On jednak ośmielił się twierdzić, że Emma go zachęcała, że domyślała się jego zamiarów, przyjmowała hołdy, słowem, gotowa była go poślubić! Drażniło ją w najwyższym stopniu, że mógł uważać się za równego jej pozycją i umysłem, że patrzał z góry na jej przyjaciółkę, tak dobrze zdając sobie sprawę z różnic stanu, gdy chodziło o warstwy zajmujące niższy niż on szczebel w hierarchii społecznej, a tak zaślepiony, gdy chodziło o te, które nad nim górowały, iż odważył się podnieść oczy na nią. To nie do zniesienia!
Byłoby to może żądać zbyt wiele, by miał zrozumieć, jak dalece nie dorósł do niej inteligencją i subtelnością umysłu. Właśnie brak owej subtelności nie pozwalał mu tego dostrzec; powinien natomiast zdawać sobie sprawę, o ile Emma przewyższa go fortuną i pozycją. Powinien wiedzieć, że Woodhouse'owie, od kilku pokoleń osiedli w Hartfield, są młodszą linią bardzo starego rodu, a Eltonowie to minorum gentium. Hartfield niewiele posiadało ziemi, wrzynało się bowiem zaledwie wąskim skrawkiem w dobra Donwell Abbey, do których należało całe Highbury, jednakże majątek Woodhouse'ów był skądinąd tak pokaźny, że nie ustępował nawet Donwell Abbey, zaś rodzina Woodhouse'ów zajmowała z dawien dawna poczesne miejsce w całym sąsiedztwie, do którego pan Elton zaliczał się zaledwie od dwóch lat. Przybył zaś tu, by w miarę sił wywalczyć sobie pozycję, nie mając żadnych stosunków poza sferą kupiecką ani żadnych walorów osobistych poza tymi, jakie dawał mu stan duchowny i wrodzona uprzejmość. Wyobraził sobie widać, że Emma się w nim zakochała; najoczywiściej tak był zadufany w sobie; nazżymawszy się więc chwilę nad kontrastem, jaki tworzyły w młodym pastorze dobre maniery i zarozumiałość, Emma, chcąc być uczciwą wobec siebie, musiała przyznać, że traktowała go łaskawie i uprzejmie, tyle mu okazywała kurtuazji i szacunku, że (jeżeli nie odgadł istotnych względów, które nią kierowały) człowiek o tak miernym umyśle obserwacyjnym i tak mało subtelny, jak pan Elton, rzeczywiście mógł sobie wmówić, że panna Woodhouse go wyróżnia. A skoro ona błędnie wytłumaczyła sobie jego uczucia, jakim prawem dziwi się, że on, zaślepiony miłością własną, mylnie zinterpretował te, które nią rządziły?
Ona pierwsza popełniła błąd, i to kardynalny. To szaleństwo, to postępek karygodny, chcieć odegrać tak czynną rolę w kojarzeniu dwojga ludzi! Zbyt ryzykowne było branie na siebie tak wielkiej odpowiedzialności, lekkomyślne potraktowanie czegoś, co należy traktować z największą powagą, tworzenie sztucznych konstrukcji z czegoś, co powinno być naturalne i proste. Dręczyły ją wyrzuty sumienia, wstydziła się i postanowiła, że już nigdy nic podobnego nie uczyni.
– Przeze mnie – wyrzucała sobie – na skutek moich perswazji Harriet przywiązała się szczerze do tego człowieka. Gdyby nie ja, nigdy by może o nim nie pomyślała, nigdy nie budowałaby na nim żadnych nadziei, to ja zapewniłam ją o jego uczuciach, ją bowiem cechuje ta skromność i niewysokie mniemanie o sobie, które jemu przypisywałam. Gdybym się była zadowoliła wybiciem jej z głowy młodego Martina! W tym wypadku miałam rację, wówczas postąpiłam słusznie, ale powinnam była na tym poprzestać, resztę zaś pozostawić czasowi i woli losu. Wprowadzając ją do dobrego towarzystwa, dałam jej sposobność pozyskania sympatii człowieka, który byłby jej godny; nie powinnam była kusić się o nic więcej. A teraz spokój biednej dziewczyny został na długi czas zakłócony. Byłam tylko na poły jej przyjaciółką! Byle nie odczuła tego zawodu zbyt głęboko! Doprawdy, nie mam pojęcia, kto mógłby być dla niej pożądaną partią? William Coxe? O, nie, nie zniosłabym Williama Coxe'a, impertynencki adwokacik!
Przerwała rumieniąc się i śmiejąc z tego powrotu do dawnych nawyków, po czym zaczęła zastanawiać się głębiej nad tym, co było, co mogłoby być, a co być musi. Przykra prawda, którą trzeba wyjawić Harriet, ból, jaki jej sprawi, skrępowanie, jakie odczuwać będą w razie przyszłych spotkań z pastorem, trudności, jakie przedstawia zarówno podtrzymywanie, jak zerwanie, dalszej z nim znajomości, poskramiany sentyment, tajona niechęć, obawa przed rozgłosem; było tego dość, by pogrążyć ją w niewesołych rozważaniach przez czas dłuższy. Położyła się wreszcie, nie doszedłszy do żadnych wniosków poza tym, że popełniła straszny błąd.
Istocie tak młodej i obdarzonej naturą tak pogodną, jaką miała Emma, budzący się dzień prawie niezawodnie przyniesie nawrót dobrego humoru, choćby nawet poprzedni wieczór był najbardziej ponury. Młodość i pogoda poranku tworzą szczęśliwą analogię, działającą z jednakową siłą, jeżeli więc troska nie jest tak dojmująca, by nie pozwoliła oczu zmrużyć, można być pewnym, że otworzywszy się następnego dnia, ujrzą złagodzony smutek i promień nadziei.
Emma wstała nazajutrz rano, bardziej pełna otuchy, niż kiedy kładła się do łóżka, gotowa widzieć przyszłość w mniej czarnych barwach i ufać, że uda się jakoś wyjść z opresji.
Pocieszała się, że pan Elton nie jest naprawdę w niej zakochany ani tak bardzo sympatyczny, by uczynienie mu zawodu miało sprawiać mu zbyt wielką przykrość, oraz że Harriet nie jest osobą dość uduchowioną, aby żywić uczucia bardzo głębokie i wierne. Doszła ponadto do przekonania, że nie trzeba, aby ktokolwiek dowiedział się o tym, co zaszło, oprócz trzech osób najbardziej zainteresowanych, a zwłaszcza nie należy nawet w najmniejszym stopniu niepokoić ojca tą całą sprawą.
Wszystko to były istotnie pocieszające myśli; widok zaś grubej warstwy śniegu zaścielającej ziemię rozchmurzył ją do reszty. Pożądany był każdy pretekst mogący usprawiedliwić to, że te trzy osoby trzymają się od siebie z daleka.
Pogoda była dla Emmy łaskawa: chociaż to Boże Narodzenie, nie mogła pójść do kościoła. Pan Woodhouse byłby w rozpaczy, gdyby córka usiłowała się tam udać, toteż mogła z czystym sumieniem pozostać w domu nie podsuwając nikomu niewłaściwych myśli. Ziemia pokryta śnieżną skorupą, pogoda wahająca się pomiędzy mrozem a odwilżą, najmniej ze wszystkich sprzyja spacerom, co rano bowiem padał deszcz lub śnieg, a co wieczór ściskał mróz; wszystko to sprawiło, że Emma przez kilka dni była skazana na więzienie domowe. Łączność z Harriet mogła utrzymać jedynie za pomocą listów, do kościoła nie poszła nie tylko w dzień Bożego Narodzenia, lecz i w najbliższą niedzielę; nie trzeba było również tłumaczyć, dlaczego pan Elton nie odwiedził Hartfield podczas świąt.
Taka pogoda mogła każdego zatrzymać w domu, a choć Emma miała nadzieję, a nawet pewność, że pastor pociesza się w takim czy innym towarzystwie, było bardzo dobrze, że ojciec nie wątpi nawet o przymusowej samotności pastora, który jest zbyt rozumny, aby się gdziekolwiek ruszyć. Z zadowoleniem słuchała więc, jak przemawia do pana Knightleya, któremu żadna pogoda nie była zdolna przeszkodzić w odwiedzeniu sąsiadów:
– Ach, drogi panie, czemuż pan nie siedzi w domu, tak jak ten biedny pan Elton?
Te dni przymusowego zamknięcia byłyby nawet Emmie bardzo miłe, gdyby nie jej osobiste kłopoty, podobna rekluzja bowiem dogadzała jak najbardziej szwagrowi, od którego nastroju zależała atmosfera domowa; ten, zresztą, tak skutecznie wyładował zły humor w Randalls, że aż do końca pobytu w Hartfield zachował niezmąconą pogodę. Był uprzejmy i usłużny, mówił dobrze o wszystkich. Ale mimo tych nadziei i dobrych myśli, pomimo chwilowej, tak pożądanej zwłoki, czekająca ją rozmowa z Harriet wisiała nad Emmą jak miecz Damoklesa, nie pozwalając na całkowitą beztroskę.
Читать дальше