Wprawnymi palcami zadzwonił do Denvera Stylesa. Odezwała się automatyczna sekretarka. Nagrał wiadomość, że chce się spotkać jeszcze tego wieczoru.
Claire nigdy w życiu nie była w chacie Kane’a po drugiej stronie jeziora. Wiedziała, że tam mieszka, nawet przepływała obok motorówką, ale nigdy się tam nie zatrzymała, a jej związek z Kane’em przed jego wyjazdem do wojska był tak krótki i nagły, że nie było na to czasu. Zresztą wówczas Kane szukał byle pretekstu, żeby wymknąć się z domu i uciec od tego pijaka, swego ojca.
Teraz, wjeżdżając na parking przed domem, czuła łomotanie serca. Dżip Kane’a stał przy podjeździe. Nie było odwrotu. Musiała stanąć z nim oko w oko i powiedzieć mu, że jest ojcem. Już dosyć kłamstw. Miała spocone dłonie i wynajdywała tysiące pretekstów, żeby nieuniknione odłożyć na później, ale nie mogła. Przyszedł czas.
Ledwie weszła na schody przed domem, Kane otworzył drzwi.
– Szukasz mnie? – spytał, a wydawał się bardziej daleki niż kiedykolwiek, nie przytulił jej ani nie pocałował. Nawet się nie uśmiechnął. Ale był jak zwykle przystojny i męski. Miała ochotę paść mu w ramiona, objąć go, pocałować i nigdy nie wypuścić.
– Musimy porozmawiać.
Z zainteresowaniem uniósł brwi.
– O czym?
– O wielu rzeczach.
Przytrzymał drzwi i wpuścił ją do środka. Pokój był czysty, pomijając stanowisko pracy, na którym leżało pełno papierów, długopisów, teczek, spinaczy biurowych, był tam też jego komputer. Czuła, że stoi za jej plecami i czeka. Szukała odpowiednich słów, żeby ją zrozumiał.
– Jest coś… co powinieneś wiedzieć.
– Obróć się, Claire – poprosił, dotykając jej ramion i delikatnie ją odwracając, tak żeby nie mogła uniknąć patrzenia mu w oczy.
– Trudno mi o tym mówić. – Odchrząknęła. – To… dotyczy Seana.
Lekko zacisnął usta.
– Nie jest synem Paula?
– Co? Nie, ale…
– Jest mój.
Te dwa słowa wciąż odbijały się echem w jej głowie, zagłuszając panującą w pokoju ciszę. Czy to potępienie widziała w jego oczach, czy tylko gniew?
– Tak.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Nie mogłam… Kiedy się o tym dowiedziałam, byłam już mężatką. Paul zgodził się oficjalnie uznać dziecko za swoje i myślałam… – Miała w oczach łzy, policzki zarumienione ze wstydu. – To znaczy, dopóki Sean nie ukończył trzech, czterech miesięcy, myślałam, że…
– Że to jest dziecko Taggerta.
– Tak. – Mówiła drżącym głosem. – Och, Kane… Tak bardzo mi przykro.
Przytuliła się do niego i poczuła, że jest sztywny jak jego głos.
– Myślałam, że to Harley jest jego ojcem. Przez cały okres ciąży i w pierwszych miesiącach życia dziecka sądziłam, że jego ojciec nie żyje, że nigdy nie będę mogła się z tym pogodzić… Mijały miesiące i lata, a ja coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to twój syn. Ale zaszłam w ciążę z Sam i łatwiej było udawać, że jesteśmy szczęśliwą normalną rodziną. – Piekące łzy zamgliły jej oczy. – Oczywiście, że nią nie byliśmy.
Wstrząsnął nim dreszcz. Jeszcze przed sekundą był taki daleki, a teraz mocno ją objął ramionami i przytulił, jak gdyby chciał ją posiąść na zawsze, ciałem i duszą.
– Już dobrze – powiedział, chuchając jej we włosy. Kolana jej zadrżały. Co zrobiła, żeby zasłużyć na jego zrozumienie? Pocałował ją w czubek głowy. Cicho zaszlochała.
– Kocham cię – wyznała, a on jeszcze mocniej ją przycisnął do siebie.
– Kocham cię. – Podniósł ręce i obrócił jej twarz ku swojej. – Wiedziałem o Seanie.
Zamarła.
– Wiedziałeś?
– Wczoraj to odkryłem.
– Co? – Usiłowała mu się wyrwać, ale zatrzymał ją w ramionach.
– Mam kopię jego świadectwa urodzenia.
– O nie… – Zapragnęła zapaść się pod ziemię.
– Najpierw pomyślałem, że jest synem Taggerta, ale potem, gdy się nad tym zastanowiłem, doszedłem do wniosku, że jest bardziej podobny do mojej rodziny. Grupa krwi się zgadza. Sprawdziłem to.
– Kiedy się o tym dowiedziałam, było już za późno. Pomyślałam, że dla niego lepiej, jeśli będzie uważał Paula za naturalnego ojca, bo byliśmy małżeństwem. – Pociągnęła nosem. – Kolejny mój błąd.
– Wszystko będzie dobrze – powiedział.
Jakże bardzo by chciała mu uwierzyć, zaufać mu.
– Nie rozumiem, jak może być dobrze.
– Chciałbym, żebyś za mnie wyszła, Claire – oświadczył, patrząc jej w twarz i uśmiechając się blado. – Straciliśmy wiele czasu, ale myślę, że jeszcze nie jest za późno. Dla nas wszystkich.
– Ale Sean i Samantha…
– Oboje będą moimi dziećmi.
– Nie sądzę… Chciałam powiedzieć, że przecież piszesz tę książkę o Harleyu.
– Już nie. Muszę ci się z czegoś zwierzyć. – Podprowadził ją do sofy i oboje na nią się osunęli. Otoczył ją ramieniem i opowiedział, co się wydarzyło wczoraj wieczorem, jak biegł dookoła jeziora z zamiarem przeprowadzenia z nią ostrej rozmowy o Seanie, jak później, kiedy przypadkiem usłyszał głosy sióstr, nie mógł się powstrzymać od podsłuchiwania.
– Nie powinienem był stać w ukryciu i słuchać tej rozmowy – powiedział. Wciąż go gryzło sumienie. – Ale nie mogłem stamtąd odejść. Wierz mi, jeśli chodzi o mnie, twoje tajemnice są bezpieczne.
– Już nic nie jest bezpieczne.
– Sza.
Całując ją, czuł w ustach smak łez.
– Tylko mi zaufaj, Claire.
– Ufam ci. – Drżąc przytuliła się do niego i westchnęła, jakby już się poddała.
– Zostań moją żoną.
– Zostanę – obiecała.
Znów ją pocałował. Wiedział, że ta kobieta jest jego przeznaczeniem.
Weston ustawił kliwer i chwycił wiatr w żagiel. Zadzwonił do Devnera Stylesa i poprosił o spotkanie na osobności. Obaj już byli na pokładzie „Stephanie” i przybijali do brzegu. Sterując zgrabną łodzią, Weston zastanawiał się, na ile może Stylesowi zaufać. Chciwy sukinsyn gotów jest zrobić prawie wszystko za odpowiednią sumkę, tego był pewien. O ile go znał, Styles nie miał żadnych skrupułów. Był wyrachowanym prywatnym detektywem, który zapewne miał jakieś powiązania ze światem przestępczym.
– Mam problem – wyznał, sterując łodzią tak, że płynęła z wiatrem.
– Jaki? – Styles obrzucił go cholernie przenikliwym spojrzeniem.
– Mam nadzieję, że mi pomożesz go rozwiązać.
– Może.
– Chcę, żeby kilka osób… znikło.
Wiatr targał włosy Stylesa, zasłaniając mu oczy, ale wyraz jego twarzy się nie zmienił. Nadal przenikał Westona metalowymi, szarymi oczami.
– Co znaczy „zniknąć”?
– Odejść na zawsze. Styles masował szczękę.
– Chcesz, żebym je zabił? Weston wzruszył ramionami.
– Myślę, że tak będzie najprościej. Jakiś wypadek na szosie sto jeden, gdzie szosa zakręca wysoko nad morzem. Barierki mogą być mniej wytrzymałe i samochód może wypaść z drogi. Mógłby stoczyć się z klifu i wylądować w oceanie.
Styles prawie niedostrzegalnie zacisnął szczękę.
– A kto by był w tym samochodzie?
– Tessa Holland i jej siostrzeniec, Sean St. John.
– A jeśli powiem „nie”?
– W grę wchodzi duża suma pieniędzy.
Styles zawahał się. Weston wiedział, że już ma go w garści. Drań na pewno nie przepuści takiej okazji.
– Ile?
– Parę setek tysięcy. Musisz tylko znaleźć sposób ich uprowadzenia. Wlać trochę alkoholu w gardło Tessy, może też w gardło chłopaka. Założę się, że ten mały wypróżnił już wiele butelek piwa w swoim życiu. Gdy już będą spici, wsadzić oboje do samochodu Tessy, a kiedy jutro wieczorem wszyscy inni będą na przyjęciu z okazji ogłoszenia kandydatury Dutcha na gubernatora, ta dwójka będzie mieć wypadek.
Читать дальше