekonać jednak bibliotekarza, żeby pożyczył mi do czytelni tę jedną jedyną książkę, której nigdzie indziej nie można dostać.
– Nie wolno. Musi się pani zapisać do Szkoły Luwru.
Nie mam ochoty zapisywać się do tej snobistycznej szkółki dla panienek z dobrych domów. Ale co innego mi pozostało.
– Dobrze, zapiszę się na jeden semestr. Gdzie jest sekretariat?
– Niestety, teraz mamy połowę listopada i nie przyjmuje się nowych studentów – poinformował mnie z satysfakcją bibliotekarz.
– No to jak? Żeby wypożyczyć książkę muszę się zapisać, ale zapisać się nie mogę bo już jest za późno.
Bibliotekarz wzruszył ramionami i poszedł jeść nieśmiertelne petit déjeuner. Pani, która go zastępowała powiedziała, że nie muszę się nigdzie zapisywać. Ten jeden, jedyny raz mogę przeczytać książkę w czytelni. Praca Mademoiselle Delpierrc, napisana w roku 1947, okazała się być pracą doktorską i znajdowała się według katalogu w archiwum biblioteki czyli w zupełnie innym budynku. Przeszłam przez Cour Carrée, dostałam przepustkę i dotarłam do archiwum. Bardzo sympatyczna pani przejrzała katalog, w którym wyczytała że praca Mademoiselle Delpicrre znajduje się w bibliotece Muzeum Galliera.
Cóż przyjemniejszego, jak przejechać się metrem, między stacjami Luwr i Jena. Na miejscu dowiedziałam się, iż Muzeum Galliera jest „Muzeum Mody i Stroju”, a do biblioteki można wejść wyłącznie po wcześniejszym (przynajmniej o dzień) zaanonsowaniu się sekretarce. Zrobiłam cierpiętniczą minę cudzoziemca spieszącego się właśnie na samolot do swego zamorskiego kraju i w końcu portier pozwolił mi wejść.
Panie bibliotekarki, zdumione moim pytaniem o pracę Mademoiselle Delpierre stwierdziły, że w Luwrze na pewno ktoś się pomylił, bo one żadnej książki o Marii-Magdalenie nie mają. Wracam do Luwru, telepiąc się pół godziny zatłoczonym metrem. Przepustka, Cour Carrée, bardzo uprzejma pani jeszcze raz sprawdza katalog i odsyła mnie z powrotem do Muzeum Galliera. Tam ponownie pertraktacje z portierem i znowu zdumione panie bibliotekarki, ale tym razem zdumione nieco rozsądniej: – Jak u nas w muzeum stroju może być książka o świętej i w dodatku o świętej, której jedynym strojem były jej włosy.
Mocny argument, ale nie mam siły wracać do Luwru. Namawiam panie do poszperania w katalogu, lecz ku memu zdziwieniu dzwonią do dyrektorki Muzeum. Po chwili dyrektor zjawia się osobiście w postaci uroczej starszej pani przedstawiającej się mi jako Mademoiselle Delpierre.
Miałam ogromne szczęście, że Mademoiselle Delpierre jeszcze cieszy się dobrym zdrowiem i pracuje, w przeciwnym razie nigdy bym nie mogła przeczytać doktoratu, który przechowuje u siebie w prywatnym mieszkaniu a nie, jak to mylnie informują katalogi, w bibliotece Muzeum Galliera.
Opłaciło się poszukiwanie pracy Mademoiselle Delpierre. Dzięki niej znalazłam fotografię dwunastowiecznego portalu kościoła w Neuilly-en-Donjon, na którym przedstawiono zarazem Marię-Magdalenę i Ewę. Po lewej stronie płaskorzeźby – Adam i Ewa w Raju jedzący owoc zakazany: Grzech. Po prawej – uczta u Szymona, Maria-Magdalena jawnogrzesznica pochylona przed Chrystusem namaszcza olejkiem Jego stopy: Pokuta. Poniżej Madonna trzymająca Dzieciątko i Trzej Królowie oddający Mu pokłon.
Komentarz pod opisem portalu: Jest to najbardziej rozbudowana scena namaszczenia stóp Chrystusa. W średniowiecznej sztuce francuskiej scenę tę ograniczano do przedstawienia Marii-Magdaleny i Jezusa pomijając pozostałe postacie.
Jeśli para Adam-Ewa była dla gnostyków alegorią androgyniczności, to jaką rolę odgrywa w tej symbolice Maria-Magdalena porównywana do Ewy? Stopy, głowa, wieża, Maria z Magdali, Maria Matka Jezusa, Ewa. A jak rozumieć następujący fragment Księgi Rodzaju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”. Musi istnieć proste wyjaśnienie, ale jak na nie trafić? Mario-Magdaleno pomóż, bo sama nic tu nie wymyślę.
Po przyjeździe do Francji spotykałam Polaków nie mieszkających w kraju od czasów stanu wojennego i Polaków będących zagranicą od paru miesięcy czy dni. Jedni i drudzy zadawali mi to samo pytanie – „A co tam w Polsce, co nowego? Jak tam jest teraz?” W zależności od zainteresowań i dociekliwości pytającego wydłubywało się wspomnienia sprzed kilku lat lub tygodni. O cenie sera, dolarów, o tym jakie to były zadymy w Hucie, wspomnienia do wyboru do koloru. Jedno ze wspomnień jest tak fotogeniczne, filmowe, że aż kiczowate:
Maj 88. ZOMO weszło nocą do strajkującej Huty; pobici robotnicy, niesprawdzone ale bardzo prawdopodobne wieści o zabitych i ciężko rannych. Na Uniwersytecie Jagiellońskim wiec, w czasie którego mamy przegłosować czy rozpoczynamy strajk solidarnościowy, czy idziemy do domu. Przemówienia o jakiejś racji stanu, o bezsensownym narażaniu substancji (chyba narodowej, nie usłyszałam dokładnie), przed Collegium Novum stoi ciężarówka pełna osiłków z Brygady Antyterrorystycznej.
Читать дальше