Rankiem szesnastego dnia ósmego miesiąca Trzecia Siostra udała się na swoje miejsce schadzek, a my siedzieliśmy w domu i czekaliśmy. Wszyscy mieliśmy już trochę dość woniejącej trawą gęsiny i mieliśmy nadzieję, że Han Ptaszek trochę urozmaici nasze menu. Nie mieliśmy śmiałości marzyć, że Trzecia Siostra przyniesie nam tym razem jedno z tych wielkich ptaszysk o pysznym mięsie, lecz kilka turkawek, przepiórek, dzikich kaczek lub gołębi było całkiem prawdopodobne.
Trzecia Siostra wróciła jednak z pustymi rękami i z oczyma czerwonymi jak brzoskwinie od płaczu. Matka spytała czym prędzej, co się stało.
– Hana Ptaszka porwali jacyś ludzie, ubrani na czarno, mieli strzelby i jechali na rowerach…
Razem z nim porwali kilkunastu innych silnych mężczyzn. Powiązali ich sznurkiem jak szarańcze. Han Ptaszek walczył ze wszystkich sił, mięśnie jego ramion napinały się i pęczniały niby nadmuchiwane piłki. Żołnierze bili go po pośladkach i krzyżu kolbami strzelb, kopali w nogi. Oczy mu poczerwieniały, jakby za chwilę miała z nich buchnąć krew albo ogień.
– Jakim prawem mnie więzicie? – krzyczał.
Jeden z żołnierzy rozmazał mu na twarzy garść błota, oślepiając go. Han wył niczym dzikie zwierzę w potrzasku. Trzecia Siostra biegła za nimi, w końcu zatrzymała się i zawołała:
– Hanie Ptaszku!
Gdy uszli kolejny odcinek drogi, Trzecia Siostra znowu stanęła i zawołała:
– Hanie Ptaszku!
Żołnierze obejrzeli się, śmiejąc się złośliwie.
– Będę na ciebie czekała, Hanie Ptaszku!
– Idź do diabła, kto ci kazał czekać?! – odkrzyknął Han Ptaszek. W tamto południe, siedząc nad garnkiem ziołowej zupy, w której odbijały się nasze twarze, w pełni zrozumieliśmy – matka także – jak bardzo Han Ptaszek był ważny dla naszej rodziny.
Trzecia Siostra padła na kang z płaczem. Przepłakała dwa dni i dwie noce. Matka próbowała najróżniejszych sposobów, by ją uspokoić, lecz bez skutku.
Trzeciego dnia po porwaniu Hana Ptaszka Trzecia Siostra zeszła z kangu. Boso, z obnażonymi piersiami, bez odrobiny wstydu wyszła na podwórze i wskoczyła na konar granatowca, wyginając elastyczną gałąź w długi łuk. Matka podbiegła czym prędzej, by ją ściągnąć, lecz siostra znów sprężyła się do skoku, wylądowała zręcznie na sterkulii, po czym przeskoczyła na katalpę, a stamtąd na kalenicę naszego krytego strzechą dachu. Poruszała się niewiarygodnie zwinnie, jakby nagle wyrosły jej wielkie skrzydła. Siedziała okrakiem na kalenicy, patrząc prosto przed siebie; na jej twarzy rozkwitał promienny uśmiech. Matka stała na podwórku z zadartą głową i prosiła lękliwie:
– Lingdi, córeczko kochana, zejdź na dół, matka już nie będzie ci przeszkadzać, zrobisz, co zechcesz…
Trzecia Siostra nie reagowała, jakby rzeczywiście zamieniła się w ptaka i przestała rozumieć ludzką mowę. Matka zawołała na podwórko moją Czwartą, Piątą, Szóstą, Siódmą i Ósmą Siostrę, a nawet małego łobuza Simę i kazała nam wszystkim wołać Trzecią. Siostry wołały ze łzami w oczach, a Trzecia Siostra nie zwracała na nie najmniejszej uwagi. Przekrzywiła głowę i zaczęła skubać własne ramię jak ptak czeszący pióra. Potrafiła przekręcić głowę tak mocno, jakby jej szyja stała się czymś w rodzaju osi i sięgała z łatwością nie tylko barku, lecz także do własnych maleńkich sutków, które mogłaby bez trudu ssać. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że jest w stanie ugryźć się we własny pośladek albo w stopę – gdyby miała ochotę, sięgnęłaby ustami do dowolnego miejsca na swoim ciele. W gruncie rzeczy sądzę, że Trzecia Siostra, siedząc wtedy na kalenicy, stała się w pełni częścią świata ptaków: myślała jak ptak, zachowywała się jak ptak, miała nawet ptasią minę.
Przypuszczam, że gdyby matka nie poprosiła Trzeciego Fana i paru innych silnych mężczyzn, by za pomocą pewnej ilości krwi czarnego psa ściągnęli Trzecią Siostrę na dół, na jej plecach rzeczywiście wyrosłaby para okazałych skrzydeł i Lingdi zamieniłaby się w pięknego ptaka – jeśli nie w feniksa, to w pawia, a co najmniej w złocistego bażanta. Czymkolwiek by się stała, bez wątpienia rozpostarłaby skrzydła i poleciała na poszukiwanie Hana Ptaszka. Lecz faktyczny przebieg wydarzeń był raczej żałosny i zawstydzający: Trzeci Fan kazał pewnemu zwinnemu, drobnemu mężczyźnie, nazwiskiem Zheng Maolin, którego przezywano Małpą, by wspiął się ukradkiem na kalenicę z wiadrem psiej krwi, zbliżył się od tyłu do Trzeciej Siostry i oblał ją krwią od stóp do głów. Trzecia Siostra skoczyła na równe nogi i rozpostarła ręce, jakby chciała ulecieć, ale poślizgnęła się, spadła z kalenicy, zsunęła się z dachu i wylądowała ciężko na chodniku przed domem. Z rany rozmiarów moreli na jej głowie lała się krew. Trzecia Siostra była nieprzytomna.
Matka, zanosząc się płaczem, próbowała zatamować krwawienie garścią trawy, po czym z pomocą Czwartej i Piątej Siostry obmyła córkę z psiej krwi i położyła ją w domu na kangu.
Siostra odzyskała przytomność o zmroku.
– Lepiej się czujesz, Lingdi? – spytała matka ze łzami w oczach.
Trzecia Siostra spojrzała na matkę i jakby skinęła głową, a może wcale tego nie zrobiła. Łzy popłynęły strumieniami z jej oczu.
– Moje biedne, skrzywdzone dziecko… – płakała matka.
– Zabrali go do Japonii – rzekła Trzecia Siostra chłodno – wróci dopiero za osiemnaście lat. Urządź mi ołtarzyk, matko. Jestem teraz Ptasią Nieśmiertelną.
Słysząc to, matka zastygła jak rażona gromem, z wielkim kłębowiskiem uczuć w sercu. Patrzyła z lękiem w demoniczną twarz córki, tysiące słów cisnęły jej się na usta, lecz nie była w stanie wydusić z siebie nawet jednego.
W krótkiej historii Północno-Wschodniego Gaomi było sześć kobiet, które z powodu nieszczęśliwej miłości albo niemożności poślubienia ukochanego zamieniło się w zwierzęce Nieśmiertelne: lisią, jeżową, łasiczą, wężową, borsuczą i nietoperzową. Wiodły owiane tajemnicą życie i były darzone pełnym lęku szacunkiem. Dziś w naszym domu zamieszkała Ptasia Nieśmiertelna, co napełniało serce mojej matki smutkiem i obrzydzeniem zarazem. Nie śmiała się jednak sprzeciwiać, ponieważ znała pewną krwawą historię z przeszłości: kilkanaście lat wcześniej niejaka Fan Jinzhi, żona handlarza osłami Juana Jinbiao, została przyłapana na cmentarzu z młodszym od niej mężczyzną. Członkowie rodziny Yuan pobili kochanka śmiertelnie, a potem zbili dotkliwie Fan Jinzhi, która przepełniona wstydem i nienawiścią, zażyła truciznę – arszenik. Rodzina dowiedziała się o tym w porę i uratowano ją, wywołując wymioty za pomocą ekskrementów. Gdy oprzytomniała, oznajmiła, że jest wcieleniem Lisiej Nieśmiertelnej i że prosi o postawienie ołtarza. Yuanowie nie wyrazili zgody. Od tej pory drewno na opał należące do rodziny Yuan często zajmowało się ogniem, garnki i naczynia pękały bez widocznej przyczyny, dziadek z dzbana z winem wyciągnął jaszczurkę, z nozdrzy babki, gdy kichnęła, wystrzeliły dwa przednie zęby, a gdy ugotowali pierożki, zamiast nich wyłowili z garnka martwe żaby. W końcu rodzina Yuan ustąpiła – urządziła ołtarzyk dla Lisiej Nieśmiertelnej i pokój odosobnienia dla Fan Jinzhi.
Pokój Ptasiej Nieśmiertelnej znalazł się we wschodnim skrzydle naszego domu. Matka wspólnie z Czwartą i Piątą Siostrą posprzątały izbę po Sha Yuełiangu, wymiotły pajęczyny z kątów i starły kurz z sufitu, pokryły okna świeżym papierem. Pod północną ścianą ustawiły stojak na kadzidła i zapaliły trzy sandałowe kadzidełka, które zostały z tamtego roku, gdy Shangguan Lü modliła się do bodhisattwy Guanyin. Za kadzidłami powinien wisieć wizerunek Ptasiej Nieśmiertelnej, lecz nikt nie wiedział, jak ona wygląda – jedynym wyjściem było poprosić Trzecią Siostrę o wskazówki. Matka uklękła więc przed nią i spytała tonem pełnym czci:
Читать дальше