Od strony mostu na Rzece Czarnej Wody nadjechały dwie wyjątkowo długie limuzyny, czerwona i biała; jechały bardzo blisko siebie, jedna za drugą. Przypominały samca i samicę. Ciekawe, jakiego koloru byłoby ich potomstwo…
Lu Shengli co chwila spoglądała na mężczyznę; na jej surowym obliczu rozkwitał czarujący uśmiech. Był to uśmiech cenniejszy niż diament i bardziej przerażający niż śmiertelna trucizna. Dyrektor Biura Zarządzania Zabytkami z naszą seledynową misą w ręku zbliżył się do niej truchcikiem.
– Pani burmistrz Lu, pani burmistrz Lu! Bardzo nam miło, że zechciała pani przyjrzeć się naszej pracy.
– Co zamierzacie? – spytała Lu Shengli.
– Zamierzamy wokół tej pagody zbudować park rozrywki, który przyciągałby turystów z kraju i zagranicy – oznajmił dyrektor.
– A dlaczego ja nic o tym nie wiem?
– Tę decyzję podjęła pani Ji Jadeitowa Gałązka.
– Wszystkie jej decyzje należy powtórnie rozważyć. Ta pagoda powinna być chroniona, nie życzę sobie też, by burzono ten dom. W tym miejscu odnowimy tradycję śnieżnego targu. Co to za atrakcja: automaty do gry, samochodziki, stoły do pingponga? Tak sobie wyobrażacie rozrywkę? Towarzyszu, trzeba mieć wizję! Musimy czymś przyciągnąć zagranicznych turystów, jeśli chcemy, by wydawali u nas pieniądze. Już apelowałam do wszystkich mieszkańców, by naśladowali Wschodnie Centrum Ptaków, by uczyli się od nich przedsiębiorczości, próbowali nowych dróg, realizowali oryginalne pomysły. W końcu czym jest reforma? Co to znaczy otwarcie? To zmiana sposobu myślenia i sposobu działania. Nie ma pomysłów nie do zrealizowania, są tylko takie, na które jeszcze nikt nie wpadł! Wschodnie Centrum Ptaków przystępuje właśnie do realizacji Projektu Feniksa: krzyżując strusie, bażanty i pawie, mają nadzieję wyhodować feniksa, istotę, o której opowiadają nasze legendy…
Przemawianie stało się jej nałogiem. Im dłużej mówiła, tym bardziej się zapalała, niczym rozpędzony koń o rozgrzanych kopytach. Notariusz i milicjanci stali jak słupy. Reporter z miejskiej telewizji, podwładny świeżo powołanego na stanowisko dyrektora Urzędu Radia i Telewizji redaktora słynnego „Jednorożca", z kamerą na ramieniu filmował panią burmistrz Lu Shengli i wszystkich dostojnych gości. Dziennikarze z gazet nagle ocknęli się z odrętwienia i zaczęli biegać tam i z powrotem; to przyklękając, to prostując się, pstrykali im zdjęcia.
Sima Liang wreszcie dostrzegł matkę, która leżała ze związanymi rękami i nogami przed pagodą. Zachwiał się mocno, jakby jakaś potężna ręka chwyciła go za głowę i potrząsnęła. Cofnął się o krok. Jego wielka, okrągła głowa zakołysała się, łzy trysnęły z oczu. Kolana uginały się pod nim pomału, wreszcie ukląkł gwałtownie.
– Babciu, babciu! – zaszlochał głośno.
Płakał szczerze, czego dowodziły jego rzewne łzy i zasmarkany nos. Shangguan Lu otworzyła swoje ledwie widzące oczy i drżącymi wargami wymówiła:
– Liang? To ty?
– Babciu, babciu kochana! Tak, to ja, Sima Liang! Ten sam Sima Liang, którego wykarmiłaś własną piersią! – szlochał.
Shangguan Lu zakołysała ciałem na boki.
– Kuzynko, jak mogłaś tak związać babcię? – spytał Sima Liang, podnosząc się.
– Mój błąd, kuzynie – rzekła zawstydzona Lu Shengli, po czym zwróciła się do Qina Wujina i wysyczała przez zęby: – Sukinsyny!
Pod Qinem Wujinem ugięły się kolana, lecz zdołał utrzymać porcelanowe naczynie.
– Niech tylko wrócę… nie, zrobię to od razu. Niniejszym zwalniam pana ze stanowiska! Po powrocie napisze pan samokrytykę! – krzyknęła Lu Shengli.
Schyliła się i zaczęła rozplątywać więzy matki. Napotkawszy wyjątkowo mocno zaciągnięty węzeł, szarpnęła go zębami i rozluźniła. Był to nad wyraz wzruszający widok. Lu Shengli pomogła matce wstać.
– Babciu, przyjechałam za późno – powiedziała. Matka spojrzała na nią niepewnie.
– Kim pani jest? – spytała.
– Nie poznajesz mnie, babciu? Jestem Lu Shengli, twoja wnuczka!
– Nie jesteś do niej podobna. – Matka pokręciła głową i poszukała wzrokiem Simy Lianga. – Liang, babcia chce cię dotknąć. Jesteś chudy czy gruby? Tak, ty jesteś mój Liang, zgadza się – oznajmiła, pomacawszy jego głowę. – Człowiek się zmienia, ale jego czaszka nigdy. Cały ludzki los jest w niej zapisany. Zupełnie nieźle wyglądasz, dziecko, przynajmniej jedzenia ci nie brakuje.
– Nie brakuje, babciu – załkał Sima Liang. – Wyrwaliśmy się z biedy, możesz już przestać się martwić, czeka cię wygodne życie. A co z moim wujaszkiem? Jak się miewa?
Stanęliśmy twarzą w twarz. Czy mam dalej udawać szaleńca, czy też pokazać mu trzeźwą stronę mojego umysłu? Nie widzieliśmy się od prawie czterdziestu lat; bardzo by się zasmucił, gdyby zobaczył mnie psychicznie chorego. Postanowiłem więc, że dla mojego przyjaciela z dzieciństwa będę normalną, inteligentną osobą.
– Liang! Sima Liang!
– Jintong! Wujaszek Jintong!
Rzuciliśmy się sobie w objęcia. Mocny zapach wody kolońskiej przyprawił mnie o zawrót głowy. Kiedy Liang mnie puścił, spojrzałem w jego ruchliwe oczy. Westchnął jak człowiek bardzo mądry i wykształcony. Na klapie jego starannie odprasowanego garnituru dostrzegłem ślady moich łez i smarków. W tym momencie Lu Shengli wyciągnęła ku mnie rękę, jakby chciała wymienić uścisk dłoni, lecz gdy ja uczyniłem to samo, ona cofnęła swoją. Poczułem wstyd i gniew jednocześnie. Lu Shengli, do diabła, zapomniałaś o swojej przeszłości! Zapomniałaś o historii! A niech cię! Zapomnieć historię oznacza zdradzić! Zdradziłaś rodzinę Shangguan, bo ja reprezentuję… właściwie kogo? Nikogo, nawet nie siebie…
– Witaj, wujku. Ledwie tu trafiłam, od razu zaczęłam się rozpytywać o ciebie i babcię.
Kłamstwa. Od początku do końca kłamstwa. Lu Shengli, odziedziczyłaś bogatą wyobraźnię Shangguan Pandi, kierowniczki brygady hodowlanej w Państwowym Gospodarstwie Rolnym Rzeki Wodnego Smoka – ona otworzyła burdel w boskim ogrodzie zwierząt, a ty chcesz hodować feniksy. Niestety, nie odziedziczyłaś jej szczerości.
Towarzysząca Simie Liangowi kobieta o europejskiej urodzie zbliżyła się do mnie, by uścisnąć moją dłoń. Miała duże, jędrne, zimne, gładkie, jasne, obfite, lecz nie nadmiernie tłuste piersi. Sima Liang zaimponował mi, przyprowadzając ze sobą tę drogocenną piękność o urodzie aktorki z filmu, który pokazywał nam Babbitt. Nasi przodkowie na pewno są z niego bardzo dumni. Kobieta musiała być odporna na chłód – miała na sobie tylko cienką sukienkę.
– Dzień dobry! – powiedziała nieporadną chińszczyzną, wypinając pierś w moją stronę.
Czy wspominałem już, że na widok pięknego biustu traciłem kontrolę nad językiem?
– Piękne piersi – odparłem.
– Kto by pomyślał, że wujek tak skończy… – rzekła Lu Shengli z żalem w głosie.
– Wszystko się da załatwić – zapewnił z uśmiechem Sima Liang. – Wykurujemy naszego wujka. Pani burmistrz, zamierzam zainwestować tu sto milionów. Zbuduję największy hotel w mieście, wyłożę fundusze na ochronę tej pagody. Co do Wschodniego Centrum Ptaków Hana Papugi, wyślę tam kogoś na rekonesans, a potem zdecyduję, czy włożyć pieniądze w ten interes. W końcu jest pani potomkinią rodziny Shangguan – jako burmistrz cieszy się pani moim pełnym poparciem. Mam tylko nadzieję, że takie incydenty jak ten, ze związaniem naszej babci, nie będą się powtarzały.
– Gwarantuję, że członkowie tej rodziny będą traktowani z największą delikatnością i troską – oświadczyła Lu Shengli.
Читать дальше