Aż dziw bierze, że jeszcze dziś może ktoś upierać się przy takim stanowisku. Józef Flawiusz, faryzeusz i prawowierny wyznawca judaizmu, członek rodu kapłańskiego i po kądzieli potomek Machabeuszów, donosi nam rzekomo w tej notatce, że Jezus był Mesjaszem i prawdopodobnie Bogiem, że został ukrzyżowany i zmartwychwstał na trzeci dzień. Naiwny był ten chrześcijański kopista, który notatkę przemycił do tekstu w takiej formie, ale nie mniej naiwni byli ci, którzy dali mu wiarę.
Wiemy dziś, kiedy w przybliżeniu ów sfingowany passus powstał. Pisarze kościelni: Klemens, Minucjusz, Tertulian i Teofil z Antiochii, dobrze znali Starożytności żydowskie, a jednak nie wspominają ani słowem owej budującej dla chrześcijan informacji o Jezusie. Nie sposób przypuszczać, że uczynili to umyślnie dla jakichś tam niewiadomych celów, wobec tego pozostaje nam tylko jeden wniosek: że w dawniejszych egzemplarzach Starożytności żydowskich po prostu tej informacji jeszcze nie było. Dopiero późniejszy chronologicznie Euzebiusz, autor pierwszej Historii Kościoła, który żył w latach 263-340, cytuje ją w dobrze znanym nam brzmieniu. A zatem, logicznie biorąc, musimy dojść do konkluzji, że sfabrykował ją jakiś kopista na przełomie III i IV wieku.
Pewna myśl nie daje nam jednak spokoju: jak Euzebiusz, człowiek bądź co bądź uważający siebie za poważnego historyka, mógł dać się zmylić przez tak grubymi nićmi szyty falsyfikat? Czy przypadkiem nie miał on jakichś danych, które usprawiedliwiały jego stanowisko, a o których my nie mamy dziś żadnej wiadomości? Można by tak sądzić, gdyby nie to, że niestety mamy inne jeszcze przykłady, świadczące o tym, jak bezkrytyczny i łatwowierny był Euzebiusz. Tak na przykład w swojej Historii Kościoła cytuje on z całą powagą listy, jakie mieli wymienić między sobą król Edessy Abgar i Jezus. Oto te listy:
„Abgar, syn Ukamesa, do Jezusa, Zbawiciela dobroczynnego, który pojawił się w krainie Jeruzalem.
Mówiono mi o Tobie i o tym, że uzdrawiasz chorych, nie uciekając się do ziół i leków. Opowiadają bowiem, że za Twoją przyczyną ślepi widzą, a chromi chodzą, że wypędzasz duchy nieczyste i czarty, że wyzwalasz tych, których długie gnębią choroby i wskrzeszasz umarłych. Wysłuchawszy tego wszystkiego o Tobie, mniemam, że z dwojga jedno jest prawdziwe: alboś Bogiem i z nieba zstąpiwszy działasz te wszystkie cuda, alboś też Synem Bożym, który to sprawia.
Dlatego więc piszę dziś do Ciebie prosząc Cię, abyś raczył przybyć i uwolnić mnie od choroby, na którą cierpię. Mówiono mi poza tym, że Żydzi szemrają przeciwko Tobie i że chcą Ci szkodzić. Stolica moja nie jest wielka, ale piękna bardzo, wystarczy nam obu”.
Odpowiedź Jezusa: „Błogosławiony!, albowiem nie widziałeś mnie, a uwierzyłeś we mnie. Napisane jest bowiem o mnie, że ci, co widzieli mnie, nie uwierzą we mnie, ażeby ci, co nie widzieli mnie, uwierzyć i mieć żywot wieczny mogli. Co się tyczy zaś prośby twojej, abym udał się do ciebie, trzeba mi tutaj wypełnić posłannictwo moje, a następnie odejść do tego, który mnie posłał. Gdy to się stanie, wyślę ci jednego z uczniów moich, który uleczy cię z choroby i otworzy drogę żywota tobie i tym wszystkim, którzy są z tobą”.
Ponoć – tak przynajmniej twierdzi Euzebiusz – Jezus istotnie przychylił się do prośby króla Abgara i wydelegował do niego swego ucznia Judasza, syna Tadeusza. Na niekorzyść naszego historyka trzeba jeszcze powiedzieć, że nawet łatwowiernym ludziom V wieku korespondencja wydawała się podejrzana i ostatecznie na synodzie kościelnym w 495 r. w Rzymie uznano ją za apokryf, czyli po prostu za falsyfikat.
Euzebiusz ma w swoim dorobku inne jeszcze podobne gafy. Choćby cytowany przezeń z naiwną wiarą list Piłata do Tyberiusza, w którym prokurator Judei spowiada się przed cesarzem, iż przekonał się o boskości Jezusa i że skazał go na śmierć tylko dlatego, że Żydzi go w błąd wprowadzili. Tyberiusz, ciągnie dalej Euzebiusz, przekazał list senatowi z propozycją uznania Jezusa za Boga, spotkał się jednak z odmową pogańskich senatorów.
Ciekawy przyczynek w dyskusji naokoło „Testimonium Flavianum” zawdzięczamy Orygenesowi. Ten wybitny pisarz kościelny żył w latach 185-254, a więc przed Euzebiuszem i przed wprowadzeniem do tekstu Starożytności żydowskich inkryminowanej interpolacji o Jezusie. Z jego polemicznego traktatu Przeciw Celsusowi, z którym zapoznamy się bliżej w następnym rozdziale, wynika, że w swoim egzemplarzu Starożytności żydowskich miał on notatkę o Janie Chrzcicielu i Jakubie, natomiast, jeżeli chodzi o Jezusa, to najwidoczniej znał on jakiś zgoła inny tekst, na podstawie którego uczynił Józefowi Flawiuszowi zarzut, iż nie wierzył, aby Jezus był Mesjaszem.
Była to więc jakaś notatka oceniająca Jezusa z punktu widzenia człowieka niewierzącego. Ponieważ takiej notatki u Flawiusza nie znaleziono, zachodziło pytanie, na czym mógł Orygenes się oprzeć dając wyraz swej krytycznej opinii. Niektórzy bibliści doszli do przekonania, że ów tekst pierwotny znany Orygenesowi dotąd kryje się w „Testimonium Flavianum”, tyle tylko że przeredagowany w duchu chrześcijańskim przez jakiegoś późniejszego kopistę. Niektórzy bibliści podjęli próbę wyodrębnienia owego domniemanego pratekstu przez prosty zabieg usunięcia z „Testimonium Flavianum” sugestii, iż Jezus był dogiem i zapowiedzianym przez proroków Mesjaszem, który zmartwychwstał. Uzyskany w ten sposób portret mędrca i nauczyciela wędrownego, jakich wielu było wówczas w Palestynie, mógł z pewnością wyjść spod pióra prawowiernego Żyda i potomka rodu kapłańskiego, jakim był Józef Flawiusz. Taki opis mógł także skłonić Orygenesa do wyrażenia opinii, iż autor jego nie wierzył w boskość Jezusa.
Hipoteza, zdawałoby się, aż nadto przekonywająca. A jednak ma ona poważne mankamenty. Przede wszystkim wątpliwości musi budzić sam zabieg wycedzania z „Testimonium Flavianum” owego domniemanego pratekstu. Poszczególni bibliści, mimo przeprowadzonych studiów nad cechami stylu i języka Józefa Flawiusza, nie zdołali zrekonstruować tekstu o jednakowym brzmieniu. Ich wersje różnią się między sobą do tego stopnia, że nie tylko samą metodę, ale także jej teoretyczne założenia trzeba stawić pod znakiem zapytania. Skoro przy dzisiejszym stanie filologii nie można uzyskać zgodnego rezultatu, ma się prawo sądzić, że taki pratekst pióra Józefa Flawiusza nigdy się nie odnajdzie.
Jednakże sprawę na niekorzyść całej koncepcji przesądziło ostatecznie rozejrzenie się w kontekście, w jakim tkwi „Testimonium Flavianum”. Wyszła tu na jaw bardzo znamienna rzecz. Ustęp poprzedzający je (18,111,2) oraz ustęp następujący po nim (18,111,4) niewątpliwie tworzą jedną ciągłość narracyjną, mającą za temat zamieszki wśród Żydów i inne ich kłopoty. „Testimonium Flavianum” ni stąd, ni zowąd, w sposób można by powiedzieć bezceremonialny, rozrywa na dwoje ową sekwencję narracyjną, co oznacza, że zostało ono sztucznie, bez liczenia się z logiką, wtłoczone w obcy tekst. Uczynił to, rzecz jasna, jakiś niezręczny i niezbyt inteligentny podrabiacz; pomawianie o tak niezgrabną interpolację autora Starożytności żydowskich byłoby niedorzecznością.
Są jednak ludzie, którzy w desperacji chwytają się najfantastyczniejszych pomysłów. Tak więc jeden z biblistów każe nam uwierzyć, że Józef Flawiusz nawrócił się pod koniec życia na chrześcijaństwo i że ex post włączył wówczas do swego gotowego dzieła ów znany nam ustęp o Jezusie. Dlaczego jednak dokonał tej interpolacji w sposób tak nielogiczny, rozrywając bezceremonialnie wątek własnej narracji, tego nikt nie próbował wyjaśnić. Podajemy ten szczegół jedynie tylko jako ciekawostkę, ponieważ ta osobliwa próba ratowania „Testimonium Flavianum” za wszelką cenę nie spotkała się z aprobatą poważniejszych uczonych. Z dzieł Józefa Flawiusza wynika przecież dowodnie, że do końca życia pozostał on gorliwym wyznawcą religii żydowskiej i faryzeuszem.
Читать дальше